Adrian Nikiel dla Xportalu

MONARCHIA W POLSCE1) Czy wierzy Pan w możliwość restytucji monarchii? Czy ma to być typowa – z historycznego punktu widzenia – monarchia, czy może „stara Tradycja w nowej formie”? Gdybym nie wierzył, nie założyłbym Organizacji Monarchistów Polskich. Natomiast na drugie pytanie odpowiem: nie jesteśmy ludźmi Średniowiecza, tylko Nowego Średniowiecza. A niektórzy z nas zapewne zaliczają się do Nowego Baroku. Dlatego na pewno zaistnieje jakaś nowa forma, o której trudno teraz mówić bez popadania w grzech konstruktywizmu. Nie chciałbym tworzyć ustrojowej political fiction. A równocześnie podkreślić należy, że próba bezkrytycznego kopiowania rozwiązań ustrojowych ancien regime’u byłaby niewątpliwym szaleństwem.2) Kto w Pana przekonaniu mógłby być najlepszym kandydatem na króla Polski? Jeśli nie może Pan wskazać konkretnego kandydata – czy mógłby Pan określić, jakie cechy powinien posiadać „idealny” król?Mój ideał to monarcha pochodzący z prawowitego małżeństwa w ramach katolickiej dynastii. Wspominam o tym warunku, gdyż współcześnie nawet dynastie katolickie są trapione plaga rozwodów i cywilnych „małżeństw niesakramentalnych”. Jeżeli dobrze pamiętam, pewna królowa matka jest już w trzecim tzw. związku… Tak więc istotnym jest, aby legitymizm pochodzenia przyszłego króla Polski nie mógł zostać zakwestionowany. Zapewne nie zdziwi Pana, iż oczekuję, że „idealny” król, będzie – zanim nie zakończy się wyborem papieża obecny wakat Stolicy Apostolskiej – sedewakantystą. Jawnym sedewakantystą, a nie ketmanem. Człowiekiem, który koronę i namaszczenie przyjmie z rąk sedewakantystycznego biskupa.Jeżeli miałbym wskazać cechy charakteru, zwykle odpowiadam nieco żartobliwie, że król musi być skrzyżowaniem generała Franco, generała Pinocheta i p. Małgorzaty Thatcher. „Idealny” król musi mieć świadomość, iż omnipotencja organów władzy, etatyzm, interwencjonizm i inne diabelskie, rewolucyjne wynalazki, to droga do katastrofy. W określonym sensie powinien być zatem chrześcijańskim libertarianinem, który wie, że władzę absolutną należy skutecznie egzekwować wyłącznie na przypisanych jej przez Boga polach dla dobra wspólnego poddanych, a poza nimi rozpościera się obszar indywidualnych wolności, na którym to obszarze państwo nie ma nic do gadania. Pierwszoplanową rolą króla jest funkcja sakralna: łącznika między Niebem a wspólnotą, reprezentanta poddanych przed Bogiem, samotnego na szczycie społecznej piramidy w obliczu Majestatu Boskiego i rozliczanego również za grzechy powierzonych jego władzy ludzi. Król zatem wspomaga Kościół poprzez tworzenie poddanym warunków do życia moralnego (m.in. wolnościowy system ekonomiczny – całkowicie wolny rynek, pełna reprywatyzacja i prywatyzacja majątku państwowego, najniższe z możliwych podatki etc. etc.). W wolnościowym ustroju poddani nie będą wikłani w system wzajemnego okradania, staną się dorosłymi osobami w pełni odpowiedzialnymi za własne życie. W konsekwencji, jako strażnik tego stanu rzeczy „idealny” król musi być Ojcem i Synem Sprawiedliwości, czyli najwyższym sędzią, który m.in. nie zawaha się wymierzać kary śmierci za zbrodnie.3) Jak według Pana powinien rozwijać się ruch monarchiczny w Polsce? Jaka według Pana będzie jego przyszłość?Ruch monarchistyczny od ponad dwudziestu lat ma w Polsce podstawowe zadanie: edukować i wychowywać Naród, aby Naród w perspektywie paru pokoleń był przygotowany do restaurowania monarchii. Niestety, wciąż jesteśmy na początku tej ogromnej pracy. Ruch musi docierać przede wszystkim do ludzi młodych, powinien doprowadzić do odrodzenia religijnego Polski, jako fundamentu przyszłego sojuszu Ołtarza i Tronu. Ale proszę pamiętać, że mam na myśli odległą perspektywę czasową.Przyszłość? Zwycięstwo.4) Jak układają się Pan stosunki z Klubem Zachowawczo-Monarchistycznym? Dlaczego nie zawsze były one dobre?Moje obecne stosunki z Klubem to znajomość, a również bliska współpraca, z kilkoma osobami, które – oprócz innych forma aktywności publicznej – są także członkami Klubu. Trudno więc mówić o jakichś konkretnych stosunkach, albowiem spośród obecnych działaczy KZM kojarzę nazwiska i twarze może kilku ludzi. A nie zawsze były dobre, albowiem przed kilkunastu laty, z jakichś irracjonalnych powodów ówczesne kierownictwo KZM uznało, iż trzeba z polskiego monarchizmu stworzyć swoistą monopartię lub też mega stowarzyszenie, że nie powinno być myśli i działalności monarchistycznej poza KZM. Okazało się, że jestem rzekomo przeszkodą i konkurencją w dziele tworzenia Polskiej Zjednoczonej Partii Monarchistycznej. Proszę zwrócić uwagę, że w wyniku takich działań upadły niezależne Kluby w Krakowie i na Górnym Śląsku, a OMP jakimś cudem przetrwała. Być może dlatego, że to stowarzyszenie jest moim autorskim pomysłem metapolitycznym. To się nie mogło podobać, zatem przeciwko nam toczyły się różne bardzo dziwne i niskie gierki. O niektórych „akcjach” wspomniał Norbert Wójtowicz w swojej pionierskiej pracy o historii OMP. Jak widać, nie daliśmy się złamać. Ale cóż, tamto kierownictwo KZM na szczęście przeszło do historii stowarzyszenia, więc proszę pamiętać, iż mówię o wydarzeniach z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Wspominam o nich wyłącznie dlatego, iż Pan zadaje pytania, na które można odpowiedzieć tylko szczerze, albo wcale. Podziwiam tę umiejętność.5) Jaka powinna być rola świętego Kościoła w odrodzonej Polsce? Czy Polska dzięki królowaniu Chrystusa i jego Matki – Maryi – nie jest już monarchią?Nawet jeżeli przyjmiemy, że jest już monarchią, musielibyśmy równocześnie zgodzić się, iż jest to monarchia typu „zachodnioeuropejskiego”, czyli koronowana demokracja, w której monarcha nie ma nic do powiedzenia. Poza tym, obawiam się, takie stawianie sprawy jest próbą samooszukiwania: władze państwowe systematycznie łamią wszelkie przykazania, ale pocieszamy się, iż jest dobrze, bo Chrystus jest Królem. Tak, jest Królem, ale właśnie archetypem monarchy na wygnaniu.Kościół w Polsce najpierw sam musi się odrodzić. Niestety, zanim nasi rodacy rozstaną się z mitem „Papieża Polaka”, zanim staną się sedewakantystami, a nie tylko „malowanymi” katolikami z nazwy, czeka nas bardzo długa droga przez pustynię. Współcześnie Kościół musi naszą Ojczyznę ewangelizować od podstaw. To jest ziemia najdosłowniej misyjna.DEMOKRACJA6) Jest pan nieprzejednanym krytykiem systemu partyjnego. Dlaczego w takim razie funkcjonuje Pan w strukturach demokratycznie działającej Unii Polityki Realnej? Jaka jest granica kompromisu ze współczesnością, na którą może pójść skrajny prawicowiec? Tą granicą jest właśnie działalność w Unii Polityki Realnej. Nie widzę innej partii w Polsce, do której integralny monarchista mógłby należeć. Wynika to z samej idei założycielskiej UPR i jej dokumentów programowych.7) Czy każda demokracja jest zła? Czym – de facto – jest demokracja? Jaka jest jej istota? Czy jej wady są usuwalne? Być może istnieje lub istniał jakiś dobry ustrój demokratyczny, ale ja go nie znam. Znana mi demokracja jest śmiercią, tryumfem głupoty, buntu i pychy. Demokracja jest właśnie odrzuceniem władzy Boga nad ludźmi, kryptosataniczną rebelią, w ramach której można odmieniać imię Boga przez wszystkie przypadki, lecz absolutnie nic z tego nie wynika.8) Napisał Pan kiedyś – „Wobec Systemu demoliberalnego zawsze będziemy w mniejszości. Nie przyjmujemy znaku demokratycznej Bestii i dlatego w ogóle powinniśmy przestać myśleć o złowrogiej liczbie 51 %”. Skoro odrzuca Pan możliwość przejęcia władzy w wyniku wyborów demokratycznych, jak Pan uważa – przy pomocy jakiej formy „ przymusu” (bo chyba nikt nie wierzy w jego dobrowolna abdykację) można usunąć ten znienawidzony ustrój? Powinno dojść do załamania politycznego, czyli ustrój demokratyczny działaniami swoich przedstawicieli musi się w końcu skompromitować. Oczywiście poparcie społeczne jest istotne, ale wcale nie musi być mierzone sumą głosów oddanych w wyborach. Ludzie prędzej czy później boleśnie się przekonają, iż demokracja prowadzi do katastrofy. Tak się stało z komunizmem i narodowym socjalizmem, zatem można domniemać, że taki będzie też koniec demoliberalizmu.Często przytaczam taki przykład: z pewnością w starożytnych Atenach byli Ateńczycy przekonani o spiżowej trwałości demokracji – na 10 lat przed wstąpieniem na tron Filipa Macedońskiego…9) Według myślicieli związanych z Action Française państwo nie powinno „zakładać szkół i sprzedawać zapałek”. Czy według Pana – rzeczywiście – zapałki wyprodukowane przez państwo „nie chcą się palić”, a szkoły przez nie zakładane „indoktrynują”? Jaka powinna być granica ingerencji państwa w życie jego obywateli? Czy państwo w ogóle powinno w to życie ingerować? Ingerować wyłącznie tam, gdzie jest to niezbędne – zgodnie z zasadą pomocniczości: granicą ingerencji są działania poddanego skierowane przeciwko życiu, zdrowiu i własności innej osoby. Wynika to bezpośrednio ze świadomości, że najważniejszym zadaniem państwa jest stworzenie poddanym warunków do życia moralnego. A w skład tych warunków wchodzi m.in. nienaruszalność życia i wszelkich dóbr. Z kolei na pewno nie można tak powiedzieć o rywalizacji na niwie ekonomicznej między omnipotentnym aparatem państwa i poddanymi. Takie działania niszczą gospodarkę i prowadzą do infantylizacji społecznej. Co do szkół, pamiętam, że wiele lat temu na pewnym spotkaniu w Krakowie mówiłem, iż nie chodzi o to, aby „ich” indoktrynację zastąpić „naszą” indoktrynacją, lecz żeby istniała wielość szkół i programów szkolnych, wolny wybór przedmiotów nauczania. Szanuję też wybór tych, którzy pragną pozostać analfabetami. 10) Jak powinna być nasza reakcja na antycywilizacyjne funkcjonowanie prawa polskiego umożliwiającego mordowanie nienarodzonych? Czy tzw. marsze tolerancji, będące festiwalami promocji wszelkiego rodzaju zboczeń, należy tolerować czy rozpędzać? Możemy tylko dążyć do zmiany prawa, popierać działania zmierzające w tym kierunku. Innych możliwości chyba nie ma? Odnośnie działań promujących dewiacje – jeżeli mają one charakter publiczny, prowokacyjny, ich uczestnicy muszą liczyć się z tym, że zostaną rozpędzeni przez ludzi normalnych. Tolerancja obejmuje tylko zachowania mające miejsce na terenie prywatnym, a nie w przestrzeni publicznej. Przede wszystkim jednak powinien istnieć zakaz organizowania takich przemarszów, które są nie tylko próbą przedstawiania najohydniejszych chorób jako atrakcyj, lecz również wyrazem walki z Bogiem i Jego Kościołem. Czy zgodzimy się na paradę trędowatych, którzy zachęcać będą do zarażania trądem?ADRIAN NIKIEL11) Przywiązanie do monarchii „z rozumu” czy „z serca”? Co Panem kieruje, gdy wygłasza Pan jej pochwały? Kiedy w wieku dziewięciu lat zacząłem czytać xiążki historyczne, z pewnością najpierw ukształtował się we mnie monarchizm „z serca”. Kolejne xiążki, mimo PRLowskiej cenzury, umacniały przekonanie, iż monarchia jest po prostu czymś lepszym, piękniejszym, bardziej poruszającym i przemawiającym do wyobraźni. Szczęśliwie w 1989 r. spotkałem ówczesnych działaczy Unii Polityki Realnej we Wrocławiu. Dzięki nim, dzięki nowym znajomościom, nowemu środowisku, zrozumiałem, iż „monarchizm serca” to przedsionek do „monarchizmu rozumu”, czyli monarchizmu wynikającego z nauczania Kościoła, znajomości historii i wiedzy o naturze ludzkiej. Instynkt okazał się nauką.12) Czy to prawda, że słucha Pan muzyki nurtu black metalowego? Jak można ten gust muzyczny – kojarzony z satanizmem – pogodzić z integralnym wyznawaniem wiary katolickiej? Przyznam, Panie Redaktorze, że sądziłem, iż po wejściu w wiek średni mam już za sobą typowe dla okresu szkolnego pytanie „czego słuchasz?”, którym posługiwano się jako kryterium doboru kolegów… Jeżeli jednak uznaje Pan kwestię moich zainteresowań kulturalnych za istotną, równie dobrze można by rozmawiać o tym, dlaczego słucham p. Anny Marii Jopek, czy np. muzyki Charpentiera i Telemanna, albo też starych nagrań Joy Division, TZN Xenna i Celi nr 3. Być może Czytelników xportalu zainteresuje też kwestia, czemu preferuję sztukę baroku i czytam xiążki Borysa Akunina… Mam również trochę płyt z gatunku chrześcijańskiego Unblack Metalu (czy też White Metalu).Najprostsza odpowiedź na Pańskie pytanie: słucham tego, co sprawia mi przyjemność, radość, co pozwala mi wyrzucić z siebie nadmiar energii. Wydaje mi się, że nie ma sensu robić ze mnie jakieś blackmetalowego fanatyka, albowiem słucham większości odmian Metalu, choć w różnych proporcjach. Dla mnie muzyka dzieli się na dobrze i źle zagraną, zatem na pewno nie będę słuchał jakichś muzycznych impotentów tylko dlatego, że będą mieli naklejkę „Black Metal”, a z wywiadów dowiem się, iż oni są „evil and true”. Utwory Telemanna lub Purcella też można zagrać tak fatalnie, że zęby zaczną boleć. Na marginesie wspomnę, że ostatnio odkryłem ciekawe nagrania, których autorzy opracowali klasyki muzyki metalowej w stylu lounge i z kobiecym wokalem. Jestem przekonany, że nawet ci, którzy w każdej osobie ubranej na czarno widzą satanistę, słuchaliby tej płyty z wielkim ukontentowaniem i nie zorientowaliby się, że właśnie na te utwory pluli jadem.Tak więc lubię muzykę konkretnych wykonawców. Nie dorabiam do tego żadnej bzdurnej ideologii, a w sferze religijnej – zapewne w miażdżącej większości przypadków – ci ludzie są na przeciwległym do mnie biegunie. Z perspektywy surowego obserwatora i recenzenta Nie-rzeczywistości jest dla mnie interesującym obserwowanie ludzi, którzy świadomie i dobrowolnie odrzucają zbawczą Łaskę naszego Pana Jezusa Chrystusa i których ambicją jest wiecznie płonąć w Piekle dla Szatana. Szatan jest panem słabych. Z drugiej strony: talent do tworzenia Sztuki nie pochodzi przecież od Szatana, gdyż on nie jest w stanie zaproponować niczego pozytywnego – talent jest darem Boga, zatem nie widzę powodu, dla którego wyłącznie wrogowie Boga mają się nim cieszyć. Oczywiście byłoby rzeczą wskazaną, aby Metal pozostał Sztuką elitarną, egzystującą w podziemiu.Nie ukrywam, że jestem osobą transgresywną, wykraczającą poza schemat konserwatysty „garnitur i filharmonia”. To jest moje życie i nikt nie przeżyje go za mnie. Nie mam natury Allenowskiego Leonarda Zeliga. Osobom, które miałyby do tego jakieś zastrzeżenia, chciałbym zwrócić uwagę, że jeżeli słuchają nagrań kompozytorów należących do masonerii lub protestantów, zachwycają się twórczością ludzi, którzy również obiektywnie służyli Szatanowi. Jeżeli nie ma zbawienia poza Kościołem, to nie ma znaczenia, czy do Piekła trafi się jako kompozytor „Messiaha”, czy też jako autor płyty „Antichrist”. Oczywiście pamiętam w tym momencie o możliwości nawrócenia choćby w ostatniej sekundzie życia. Tak naprawdę, zanim włączymy płytę lub pójdziemy na koncert, musielibyśmy – kierując się taką logiką – zapoznać z biografiami, przekonaniami religijnymi i stosunkiem do Przykazań zarówno kompozytorów, jak i wykonawców. Czy utworów pp. Wojciecha Kilara lub Pendereckiego powinniśmy słuchać dopiero od chwili, gdy Oni zadeklarują: „Stolica Apostolska jest pusta”? To jest odwieczne pytanie: czy dzieło powinniśmy interpretować poprzez biografię twórcy? Czy mam udawać, że nie lubię wierszy Wojaczka, dlatego, że poeta popełni] ]>

Komentarze są zamknięte.