Marek Rostkowski dla Xportalu

 

1. Poza środowiskiem tradycjonalistów integralnych jest Pan praktycznie nieznany. Czy mógłby Pan napisać o sobie kilka słów?

Fakt, iż jestem „praktycznie nieznany” nie spędza mi snu z powiek i szczerze mówiąc nie zależy mi na lansowaniu własnej osoby, a tym bardziej nie widzę powodu by zanudzać Czytelników drugorzędnymi informacjami o sobie. Niech poniższe słowa oraz inne moje teksty świadczą na korzyść bądź przeciwko mnie.

2. Co sprawiło, że zainteresował się Pan tradycjonalizmem integralnym?

Cóż, fundamentalna sprawa to moment zetknięcia się z tym nurtem. O ile mnie pamięć nie myli, to po raz pierwszy z poglądami Juliusa Evoli miałem okazję zapoznać się w roku 2000 za pośrednictwem pisma „Odala”. Wówczas jednak evoliańska perspektywa, której, co chciałbym podkreślić, nie miałem pełnego czy raczej ogólnego oglądu, stanowiła jedną z wielu alternatyw na ideowej mapie, które nie mieściły się w kanonach światopoglądów dozwolonych przez nowoczesną antykulturę, a tym bardziej wybiegały daleko poza polityczną poprawność. Później jednak docierałem do kolejnych źródeł i opracowań, które ukazywały się w naszym kraju. Jeszcze przed sięgnięciem po anglojęzyczne dzieła barona, jego myśl już miała na mnie ogromny wpływ, który tylko spotęgował się, gdy zapoznałem się z kilkoma książkami włoskiego tradycjonalisty. W międzyczasie czytałem także i innych autorów z tego kręgu. Obcując z Tradycjonalizmem Integralnym miałem głębokie poczucie tego, że odnajdywałem czytelny, namacalny wyraz tego, co uprzednio, choć całkowicie w formie nieświadomej, istniało już we mnie. To jakby nie móc wyrazić swoich uczuć, nie umieć ich nazwać a trafić np. na poemat, który choć napisany ręką innej osoby, mógłby być i naszego autorstwa, ponieważ jego wersy zbiegały się niemal w idealną symbiozę z naszymi wyobrażeniami. W ten sposób zainteresowałem się tym nurtem i po dziś dzień zgłębiam wiedzę w jego obrębie.

3. Czy myślał Pan kiedykolwiek nad założeniem tradycjonalistycznej organizacji?

Tak, kilka lat temu rozważałem taką możliwość. Dość szybko jednak wyleczyłem się z tego pomysłu dochodząc do wniosku, iż w obecnych realiach nie ma to większego sensu. Zwyczajnie w Polsce mamy do czynienia ze zbyt małym potencjałem do zagospodarowania. Innymi słowy nawet jeśli udałoby się zebrać odpowiednią liczbę osób do prawnej rejestracji, co wcale nie jest oczywiste, to zasięg oddziaływania organizacji byłby zapewne śladowy. Wiemy to choćby z obserwacji działalności innych stowarzyszeń, które co prawda mają mniejsze lub większe sukcesy, ale jednak ich ideowy profil, mimo iż częściowo tożsamy z naszym, jest powiedzmy mniej kontrowersyjny dla potencjalnych odbiorców. Dlatego też my moglibyśmy liczyć na znacznie mniej, co możemy, jak sądzę, osiągać podejmowanymi dotąd środkami.

4. Co Pan sądzi o istniejących obecnie w Polsce organizacjach tradycjonalistycznych i kontrrewolucyjnych?

Myślę, że są niezwykle potrzebne i w jakimś stopniu spełniają swoje zadanie. Mam tu głównie na uwadze KZM oraz OMP. Artykuły czy książki takich osobistości jak J. Bartyzel, A. Wielomski czy A. Nikiel są nie do przecenienia dla ideowej formacji ludzi bardziej czy mniej światopoglądowo ukształtowanych. Doceniam wszelkie sympozja, konferencje, działalność wydawniczą owych środowisk, które dają świadectwo, iż Prawica nie legła pod gruzami świata Tradycji. Wciąż jednak w mocy pozostaje pewne zastrzeżenie, które wytaczam zawsze, gdy mam ku temu okazję. Otóż chodzi o brak inicjatywy w kierunku upowszechnienia w języku polskim sztandarowych choćby prac obozu Kontrrewolucji, jak choćby J. de Maistre’a, L. de Bonalda czy J. Donoso Cortésa. Co prawda pojawiła się ostatnio praca tego pierwszego „O Papieżu”, a sukcesywnie ukazują się dzieła N. Gómeza Dávili, ale to jest akurat zasługą innych, niż wymienione, środowisk. Owszem, ważne są opracowania naukowe prezentujące nam filozofie polityczne poszczególnych obozów Kontrrewolucji, ale nic przecież nie zastąpi obcowania z konkretnym autorem bezpośrednio lub prawie bezpośrednio bo dzięki tłumaczowi. Tak więc choć sporo zostało zrobione, to istotne zadania pozostają jeszcze do wykonania.

5. Którą formę manifestacji bóstwa uważa Pan za najbliższą Tradycji Pierwotnej?

Uważam, że islamskie wyobrażenie Boga nie najgorzej oddaje istotę Tradycji Pierwotnej. Mam tu na myśli przede wszystkim zakaz tworzenia wizerunków Allaha. Owa restrykcja sprzyja traktowaniu Boga nie jako osoby, ale jako Ostatecznej Przyczyny, Prawa Absolutnego, Najwyższej Rzeczywistości, które jako doskonale bezosobowe wyrażają w pewnej mierze wartość wyższą niźli taka czy inna osoba. Chcę być tu dobrze zrozumiany – wiem, że te wszystkie ‘atrybuty’ odnoszą się także np. do chrześcijańskiej koncepcji Boga. Chodzi mi jednak o bliższy związek arabskiego wyobrażenia Boga z bezosobową Zasadą. Frithjof Schuon w swej niezwykle interesującej książce Zrozumieć Islam jasno deklaruje, iż słowo Allah, które oznacza po prostu „Bóg” jest ekwiwalentem i może być zamiennie stosowany z takimi pojęciami jak „Rzeczywistość”, „Rzeczywistość Absolutna”, „Absolut” „Byt” (F. Schuon, Understanding Islam, Bloomington, IN 1998, s. 1, 5, 61.). Stanie się to tym bardziej klarowne, gdy wspomnimy, iż w niektórych koncepcjach, choćby u Mistrza Eckharta, mamy wyraźne rozróżnienie na Boskość i Boga, innymi słowy Rzeczywistość Absolutną, Nieuwarunkowaną oraz Boga, częściowo uwarunkowanego, zrelatywizowanego. Warto także wspomnieć o interpretacjach, według których Bóg/Bogowie są jedynie istotami o wyższym statusie ontologicznym od człowieka, ale nie najwyższym, jako że człowiek ma możliwość wzniesienia się do sfer przekraczających ich wymiar. Do tego nie tylko nie potrzebuje ich pomocy (Książę Siddhartha czyli Budda), ale wręcz może spodziewać się z ich strony wielu przeszkód na swej drodze (jogini). Krótko mówiąc koncepcja Allaha, który nie posiada fizjonomii, który, przynajmniej pod tym względem, jest całkowicie nie do określenia, bliska jest wyobrażeniu Rzeczywistości Prawdziwej, Tradycji Pierwotnej.

6. Czy wg. Pana Kali Juga będzie trwać 427 tysięcy lat, czy też można przyśpieszyć jej koniec lub przerwać jej trwanie?

Naprzód należy odnotować, iż to co ja sądzę w tej, ale i w wielu innych kwestiach, nie ma najmniejszego znaczenia, albowiem liczy się to, co mówi tradycja. W tym przypadku nic mi nie wiadomo o możliwości lub niemożliwości przyspieszenia upadku Kali Jugi. Ważniejsze jednak, jak sądzę, jest co innego. Przede wszystkim nie należy zbytniej uwagi przywiązywać do liczb. Po pierwsze owe 427 tysięcy lat wcale nie musi odpowiadać naszemu kalendarzowi. Poza tym jest kilka wersji mówiących o długości poszczególnych epok. W Prawach Manu np. jest napisane, iż Kali Juga trwać będzie ledwie 1200 lat, zaś cały cykl 12000 lat, które to z kolei składają się na jedną epokę Bogów, zaś 1000 takich epok to ledwie 1 dzień Brahmana, podobnie jak i noc. Tak więc nie koncentrując się specjalnie na liczbach, skupić się raczej należy na postawie wobec wszechobecnego upadku, o której będę jeszcze mówił.

7. Gdyby żył Pan w dwudziestoleciu międzywojennym, to w ramach którego obozu polityczno-ideowego by się Pan odnalazł? Sanacji, endecji, czy może Zadrugi?

Jest niezwykle trudno odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Zasadnicze znaczenie ma bowiem tutaj element, którym obarczone są zwykle współczesne słowa krytyki wobec ludzi zaangażowanych w owym okresie w działalność ruchów faszystowskich, nazistowskich czy choćby autorytarnych. Chodzi naturalnie o wiedzę na ich temat, którą posiadamy dzisiaj. Cały ten balast Holocaustu, wojny totalnej etc. nie pozwalają wielu komentatorom na abstrahowanie od tego, co w istocie jest trudne, lub choćby próbę oglądu zjawiska z perspektywy lat 20-tych czy 30-tych. Wówczas nie tyle myślano o negatywnych aspektach powstających ruchów autorytarnych co raczej, w obliczu oczywistego kryzysu epoki, poszukiwano źródeł i środków jego przezwyciężenia. Nie należy się dziwić, że owe ruchy znajdowały posłuch wśród ludzi, zwłaszcza w obliczu pewnych, pozornych jak się okazało, sukcesów. Retoryka przywrócenia ładu, powoływania się na starożytne symbole mające być nawiązaniem do dawnej świetności spełniały swoją rolę. Co było później nie należy do rozpatrywanego pod tym względem zagadnienia.Zatem próbując umiejscowić się w tamtych realiach, ale podkreślmy – nie mając dzisiejszej wiedzy o późniejszych wydarzeniach oraz ujawnionych później aspektach – niewykluczone, że utożsamiałbym się z obozem Sanacji. Autorytet wojskowych biorących na siebie uporządkowanie państwa z pewnością miły jest niejednemu konserwatyście. Z drugiej strony młodzieńcza dynamika, ekspansywność np. ONRu także nie pozostają bez znaczenia. W ogóle cały ten ówczesny trend z powstawaniem podobnych organizacji w Europie musiał oddziaływać na wyobraźnie młodych ludzi. Oddziałałby pewnie i na moją.Konkludując, choć nieco przekornie, ponieważ w pytaniu nie zostało explicite wskazane, że chodzi wyłącznie o Polskę, mogę powiedzieć, iż widziałbym się w szeregach Legionu Michała Archanioła z jego mistycyzmem, dyscypliną, poświęceniem, które czyniły z niego raczej zakon niźli ruch ideowo-polityczny.

8. Czy podziela Pan zdanie Evoli w kwestii patriotyzmu i nacjonalizmu? Czym dla Pana jest Polska?

W gruncie rzeczy tak. Zastrzec jednak należy, iż nie mamy tu do czynienia z klasyczną alternatywą, tj. albo patriotyzm/nacjonalizm ze swoją waloryzacją ojczystej ziemi, wierności tradycji narodowej, pamięci o przodkach etc. albo internacjonalizm z całkowitą deprecjacją owych wartości. Chodzi tu o inny rozkład priorytetów. Nieuznawanie własnego narodu za wartość najwyższą nie musi przecież od razu oznaczać, iż się go wyrzekamy i nie ma on dla nas żadnego znaczenia.Dla mnie Polska jest i pozostanie miejscem, w którym się urodziłem, w którym żyli
i umierali moi przodkowie, na którym rozgrywały się dzieje mojego narodu. Już przez to Polska na zawsze pozostanie mi bliska. Jest to zupełnie naturalne. Nie są to jednak wartości, które zajmują najwyższe miejsca w całej hierarchii światopoglądowej. Istotniejsza pozostaje bowiem, jak ją określił Julius Evola, „ojczyzna idei” i bliżej mi do ludzi o tożsamej wizji świata, ale odmiennej narodowości, niźli do moich rodaków, ale reprezentujących wizję świata totalnie obcą mojej. Nie ma tu większego znaczenia, iż mówimy tym samym językiem, który określić tu można by „zewnętrznym”, tj. rozumiemy poszczególne słowa wypowiadane do siebie, ale już język „wewnętrzny” powoduje, iż nie rozumiemy się nawzajem. Nie trudno sobie przecież wyobrazić, iż np. interes narodowy (płaszczyzna partykularna), zwłaszcza w dzisiejszym jego rozumieniu, może być całkowicie sprzeczny z interesem imperium (płaszczyzna uniwersalna).Bliżej mi zdecydowanie do indoaryjskiej „ścieżki bogów” jako odmiennej od „ścieżki przodków”. Bliżej mi do patriotyzmu zasady inkarnowanej w osobie króla i upatrywania ojczyzny tam, gdzie przebywa król, niźli do patriotyzmu upatrującego ojczyzny gdzie ziemia i groby przodków, co nie oznacza, jak już mówiłem, że ten ostatni element ulega całkowitej deprecjacji. Chodzi wyłącznie o jakościowy rozkład prymarnych pierwiastków.

9. Czym dla Pana jest pojęcie „ujeżdżania Tygrysa”?

Tym, czym dla Juliusa Evoli. To swego rodzaju metafora postawy wobec współczesnej nam nierzeczywistości. W skrócie chodzi o pozwolenie dziejom czy też biegowi wypadków na toczenie się ich własnym tempem bez prób oporu, które to w obliczu zbliżającego się końca i tak nie miałby większego sensu. Siedząc na grzbiecie tygrysa i widząc jak słabnie nie będziemy przecież zeskakiwać i podejmować z nim walki, nieprawdaż? Pozostaje nam chłodna obserwacja wydarzeń z zachowaniem optyki przyszłości. Jednocześnie należy zachować czujność by w chwili słabości bestii, wyczerpanej ciągłą gonitwą, w decydującym momencie unieszkodliwić ją. Do pewnego stopnia analogicznym symbolem jest tauroctonium, a ściślej ujmując poprzedzająca je faza, w której Mitra chcą poskromić byka chwyta za jego rogi i wskakuje na grzbiet zwierzęcia, po czym trzymając się pewnie daje się ponieść bestii spokojnie oczekując wyczerpania by w konsekwencji zatopić sztylet w byczym gardle.

10. Co Pan sądzi o religii chrześcijańskiej, a zwłaszcza przed- i posoborowym katolicyzmie i prawosławiu?

Cóż, moja perspektywa wykracza poza religijny ekskluzywizm. Nie podzielam zatem wiary w to, że chrześcijaństwo, a w zasadzie katolicyzm ma monopol na prawdę, że jest jedyną prawdziwą religią etc. Ta czy inna religia jest tylko jedną z wielu manifestacji Prawdy. Każda zachowuje swoją specyfikę, ale żadna nie ma wyłączności. Takie założenie kojarzy się błędnie wielu osobom z ekumenizmem, takim jaki reprezentuje kościół posoborowy. Wbrew pozorom jednak bliższy mi jest katolicyzm sprzed Vaticanum Secundum niż jego w gruncie rzeczy karykatura posoborowa. W tym sporze opowiadam się zdecydowanie po stronie środowisk tradycjonalistycznych.Co do prawosławia, to mimo jego chrześcijańskiego oblicza, jest on jakby zupełnie inną religią, której odmienność wpisuje się w pewnej mierze w konkretną specyfikę podłoża, na którym wyrosło. Generalnie chodzi o założenie, iż fakt obecności np. islamu na Półwyspie Arabskim, taoizmu Chinach czy hinduizmu w Indiach nie jest przypadkowy. Podobnie jest z prawosławiem i katolicyzmem. Każda forma, w której manifestuje się Tradycja odpowiada konkretnym warunkom w czasie i przestrzeni.

11. Co Pan sądzi o islamie? Czy podziela Pan punkt widzenia Guénona czy Schuona w kwestii sufizmu?

Islam, podobnie jak chrześcijaństwo, jest jedną z wielu twarzy Tradycji. Evola przestrzegał jednak przed zbytnim inspirowaniem się tym systemem w dążeniu do restauracji duchowości europejskiej, uważając, iż podzieli on losy chrześcijaństwa, tj. także i jemu pisany jest zmierzch, którego konsekwencje mogą być nawet bardziej doniosłe od tych, które stały się udziałem Europy. Nie zmienia to jednak faktu, iż w chwili obecnej religia ta posiada niezwykły potencjał, żarliwości wiary z jaką mamy tam do czynienia ze świecą szukać wśród współczesnych Europejczyków.Co do drugiej części pytania, to nie wiem dokładnie o jaki punkt widzenia chodzi, zwłaszcza, że obaj tradycjonaliści nie byli jednomyślni we wszystkim. Guénon np. doktrynę ezoteryczną uznawał za sferę odrębną od religii, podczas gdy Schuon uznawał ezoterykę za wewnętrzny, obok zewnętrznego egzoterycznego, aspekt religii. Niemniej obaj poszli w kierunku sufizmu w nim upatrując najbliższej sobie, m. in. z uwagi na jego kontemplacyjną naturę, najbardziej efektywnej formy duchowej realizacji. Podzielam ich zdanie w tym sensie, iż jest to obecna droga o jednym z największych potencjałów.

12. Czy Pańskim zdaniem chrześcijaństwo da się pogodzić z tradycjonalizmem integralnym, skoro nawet u podstaw chrześcijaństwa leżą pierwiastki chtoniczne, egalitarne, jak: nakaz przebaczania, równość ludzi wobec Boga, akcentowanie poświęcenia dla innych nawet za cenę śmierci (śmierć krzyżowa Chrystusa)?

Wyżej już wspominałem nieco o uniwersalności Tradycji, której poszczególne religie są jedynie bardziej lub mniej dokładnym wyrazem. Oznacza to, iż pewne elementy w obrębie tej czy innej religii pozostają z Tradycją w pełnej zgodności, inne z kolei wyłamują się z niej. Dla TI nie jest to jakiś wielki problem w obliczu faktu, iż nie ma i być nie może idealnego odzwierciedlenia Tradycji Pierwotnej w jakiejkolwiek religii, gdyż ta ostatnia przynależy już do jednej z początkowych faz degeneracyjnych i stanowi próbę, z konieczności zatem niedoskonałą, nawiązania do źródła. W pewnej mierze analogia istnieje, gdy odwrócimy relacje. Chrześcijaństwo może dostrzegać pewne wartościowe elementy w tej czy innej doktrynie, o ile pozostają one w zgodności z jego nauką. Zatem sytuuje się ono w miejscu prawdy uniwersalnej, zaś w każdym innym nurcie upatruje błędu. W tym sensie nie ma mowy o pojednaniu, choć nie brak i prób w tym kierunku (np. ks. Rama Coomaraswamy, o którym niżej). Taką już formę ma zwłaszcza katolicyzm. Nie zmienia to jednak tego, iż jest on jedną z wielu twarzy Tradycji. Co więcej Guénon twierdził, iż Kościół Katolicki jest obecnie, a raczej był kilkadziesiąt lat temu, jedyną tradycyjną organizacją w Europie, w oparciu o którą można myśleć o duchowej restauracji.Należy jednakże podkreślić, iż domeny ezoteryczna i egzoteryczna to dwie zupełnie różne płaszczyzny. Każda rządzi się swoimi prawami i generalnie trudno jest mówić o ‘pogodzeniu’ w tym kontekście. Tradycja Pierwotna wykracza poza wszelkie ograniczenia, terminologie, określenia, próby zamknięcia jej w tych czy innych formułach. Obcy jest jej wszelki dualizm. Każda jej manifestacja musi być niedoskonała, acz właściwa i wartościowa w danym czasie, przestrzeni, dla konkretnego ludu. Pociąga to za sobą waloryzację rozmaitych elementów, niektórych wspólnych dla wielu manifestacji, innych zupełnie odmiennych, wzajemnie obcych. Najistotniejszym bodaj elementem jest bowiem założenie, zgodnie z którym, powtórzmy, żadna religia nie jest pełną, doskonałą manifestacją Tradycji Pierwotnej bo taka jest po prostu niemożliwa.

13. Jak Pan ocenia poglądy xiędza Ramy P. Coomaraswamy?

Z pewnością można uznać je za kontrowersyjne, ale według mnie nie pozbawione dość solidnych podstaw. Dla mnie osobiście, postać ks. Coomaraswamy’ego, pomijając już rodzinne koligacje, ważna jest choćby z uwagi na próbę pojednania katolicyzmu z philosophia perennis. Jedną z jej przejawów opublikowałem w VI. numerze „Reakcjonisty” – chodzi o tekst pt. Philosophia Perennis a sensus catholicus. Poza tym dość żywo interesuję się sporem tzw. lefebvryzmu z sedewakantyzmem, w którym to głos Coomaraswamy’ego nie jest bez znaczenia.

14. Jakie jest Pańskie zdanie na temat idei Imperium Europejskiego Tomasza Gabisia?

Uważam ową koncepcję za niezwykle ciekawą i błyskotliwą. W ogóle cenię sobie publicystykę T. Gabisia. Jest on kolejną silną stroną polskiej prawicy i wypada się cieszyć, iż mamy go po swojej stronie. Powracając jednak do samego Imperium Europaeum, to choć brakuje mi wersji Gabisia nieco teologii politycznej, to zdecydowanie za wartościowe uznać należy takie elementy jak przezwyciężenie partykularno-narodowej perspektywy na rzecz pełnego uniwersalizmu, apoteoza i przywrócenie dawnej świetności niektórym pojęciom (np. samo Imperium czy Honor), ale i sama próba podjęcia sztandaru Europy, próba stworzenia jakiejś alternatywnej siły, naszej, europejskiej wobec innych potęg tego świata. Inną sprawą jest realizacja tego śmiałego planu. Pozytywna rola Unii Europejskiej w tym procesie nie znajduje już mojego uznania.

15. Co Pan sądzi o poglądach Savitri Devi oraz Miguela Serrano?

Poglądy obu postaci znam zaledwie pobieżnie, więc trudno mi się autorytatywnie wypowiadać na ten temat. Pozwolę sobie jednak zauważyć, iż to Savitri Devi cieszyć się może w moich oczach większym uznaniem z wymienionej dwójki. Przede wszystkim chciałbym jednak podkreślić, iż z żadnym uznaniem z mojej strony nie może spotkać się atencja, jaką tak Savitri Devi, jak i Miguel Serrano dażyli Adolfa Hitlera.

16. Co Pan sądzi o eurazjatyzmie i działalności rosyjskich narodowych bolszewików z czasów ich świetności?

Eurazjatyzm to kolejna interesująca propozycja ideologiczno-geopolityczna. Już samo to, iż Aleksander Dugin czerpie z dorobku Tradycjonalizmu Integralnego (uważany jest zresztą za rosyjskiego ideologa tego nurtu) spotyka się z moją sympatią. Uważam jednak, iż w pewnej, dość sporej, mierze ów eurazjatyzm stanowi kolejną maskę mocarstwowych, imperialnych dążeń Rosji i chodzi tu o jej hegemonię. Dugina można i należy czytać, ale nie wszystko spotyka się z moją aprobatą.
Działalnością narodowych bolszewików się nie interesowałem, więc nic nie mogę powiedzieć na ten temat.

17. Jak Pan widzi realizację evoliańskich postulatów w obecnym świecie, i czy jest to możliwe?

To zależy o które postulaty konkretnie chodzi. Podejrzewam, że idzie tu o restaurację tradycyjnego państwa organicznego w formie sakralnego imperium, przywrócenie kastowej stratyfikacji społeczeństwa, właściwego porządku rzeczy etc. Jeśli tak, to już 50 lat temu sam Evola nie robił sobie co do tego żadnych złudzeń. Wiedział bowiem, że nie ma na to szans, więc ograniczał się do postulowania kreacji nowego człowieka w oparciu o „ducha legionowego” z jednej strony, a z drugiej, koncepcję „ujeżdżania tygrysa”. Gdy te ostatnie mamy na myśli, nic nie jest niemożliwe. Wiedza i głębokie zrozumienie myśli evoliańskiej, jak i całego TI, poszerza się i być może za jakiś czas powstanie forma międzynarodowej organizacji, może zakonu skupiającego ludzi o tożsamej wizji świata i postawie życia. W każdym razie czy weźmiemy pod uwagę wymienione elementy czy uwzględnimy jeszcze kilka innych, to nie należy oczekiwać jakichś doniosłych i odczuwalnych skutków tych działań, oczywiście jeśli mamy na myśli czysto powierzchowny ogląd rzeczywistości.

18. Jak dużo zwolenników ma evolianizm w Polsce i na świecie?

Z jednej strony trudno określić jest liczbę evolianistów, z drugiej jednak bez wielkiego niebezpieczeństwa błędu stwierdzić można by ogólnie, iż niewielu. Wszystko jeszcze zależy od kryteriów, w ramach których definiujemy zwolennika evolianizmu, tj. czy będzie to ortodoksyjny apologeta i piewca poglądów barona czy też jedynie sympatyk inspirujący się pewnymi aspektami evoliańskiej obedniencji TI, ale jednocześnie odrzucający inne jej elementy. W takim przypadku sprawa jest dość oczywista. W pierwszej grupie zdecydowanie nie znajdziemy wielu obecnych. Druga z kolei musi być całkiem pokaźna, biorąc oczywiście pod uwagę specyfikę światopoglądu tak J. Evoli, jak i całego TI. Myślę, że podobnie kwestia ta wygląda w naszym kraju.

19. Czy zna Pan Krukomora? Co Pan sądzi o linii programowej zinu Ulvhel?

Owszem, choć nie osobiście. Zdarza się nam współpracować. Co do jego pisma, cóż, nie wszystkie treści cieszą się moim uznaniem. Choć dzielimy pewne idee, inne, jak sądzę, różnią nas nieco. By skrótowo zobrazować moją opinię o linii programowej „Ulvhela” mogę powiedzieć, iż publikowanie tekstów Juliusa Evoli czy obecność na łamach takich nazwisk jak C. Z. Codreanu., Leon Degrelle czy N. Gomez Davila, znajduje moje pełne uznanie. Z drugiej jednak strony waloryzowanie np. takich obrazów jak film „Nekromantik” jest raczej dość osobliwe. Co by jednak nie mówić, pismo jest na pewno niekonwencjonalne, całkowicie opozycyjne wobec panujących trendów, i już z tego choćby powodu warto do niego zajrzeć.

20. Co Pan sądzi o metamorfozie ideowej Herbuta Kozieła, i jak Pan myśli, co skłoniło go do porzucenia swoich dawnych ideałów?

Szczerze mówiąc nic mi nie wiadomo na temat owej metamorfozy… Od lat słyszę tylko, iż nikt nie wie co się z nim dzieje. Ostatnią informację o nim mam od jego bliskiego, swego czasu, współpracownika, według którego Kozieł, lat temu co najmniej kilka, nadal głosił swoje poglądy, choć ich realizację planować miał w nieco osobliwej formie. To, że milczy nie musi oznaczać rezygnacji i zmiany frontu. Równie dobrze mógł zwyczajnie uznać za bezcelowe dalsze publikowanie, przekonywanie, uświadamianie czy choćby informowanie kogokolwiek o swoich ideałach i tym samym postanowił skoncentrować się na własnej realizacji czy formacji duchowej.Jeśli rzeczywiście porzucił dawne ideały, cóż, trochę to dziwne i nie mam pojęcia co mogłoby go do tego skłonić. Naprawdę trudno sobie wyobrazić ‘ewolucję’ od TI w jakimkolwiek innym kierunku…Cuda jednak się zdarzają…

21. Co Pan sądzi o Imperium Bizantyjskim?

Zbyt ogólne to pytanie by móc w kilku zdaniach powiedzieć coś sensownego. Generalnie rzecz biorąc każda idea imperium, zwłaszcza ta odwołująca się do ponadludzkich źródeł, miła jest memu sercu. Bizancjum było „Rzymem”, ale jakby dostosowanym do odmiennych warunków, czasu i przestrzeni, panowało nad innymi ludami z odmiennymi koneksjami kulturowymi. Tak czy inaczej punktem odniesienia dla Europy pozostaje jednak pierwszy Rzym.

22. Jak Pan sądzi, czy w sprzyjających okolicznościach baron von Sternberg mógł urzeczywistnić swoje plany?

Zważywszy na zasięg jego wizji raczej trudno to sobie wyobrazić. A jeśli miałby triumfować, to z kolei jak przeogromnie odmienne musiałyby być okoliczności, w których przyszło mu spełniać swoją misję. Pole dla wyobraźni w tym przedmiocie jest niezmierzone i gdybać można by w nieskończoność. Generalnie jednak nawet jeśli wziąć pod uwagę, iż początek XX wieku był chyba ostatnim dzwonkiem dla wytyczenia losu Europy i świata w przeciwnym, niż obecny, kierunku, choć i to nie jest takie oczywiste, to spełnienie planów Ungerna, jak się wydaje, nie miało szans zaistnienia.

Zainteresowanych tradycjonalizmem integralnym zachęcamy do zapoznania się z pismem „Reakcjonista”, którego redaktorem jest Pan Marek Rostkowski.http://www.tradycjonalizm.net/reakcjonista

Komentarze są zamknięte.