Nie. Tytułowe pytanie nie jest bynajmniej prowokacją, a obraz polskiej życzliwości wobec przybyszów, deklarowanej i okazywanej we wszelkich sondażach, ankietach czy reportażach nie są li tylko chwytami rekrutacyjnymi agencji pracy szukających tanich gastarbajterów ze Wschodu.
Zarówno objawiając zdrową wrogość banderyzmu, jak i nawet dając się czasem podpuszczać przeciw ładowi i porządkowi na Białorusi w istocie chcemy tylko, by było między nami po prostu… normalnie. Bez haseł organizowania rewolucji w Mińsku, bez nazistowskiego szmelcu z Ukrainy. Normalnie. Zwykli, porządni ludzie z normalnymi, uczciwymi ludźmi. Jak żyliśmy obok siebie zawsze. Już pewnie tylko średnie pokolenie pamięta, ale jak dziś Ukraińcy do Polski za pracą, a Białorusini po niektóre sprawunki – w latach 80-tych to Polacy ciągnęli na Wschód z towarem, na handel, po złoto i dolary. I też odbywało się to z wzajemnym zrozumieniem naszych wspólnych trudności, w poczuciu uzyskiwania obustronnych korzyści. Właśnie tak było i tak jest, że prości ludzie są w tym wszystkim rzetelniejsi od polityków i umieją przerzucać kładki tam, gdzie zburzono i zaminowano oficjalne mosty.
To nie narody polski i rosyjski, polski i białoruski, ukraiński i polski się kłócą i nienawidzą. To rząd w Warszawie prowadzi kampanię nienawiści przeciw Mińskowi i Moskwie. To rząd w Kijowie do rozmiarów ideologii państwowej podniósł doktrynę nienawiści wobec wszystkich, zwłaszcza słowiańskich sąsiadów.
Ukraińscy imigranci jako konieczne dopełnienie kapitalizmu III RP
Czy jednak zachodzi pełna integracja imigrantów, którą tak hucznie ogłasza co jakiś czas rząd III RP – można mieć poważne wątpliwości. I, skądinąd – to dobrze. Zwłaszcza ludność ukraińska w Polsce mimo funkcjonowania wśród Polaków, a nawet zawierania mieszanych związków – w dużej mierze funkcjonuje nadal oddzielnie, starając się raczej zabrać kawałek Ukrainy ze sobą: ukraińskich sklepów, muzyki, zabawy. Duży wpływ mają też kwestie socjalne. Kapitalizm w wydaniu jakie znamy z Polski opiera się wyłącznie na intensywnym wykorzystaniu taniej, jak najtańszej siły roboczej. To dlatego ukraiński pracownik bywa na polskim rynku pracy mile widziany, uzupełniając lukę po 3 milionach Polaków w wieku produkcyjnym, na analogicznych zasadach wspomagających gospodarki państw Zachodu. Jednak mimo różnych ułatwień – nie możemy to mówić o równości, integracji czy partnerstwie. Dla przedsiębiorcy w Polsce (często będącego tylko podwykonawcą zachodniej korporacji) – Ukrainiec jest dobry, gdy nadal chce pracować poniżej polskiej płacy minimalnej, na gorszych warunkach, pod presją czasu i rzekomo dużej konkurencji.
Oczekiwania, że ten stan rzeczy ulegnie zmianie wraz z dłuższymi okresami legalnej pracy ukraińskiej, z wygłodzeniem rynku po zastoju COVIDowym i wraz z powolnym wzrostem ukraińskich aspiracji i oczekiwań – okazały się płonne. Nawet możliwość, że nadwyżki pracowników z Ukrainy przejmą bezpośrednio Niemcy i inne państwa zainteresowane dalszym wzrostem imigracji – nie zachęcą kapitalistów w Polsce do poprawy warunków oferowanych ukraińskim gastarbajterom. Czemu? Bo wtedy o to samo (tylko na wyższym pułapie) upomnieliby się i polscy pracownicy. A to byłby koniec gospodarczego pomysłu na III RP i zakwestionowanie samego sensu jej istnienia.
Nowy ład geopolityczny i jak go osiągnąć
Zwłaszcza na wschodnich portalach internetowych popularny jest żart (?) opisujący stosunki ukraińsko-rosyjsko-polskie: razem Ukraina i Polska nie lubią Rosji, Ukraina i Rosja nie lubią Polski, a Rosja i Polska nie lubią Ukrainy. Czy faktycznie skazani jesteśmy na tego typu stereotypowe relacje, bez możliwości zbudowania całkowicie nowego schematu interakcji? Ha, przecież takie geopolityczne trójkąty, a nawet wielokąty istniały w przeszłości i to co najmniej na dwóch płaszczyznach! Na jednej nazywały się RWPG, na drugiej Układ Warszawski. I gdybyśmy tylko wtedy wszyscy się rządzili sami – wystarczyło tchnąć w tamte porozumienia nowego ducha i więcej partnerstwa. No, ale lata 90-te nie oszczędziły żadnego z naszych społeczeństw, choć oczywiście w różny sposób i w różnym stopniu….
Czy można by zatem dziś wyobrazić sobie budowę zupełnie nowego ładu między Warszawą, Mińskiem, Kijowem i Moskwą? W teorii tak – wystarczyłaby Ukraina bez nazistów i oligarchów, Białoruś bez demokratów, Polska bez rozkazów z Waszyngtonu i Rosja… Rosja wykazująca życzliwe zainteresowanie takiemu sojuszowi. Niestety jednak, realista zmuszony jest być nader często pesymistą. O ile bowiem nie wątpię w jasną przyszłość Białorusi obronionej przed Zachodem, o ile jak najlepiej życzę Ukrainie i wierzę w jej wyzwolenie – to smutnym zrozumieniem napawa mnie to, że Rosjanie nie może przecież wiecznie załatwiać wszystkiego za swoich słowiańskich braci. I będzie naturalnym, jeśli skupią się na swoich sprawach wewnętrznych, a większą uwagę poświęcą globalnej przyszłości, bez wątpliwości już związanej z obszarem Azji i Pacyfiku. Oczywiście, można przynajmniej mieć nadzieję, że Rosja nie spuści z oczu obszarów dla siebie strategicznych, tj. Ukrainy i Białorusi. Czemu jednak miałaby czekać na Polaków i znów wyciągać do nas tyle razy odrzucaną rękę? A już w Polskę całkowicie wolną od amerykańskiej dominacji politycznej i robiącą interesy z Niemcami, a nie śrubki dla Niemców – nie, niestety nie wierzę. W każdym razie nie w dającej się przewidzieć perspektywie. Chyba, że…
Ponieważ nie decydujemy sami – na telefon z amerykańską decyzją rząd w Warszawie może jak zwykle ogłosić a to dalszą eskalację z Białorusią, choćbyśmy i ją mieli samotnie najechać, a to zerwanie ostatnich stosunków z Rosją. I analogicznie na Ukrainie: gdy nie będą widzieć innej drogi ucieczki -oligarchowie z Kijowa bez wahania rzucą nazistowskie bataliony przeciw sąsiadom. I to właśnie może doprowadzić do zmieniającego sytuację paradoksu. Polacy mogą bowiem nie chcieć wojny z przyjazną, spokojną Białorusią. Mogą rozsądnie obawiać się konfliktu z potęgą rosyjską. Przeciw banderyzmowi bronić się jednak będą zawsze i u boku banderowców nie pójdą nigdy. Taki wstrząs jako bodaj jedyny mógłby obudzić dawną polskość. I choćbyśmy nawet mieli nie rządzić się sami w Warszawie – kto powiedział, że nie możemy wrócić panować we Lwowie?
Tak, sprzeciw wobec ukraińskiego nazizmu, wobec utrzymywania Ukrainy w stanie państwa upadłego – to coś, co może przywrócić jedność Polaków, Rosjan, Białorusinów – i Ukraińców. Byliśmy razem, gdy pokonaliśmy hitleryzm. Niech nas teraz zjednoczy walka z jego banderowskim bękartem.
Konrad Rękas
Inna wersja tego tekstu ukazała się na portalu https://ukraina.ru
3 komentarze