Obchodzone niedawno listopadowe święta, uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny, zajmują w polskiej duchowości znacznie istotniejsze miejsce, niż może się z pozoru wydawać. Ich wagę poświadcza spór, jakiego przedmiotem dni te stały się w najnowszej historii Polski, w okresie PRL. Za rządów Władysława Gomułki komunistyczne władze rozpętały wokół nich wojnę propagandową, usiłując przemianować Wszystkich Świętych na Święto Zmarłych, aby zamazać jego status święta kościelnego. W ówczesnych realiach politycznych była to wojna państwa z Kościołem o „rząd dusz”, którego żadna ze stron nie zamierzała ustąpić drugiej. Strona kościelna oczywiście nie wyszła z tej walki pokonana: 1 listopada zachował do dziś charakter święta przede wszystkim liturgicznego. Ale i ofensywa propagandowa strony państwowej przyniosła pewne sukcesy: nazwa „święto zmarłych” weszła do języka potocznego i często używają jej machinalnie nawet osoby religijne.
Jeżeli peerelowski spór o 1 listopada bywa dziś przypominany, to jako jeden z przejawów twardogłowego dążenia komunistów z PZPR do ateizacji Polski. Tymczasem w istocie był on przejawem czegoś o wiele ważniejszego. Zwróćmy uwagę: władze PRL nie próbowały znieść listopadowego święta, lecz je przejąć. Usiłowały wykazać, że to państwo, a nie Kościół, jest właściwym depozytariuszem narodowej tradycji i strażnikiem narodowych obyczajów. W tym samym celu w 1966 r. przeciwstawiały święconemu przez Kościół „Millenium chrztu Polski” wielkie obchody „Tysiąclecia państwa polskiego”. Kłócąc się z Kościołem o to, kto jest prawowitym chorążym tradycji Polski, rządcy PRL nie tylko nie negowali znaczenia tradycji, ale potwierdzali i podkreślali jej ważność. A skoro tak, to jaki właściwie sens i rację moralną mają podejmowane od 1989 r. próby wykluczenia PRL z polskich tradycji historycznych? Kto tu cenzuruje historię Polski wstecz?
„Święta Zmarłych” nie wymyślili zresztą komuniści. Za jego pomysłodawcę uznać należy Józefa Niećkę (1891-1953), intelektualnego przywódcę neopogańskiego skrzydła w przedwojennym Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici”. W swoich licznych publikacjach, zwłaszcza w książkach „O wewnętrzne życie wsi” (1930) i „W chłopski świat” (1937), Niećko nakreślił na użytek ruchu ludowego schemat roku obrzędowego łączącego w sobie elementy pogańskiego z chrześcijańskimi („Rok Słońcowy”), w którym czterem porom roku i czterem żywiołom odpowiadały cztery główne święta. Centralnym punktem jesieni było w nim Święto Umarłych, obchodzone w pierwszych dniach listopada. W ostatnich latach życia Niećko doszedł do wysokich stanowisk w PRL; został przywódcą prorządowego Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i członkiem Rady Państwa.
Listopadowe święto w jego kanonicznej postaci kościelnej, w neopogańskiej interpretacji przedwojennych wiciowców, a nawet w zeświecczonej wersji propagowanej przez władze PRL zachowuje jednakowe znaczenie przynajmniej w jednym aspekcie. Przeciwstawia się lansowanej dzisiaj wizji życia ludzkiego jako egzystencji indywidualnej i przypadkowej, w której trakcie człowiek rodzi się wskutek paru czynności i procesów fizjologicznych, przeżuwa, żyje, w końcu umiera i robaki zjadają pozostałości. Listopadowe święto ukazuje człowiekowi, że stanowi on cząstkę wielkiej całości, ogniwo w łańcuchu pokoleń, że z poprzednimi generacjami łączy go więź, która nie wygasa z chwilą śmierci.
Trudno oprzeć się myśli, iż dwaj ludzie tak odmienni (zwłaszcza pod względem ideowym), jak kardynał Stefan Wyszyński i I sekretarz Władysław Gomułka, którzy w latach sześćdziesiątych w imieniu Kościoła i państwa toczyli spór o prawo pieczy na duchową tożsamością Polski (choć wcześniej obaj byli więźniami politycznymi w okresie stalinowskim), w dzisiejszych czasach zajęliby stanowiska na jednym froncie. Na froncie walki z liberalną nienawiścią do przeszłości i rodzimej historii; z burzeniem więzi narodowych i społecznych pod hasłem „prawa do samorealizacji” czy „prawa do wolnego wyboru” z „wolnorynkową” kulturą gospodarczą rozżartego egoizmu.
Adam Danek
Jeden komentarz