Za jedną z najważniejszych książek przeczytanych w ubiegłym roku uznałbym Marię Chapdelaine (1913) Louisa Hémona (1880-1913). Autor był Francuzem z kontynentalnej Europy, który w 1911 r. przyjechał do kanadyjskiego Québecu i spędził tam ostatnie dwa lata swojego życia. Przez dużą część tego czasu mieszkał w położonej na północnej granicy osadnictwa wsi Péribonka nad rzeką o tej samej nazwie. Powieść, której wybór chciałem tu krótko skomentować, napisał na kanwie obserwacji i doświadczeń wyniesionych z kontaktów z mieszkańcami osady, wielu spośród których odnalazło się później, pod zmienionymi nazwiskami, na kartach utworu Hémona.
Maria Chapdelaine jest dziś uważana za szczytowe osiągnięcie rozwijającego się w Québecu pomiędzy połową lat 40-tych XIX w. a początkiem lat 50-tych XX w. nurtu literackiego znanego jako „roman du terroir”. Były to pisane w konwencji realistycznej powieści prezentujące życie chłopskiego społeczeństwa francuskiej Kanady pod brytyjskim zaborem. Nurt zapoczątkowała La terre paternelle (1846) Patrice’a Lacombe’a (1807-1863), a w swoich schyłkowych przejawach degenerował się on stopniowo w kierunku podszytej autoparodystyczną ironią krytyki społecznej życia na wsi, lub ewoluował w kierunku równie krytycznie usposobionej powieści z życia miejskiej biedoty robotniczej, zamieszkującej zazwyczaj, po wyprzedaniu rodzinnej ziemi, ubogie przedmieścia Montrealu.*
Utwór Hémona mieści się, moim zdaniem, w głównym nurcie „roman du terroir”, wyrażając patriotyczną pochwałę wiejskiego życia ludu quebeckiego i jego chtoniczny nacjonalizm. Zetknąłem się co prawda z analizami literackimi i komentarzami w których próbuje się odczytywać książkę jako zawierającą pewne akcenty krytyczne, są to jednak, moim zdaniem, interpretacje niesłuszne, co postaram się uzasadnić niżej.
Znaczenie literackie Marii Chapdelaine jako narodowego eposu Québécois zawiera się między innymi w możliwości odczytania tej powieści na dwóch równocześnie poziomach: dosłownym i alegorycznym. Obydwa są przy tym równie prawdziwe i tylko od czytelnika zależy, czy odnajdzie w utworze Hémona jedynie historię miłosną, czy również portret narodowej duszy francuskich Kanadyjczyków i opis historycznych dylematów, przed jakimi stoją. Figura tytułowej bohaterki jest bowiem zarówno modelem kobiecości typowym dla patriarchalnej i katolickiej historycznej kultury tego kraju, jak i symbolem kanadyjskiego Québecu jako takiego. Wybory, jakich musi dokonać Maria, są wyborami zarówno konkretnej, realistycznie naszkicowanej postaci, jak też symbolizują pytania o tożsamość i drogi rozwoju historycznego narodu Québécois.
Portret Marii wolny jest od właściwych romantycznej manierze literackiej przerysowań. Nie znajdziemy więc w powieści opisów pełnego subtelności i niuansów życia emocjonalnego bohaterki. Maria nie jest romantyczną wybitną indywidualnością, odznaczającą się wyraźnie na tle swojego otoczenia, lecz raczej typową i charakterystyczną córką swojego kraju i swojego narodu. Jej myślenie jest proste i surowe, tak jak proste i surowe są myślenie i obyczaje jej rodaków. Monologi wewnętrzne Marii zdradzają umysłowość osoby praktycznej, ograniczonej w pojęciach i mocno stąpającej po ziemi.
Kraj, w którym żyje Maria, jest jeszcze dziki i niezagospodarowany. Zamieszkują go ludzie twardzi, potomkowie normandzkich chłopów, w sposób typowy dla swej rasy nieco przyziemni i ociężali. Osady rozsiane są z rzadka, komunikacja między nimi jest trudna i niebezpieczna, zimą zaś w ogóle niemożliwa. Niewielu ludzi umie czytać, a książek jest jeszcze mniej. Jeśli już jakieś się trafiają, to są to na ogół egzemplarze Biblii, nad półką z którymi wisi portret Piusa X. Łącznikami ze światem zewnętrznym są proboszczowie, posługujący na ogół jednocześnie w kilku niezbyt ludnych parafiach. Miast jest niewiele, są małe i położone zbyt daleko, by mogły być w zasięgu przeciętnego kolona. Spędza on swoje życie w kręgu rodziny i kilkorga sąsiadów, horyzont jego pojęć, poza kwestiami religii, nie wybiega zaś poza praktyczne problemy życia codziennego.
Jest to jednak świat piękny, bo scenerią fabuły są bezkresne kanadyjskie puszcze. Każdy, kto odwiedził kiedyś ten kraj, wie, jak wielce urokliwa jest tamtejsza przyroda. Hémon korzysta obficie z tej literackiej inspiracji, inkrustując w różnych miejscach lirycznymi opisami natury całą swoją powieść. Dla czytelnika nieobytego z językiem francuskim może to zresztą stanowić poważny problem, ponieważ nawet ktoś potrafiący czytać w tym języku teksty informacyjne lub z dziedziny ogólnie pojętej humanistyki, nie zna na ogół nazw rozmaitych kanadyjskich drzew, roślin uprawnych, narzędzi gospodarstwa domowego etc. U osób które widziały jednak kiedyś Kanadę, sugestywne i plastyczne pejzaże jakie swym piórem na kartach powieści kreśli Hémon, uruchamiają rozmaite emocjonalnie i estetycznie nasycone wspomnienia, dostarczając w ten sposób silnie odczuwalnych wzruszeń. Nie jest co prawda Maria Chapdelaine pochwałą mistycznej wspólnoty człowieka z ziemią, jak choćby Błogosławieństwo ziemi (1917) Knuta Hamsuna (1859-1952) lub znane nam z rodzimej literatury Nad Niemnem (1888) Elizy Orzeszkowej (1841-1910). Natura jest w utworze Hémona raczej przeciwnikiem człowieka i tłem dla rozgrywającej się akcji, nie zaś integralnym dopełnieniem świata ideowego powieści.
Światem tym dla tytułowej bohaterki jest katolicyzm. Dla otoczonych morzem protestanckiej herezji francuskich Kanadyjczyków katolicyzm stał się podstawowym elementem tożsamości. W tym chłopskim kraju układ przestrzenny osad i architektura domostw wznoszonych przez kolonów kopiują analogiczne struktury wsi normandzkiej z XVII wieku. Centralnym punktem osady jest kościół parafialny, wokół którego ogniskuje się życie społeczne. Głównym jego organizatorem jest proboszcz, głęboko ingerujący w codzienne problemy parafian. W chwili zwątpienia Maria udaje się z prośbą o radę właśnie do opiekuna swojej parafii. Krajobraz Québecu upstrzony jest, niszczejącymi już dziś niestety, kapliczkami wznoszonymi na rozstajach dróg czy po prostu na poboczach. Rytm życia mieszkańców wyznaczają cykle przyrodnicze i święta roku liturgicznego. Wzruszeń duchowych i estetycznych dostarcza mieszkańcom prowincji tradycyjna liturgia i rytuał katolicki, pomimo że z powodu odległości Maria i jej najbliżsi z rzadka tylko mogą uczestniczyć w nabożeństwach. Bożonarodzeniowa pasterka staje się w ten sposób dla młodej dziewczyny jednym z najbardziej wyczekiwanych i najsilniej przeżywanych momentów w życiu. Nawet jednak gdy śnieżyce i zaspy nie pozwalają dotrzeć do świątyni, kościołem domowym staje się każde rodzinne domostwo. Rankiem i o zachodzie słońca rodziny zbierają się na wspólną modlitwę, w mroźne grudniowe noce znad dachów rozsianych wśród lasów chat wznoszą się ku niebu słowa starych francuskich kolęd. Pięknie ta ludowa pobożność świętego czasu Bożego Narodzenia zobrazowana została w pierwszej (z 1934) filmowej adaptacji powieści Hémona, w reżyserii francuskiego twórcy Juliena Duviviera (1896-1967).
Katolickie są nie tylko zwyczaje Marii i jej rodaków, ale także jej sposób myślenia. Jak napisałem wcześniej, literacka figura Marii Chapdelaine to kulturowy model kobiecości charakterystyczny dla katolickiego społeczeństwa historycznego Québecu. Marię cechuje przede wszystkim pokora. Jako modelowa kobieta katolicka, ze swej wiary czerpie siłę do wyrzeczenia się siebie i mężnego znoszenia serii sypiących się na jej głowę hiobowych nieszczęść. Maria pokłada ufność w Bogu i nie traci jej ani na chwilę, nawet wtedy, gdy – jak by się wydawało – Bóg zawiódł jej zaufanie. W duszy młodej kobiety nawet na moment nie rodzi się cień wyrzutu, wątpliwości, a jedynie pokorne przyjęcie wyroków Opatrzności, nawet gdy są one dla niej zupełnie niezrozumiałe i przeciwne jej gorącym pragnieniom.
Ta pokora, posłuszeństwo i wyrzeczenie się siebie przez tytułową bohaterkę stały się tym elementem fabularnym, o który wykolejają się interpretacje większości współczesnych krytyków i komentatorów powieści. Zapoznałem się z kilkoma takimi tekstami i stale wraca w nich odczytanie utworu jako niezwykle pesymistycznego, fatalistycznego, nasyconego poczuciem beznadziei. Ma to rzekomo wynikać z niemożności i niezdolności bohaterów do zmiany swojej sytuacji życiowej i obrazować immobilizm konserwatywnego społeczeństwa katolickiego Québecu.
Przyrównuje się niekiedy nawet Marię Chapdelaine do Trzech sióstr (1901) Antoniego Czechowa (1860-1904). Jest to zupełne nieporozumienie, ponieważ bohaterkami każdego z tych utworów są kobiety o zupełnie różnej mentalności, żyjące w odmiennych światach ideowych. Świat ideowy Marii to świat tradycyjnych pojęć i kategorii. Czechowowskie Olga, Masza i Irina to tymczasem uwięzione na prowincji wyemancypowane indywidualistki, podczas gdy Maria jest typową przedstawicielką społeczeństwa tradycyjnego, postawioną wobec modernistycznej próby zakwestionowania tradycji. Emancypacja, nawet w tak subtelnej i delikatnej formie jak u starszej od niej o pokolenie Justyny Orzelskiej z powieści Orzeszkowej, nie pojawia się nawet w świadomości Marii. Znajduje się poza granicą jej tradycyjnego świata ideowego i poza linią horyzontu jej wyobraźni. Stanąwszy wobec próby zakwestionowania swego świata ideowego, Maria nie przekracza osi czasu. W sytuacji granicznej, jak u hrabianki Nataszy z Wojny i pokoju (1865-1869) Lwa Tołstoja (1828-1910), w duszy Marii budzi się najbardziej pierwotny, archaiczny instynkt jej macierzystej nacji, przed-świadomymi i niezależnymi od woli więzami łączący ją z jej własną ziemią, z rodziną i z narodem.
Normandzki chłop jest przedstawicielem ludu chtonicznego i kontynentalnego. Nie jest ruchliwym nomadą, lecz zapuszcza korzenie głęboko w zamieszkiwaną przez siebie ziemię. Normandia zasiedlona została w XI w. przez etnos aryjski, skandynawski. Koloni normandzcy osiedlili się czterysta lat temu nad Rzeką Świętego Wawrzyńca i pomimo wszystkich przeciwności losu tam pozostali. W ciągu tych czterystu lat Québec stał się latarnią tradycyjnej kultury, świecącą pośród morza liberalnej anglosaskiej cywilizacji. Oblewany ze wszystkich stron przez anglosaskie talassokracje, sam stał się mocno zakorzenioną na kontynencie północnoamerykańskim tellurokracją. Oparty o rozległą masę kontynentalną Półwyspu Labrador, odcięty od oceanu przez anglosaski Nowy Brunszwik i Nową Anglię, wytworzył konserwatywną, kontynentalną i, jak na warunki amerykańskie wspólnotową, kulturę chłopską niechętną wobec handlu, miast, kapitalizmu, migracji, pieniądza, liczb i innych wytworów nowoczesności.
Po brytyjskim podboju z 1763 r. Québec przekształcił się również szybko z francuskiej kolonii w osobny naród. Szczególnie po 1789 r. nie była to już dłużej Nouvelle France, ale samoświadomy swej odrębności naród kanadyjski. Francuzi z Europy budzili wśród Québécois nie mniejszą nieufność niż brytyjscy okupanci i jankescy liberałowie. Francuz z Europy, który zamordował na szafocie własnego króla, który prześladował księży i zakony, który był niedowiarkiem i libertynem, był w Québecu traktowany podejrzliwie, jako osoba niegodna zaufania. Gdy w 1814 r. wojska rosyjskie weszły do Paryża, w Québecu w akcie dziękczynienia we wszystkich kościołach zabiły triumfalnie dzwony. Podczas gdy Francja została zdewastowana przez rewolucję, cywilizacja francuska przetrwała w jej z dawna porzuconej i zapomnianej prowincji zamorskiej, o której Wolter wyraził się swego czasu z pogardą jako o „kilku morgach śniegu”.
Dylematy cywilizacyjne przed którymi stanął Québec u progu XX wieku ilustruje w swojej powieści Hémon. Jest to wybór trzech wariantów rozwoju historycznego uosabianych przez trzech adoratorów Marii.
Pierwszym z nich jest romantyczna ekspansja i przygoda na odległych kresach kolonii. Symbolizuje ją myśliwy o imieniu François Paradis. Imię jest symboliczne, bowiem „François”jest zniekształconą wersją „Français”, oznaczającego po prostu Francuza. Źródłosłów nazwiska „Paradis” jest równie oczywisty, w połączeniu z imieniem odsyłając do historycznych aspiracji rozwojowych francuskich Kanadyjczyków. Powielaną w romantycznej XIX-wiecznej historiografii tego narodu** archetypiczną dla prowincji figurą jest „coureur des bois”, to jest przemierzający leśne ostępy i żyjący ze sprzedaży skór zwierzęcych myśliwy.
Ze względu na nieprzyjazny, kontynentalny klimat, aż po początek XVIII wieku, gospodarka Kanady oparta była przede wszystkim na myślistwie i handlu z Indianami. Pierwotne plany Paryża zakładały utworzenie w Ameryce Północnej państwa indiańskiego rządzonego przez przybyłych z Europy szlachciców i misjonarzy. Do czasu zintensyfikowania akcji kolonizacyjnej i przede wszystkim rozwoju demograficznego samej kolonii, Nowa Francja nie była więc bynajmniej krajem czysto rolniczo-chłopskim. „Coureur des bois” reprezentuje w kulturze prowincji romantyczny ideał francuskiego Kanadyjczyka jako człowieka wolnego, szlachcica i indywidualisty.
Wariant drugi to emigracja do bogatszych i wyżej cywilizacyjnie rozwiniętych, ale również diametralnie kulturowo różnych od Québecu i zamieszkanych przez obcy lud anglosaski Stanów Zjednoczonych. Pokusę tę reprezentuje kolejny z adoratorów Marii, o imieniu Lorenzo Surprenant. Również w tym przypadku imię i nazwisko posiadają swoiste znaczenie: imię wskazuje na obcość, nazwisko zaś na niezwykłość, egzotyczność i zdolność do olśniewania. Lorenzo to Québécois, który sprzedał rodzinną ziemię, wyjechał do Nowego Jorku, tam zatrudnił się w fabryce i przejął całkowicie jankeski sposób bycia. Lorenzo kusi Marię perspektywą łatwego i wygodnego życia, w murowanym domu z ciepłą wodą, z dostępem do wszystkich dóbr cywilizacji nowoczesnej. Ceną miałoby jednak być porzucenie ojczyzny i własnej kultury, czego zalotnik sam jest przykładem. W ekranizacji powieści z 1983 r. w reżyserii Gillesa Carle (1928-2009) postać ta, grana przez Donalda Lautreca (ur. 1940), została przedstawiona dość karykaturalnie, odbiegając w ten sposób od litery powieści, ale w to miejsce wyraźniej nawet niż literacki pierwowzór, obrazując ducha i przesłanie historii. Emigranci w Québecu oceniani byli bowiem równie, a może nawet bardziej negatywnie, niż imigranci. Podobnie choćby jak na polskiej Litwie po klęsce powstania 1863 roku i następujących w jego wyniku represjach, emigrant sprzedający ziemię i wyjeżdżający do Montrealu lub do Nowej Anglii był przez Québécoises uznawany za zdrajcę ojczyzny. Porzucenie ziemi i obowiązków wobec rodziny uszczuplało własnościowy i demograficzny potencjał narodu, pogarszając jego położenie w stosunku do brytyjskich zaborców. Emigrant zasilał swoją pracą i samą swoją osobą świat protestanckich heretyków, wyrzekając się własnej rodziny i dziedziczonej po przodkach ziemi. W zamian, miał szansę żyć w dzielnicach biedoty w Nowym Jorku lub w Montrealu, tracąc stopniowo swoją narodową tożsamość. O ile Amerykanin, w mniejszym zaś także stopniu Anglosas kanadyjski, to przedstawiciele ludów migrujących, zmieniając miejsce zamieszkania zazwyczaj kilka razy w życiu i nie wznosząc trwałych siedzib, o tyle francuski Kanadyjczyk jest istotą zakorzenioną, od pokoleń żyjąc na dziedziczonej z ojca na syna ziemi, pośród innych, podobnie zakorzenionych rodzin, w wybudowanym dla kilku generacji rodowym domostwie.
Trzecim adoratorem Marii jest Eutrope Gagnon, którego imię, nawet czysto fonetycznie, ma wydźwięk wyraźnie „chtoniczny”. Eutrope symbolizuje związanie francuskiego Kanadyjczyka z ziemią, rezygnację z romantycznych aspiracji na rzecz ciężkiej pracy na roli, nad pomnożeniem stanu posiadania narodu i kolonizacją dzikich peryferii kraju. Związanie się z Eutropem oznaczałoby dla Marii bycie matką w katolickiej rodzinie, piastunką ogniska domowego i strażniczką narodowych tradycji. Oznaczałoby wyrzeczenie się romantycznych, dziewczęcych marzeń, na rzecz spełnienia powinności wobec rodziny i narodu. By dorosnąć do takiego wyboru, Maria musiałaby przestać być dziewczyną, a stać się dojrzałą duchowo kobietą. Podobnie naród Québécois, stać się musi w pełnym tego słowa znaczeniu narodem, o dojrzałej, rozwiniętej samoświadomości swego historycznego posłannictwa, miejsca i roli jaką Opatrzność wyznaczyła mu w historii.
Jakiego wyboru matrymonialnego dokona Maria, o tym czytelnik może przekonać się na kartach powieści. Jej elektroniczną wersję w językach francuskim i angielskim znaleźć może na stronach Bibliothèque électronique du Québec***.
Charakterystyczne jest jednak, że w internecie nie ma wcale tak wiele informacji na temat samej książki, jej autora, jak i całego nurtu „roman du terroir”. O ile szukając danych na temat podobnej rangi pozycji z literatury polskiej, rosyjskiej lub angielskiej łatwo trafić można na dziesiątki stron z wersjami elektronicznymi, najróżniejsze recenzje, omówienia, fora na których dyskutuje się różne znaczenia utworów, przeznaczone dla fanów powieści profile na Facebooku, o tyle po wpisaniu frazy „Maria Chapdelaine” lub „roman du terroir” znajdujemy relatywnie mało informacji, spora zaś część pozycji tego najważniejszego, jakby nie patrzeć, nurtu literackiego francuskiej Kanady, jest w ogóle niedostępna w wersji elektronicznej. Możliwe jest oczywiście i takie wytłumaczenie tego faktu, że mieszkańcy dzisiejszego Québecu wychowani są w kulturze większego legalizmu i nie ma tam, jak w krajach słowiańskich, rozwiniętego obrotu pirackimi kopiami książek. Mnie wydaje się jednak, że wyjaśnienia trzeba szukać gdzie indziej.
Od początku lat 60-tych XX wieku liberalny rząd prowincjonalnego premiera Jeana Lesage’a (1912-1980, premier Québecu 1960-1966) forsował program kompleksowej liberalnej reformy struktur władzy i społeczeństwa, nazwany później la révolution tranquille. Reforma skierowana była przede wszystkim przeciwko Kościołowi katolickiemu i zbiegła się w czasie z II Soborem Watykańskim (1962-1965). Skutkiem koincydencji tych przemian była laicyzacja i sekularyzacja kraju uważanego wcześniej za najbardziej katolicki na świecie. W ciągu niewiele ponad dekady, chłopska kultura katolickiego Québecu przestała istnieć, a mieszkańcy masowo porzucili gospodarstwa rolne i zaczęli osiedlać się w miastach ****. Dla wychowanych w liberalnej ideologii emancypacji i samorealizacji Québécoises konserwatywny świat ideowy ich ojców i dziadków stał się zupełnie niezrozumiały. We współczesnej quebeckiej historiografii i publicystyce politycznej, będący niejako politycznym zwieńczeniem (i zarazem historycznym zamknięciem) rozwoju ultramontańskiego nacjonalizmu integralnego okres rządów prowincjonalnego premiera Maurice’a Duplessisa (1890-1959, premier Québecu 1936-1939, 1944-1959) nazywany jest okresem „wielkich ciemności” („grande noirceur”).
Świadczy to o w zasadzie całkowitym zerwaniu ciągłości ideowej i kulturowej w narodzie Québécois. Świat ideowy i kultura sprzed „spokojnej rewolucji” są dla dzisiejszego Quebekczyka zupełnie obce i niezrozumiałe. Z moich osobistych rozmów ze znajomymi z Québecu wynika, że ultramontański nacjonalizm integralny księdza Lionela Groulx (1878-1967) i Maurice’a Duplessisa nie znajduje tam dziś żadnej kontynuacji, a nacjonalistycznie usposobieni mieszkańcy kraju są albo liberałami, albo zbliżają się do maoizmu. Stąd między innymi mnożące się interpretacje Marii Chapdelaine jako rzekomej zawoalowanej krytyki konserwatyzmu i społecznego immobilizmu prowincji. Stąd też, oddająca narodowego ducha Québécoises literatura „roman du terroir” jest dziś w tym kraju tak mało popularna, poza granicami Kanady zaś niemal zupełnie nieznana, gdyż nikt w samym Québecu nie jest zainteresowany jej propagowaniem i popularyzacją.
Dla polskiego czytelnika praca Hémona może być ciekawa nie tylko ze względu na oczywiste podobieństwa w rozwoju historycznym oraz na poziomie kulturowo-religijnym pomiędzy żyjącym w XIX wieku pod zaborami narodem polskim, a znajdującym się pod zaborem brytyjskim narodem Québécois, ale także ze względu na walory ideowo-dydaktyczne, jakie powieść przedstawia dla współczesnych polskich środowisk konserwatywno-katolickich. W środowiskach tych plenią się obficie doktrynerstwo i najróżniejsze ideologiczne fiksacje, biorące się z bezrefleksyjnego przeszczepiania na polski grunt kontrrewolucyjnej ideologii i postaw francuskich katolików z czasów III Republiki i późniejszych, jednostronnej orientacji na „Rzym”, a ostatnio również z zatruwającej te środowiska ideologii pewnej hałaśliwej organizacji o rodowodzie brazylijskim, dziś główne swe oparcie mającej jednak w Stanach Zjednoczonych AP.
Jak łatwo zauważyć z tego zestawienia, uleganie tego rodzaju inspiracjom prowadzi do dość groteskowych prób zainstalowania w środowiskach katolickich współczesnej Polski postaw i konwencji typowych dla konserwatywnego, zamożnego mieszczaństwa z drugiej połowy XIX i pierwszej połowy XX wieku. Współczesne polskie środowiska konserwatywno-katolickie, werbalnie i publicystycznie żonglują co prawda odwołaniami do Średniowiecza i Baroku, faktycznie jednak, w sposób typowy dla kulturowych peryferii, bezmyślnie kopiują wzorce kulturowe i ideologiczne krajów śródziemnomorsko-romańskich. Szczególnie groteskową postać przyjmuje to w szeregach występującej w Polsce jako Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi, a wywodzącej się z Brazylii, organizacji TFP. Snobowanie się w zbliżonym do niej środowisku na miejski patrycjat i pseudo-arystokrację przyjmuje tam wręcz formy niezamierzenie autoparodystyczne.
Marię Chapdelaine powinni przeczytać zarówno ulegający takim postawom katoliccy konserwatyści – lektura powieści pomogła by im być może zrozumieć, że katolicyzm nie musi wcale oznaczać popierania Stanów Zjednoczonych i uznawania życia w miastach za szczytowe osiągnięcie cywilizacji, jak i rzeczywiści tradycjonaliści – ci przekonają się z kolei czytając utwór Hémona, że katolicki konserwatyzm i tradycjonalizm nie jest bynajmniej wyjałowionym duchowo mieszczańskim snobizmem i nie sprowadza się do noszenia butów bez nosków i jadania trzech deserów srebrnymi łyżeczkami. Jeden z działaczy polskiego TFP w rozmowie prywatnej napisał mi kiedyś, że w zasadzie nic złego by się nie stało, gdyby ktoś pewnego dnia wykarczował całą Amazonię i na opróżnionej w ten sposób przestrzeni wybudował wielkie miasto. Maria i jej sąsiedzi znad Péribonki zapewne by się z nim w tej sprawie nie zgodzili.
Na koniec jeszcze dwa słowa o adaptacjach powieści. Z powodów już wymienionych obejrzeć warto wspomniany wyżej film z 1934 r. Z powodu wysokiego poziomu realizacji i gry aktorskiej polecam także produkcję z 1983 r. z quebecką aktorką Carole Laure (ur. 1948) w roli tytułowej bohaterki. Zdecydowanie odradzam natomiast, znany również pod anglojęzycznym tytułem The Naked Heart, film z 1950 roku, wyreżyserowany przez Marca Allégreta (1900-1973). Przede wszystkim, fabuła opowiedzianej tam historii nie ma niemal nic wspólnego z fabułą literackiego pierwowzoru. Po drugie, męskie postacie grane są przez anglojęzycznych aktorów, pod których słowa głos podkładają francuskojęzyczni lektorzy. Ruchy ust postaci nie pokrywają się zatem ze słowami padającymi zza kadru, co nie pozwala widzowi w żaden sposób wczuć się z oglądaną historię. Pomimo wyjątkowo uroczej stylizacji Michèle Morgan (ur. 1920) jako Marii, film nie daje się więc oglądać. Warta zainteresowania wydaje się natomiast komiksowa adaptacja historii, której autorem jest ontaryjski rysownik Clermont Duval*****. Komiks trafił do quebeckich bibliotek w ubiegłym roku, z okazji przypadającego wówczas stulecia śmierci Louisa Hémona. Estetyką wyraźnie nawiązuje do filmowej adaptacji z 1983 roku, mając na szczęście szansę zerwać skojarzenie historii Marii z nieszczęsnymi modernistycznymi ilustracjami powieści autorstwa Clarence Gagnona (1881-1942).
Ronald Lasecki
* Przykładem „rewizjonistycznej” autoparodii gatunku jest Marie Calumet (1904) Rodolphe’a Girarda (1879-1956), w nurcie krytyki społecznej mieszczą się zaś między innymi Trente arpents (1938) Philippe’a Pannetona (1895-1960) i Bonheur d’occasion (1945) Gabrielle Roy (1909-1983).
** Sztandarowym przykładem takiej twórczości jest, posiadająca również duże walory literackie, napisana w romantycznej konwencji przez François-Xaviera Garneau (1809-1866) czterotomowa praca Histoire du Canada depuis sa découverte jusqu’à nos jours (1845-1852).
*** Moja recenzja dotyczy francuskiego oryginału powieści Hémona, już po napisaniu swojego tekstu dowiedziałem się jednak o istnieniu polskich wersji książki: wydania parysko-poznańskiego z 1923 r. w tłumaczeniu Stefana Godlewskiego, oraz wersji wydanej w 2012 r. w Sandomierzu pod tytułem Dom na Polanie. Opowieść o Marii Chapdelaine w tłumaczeniu Kingi Rydzewskiej. Recenzja nie uwzględnia tych wydań i spisane w niej uwagi w żaden sposób się do nich nie odnoszą.
**** Przemiany te zilustrowane zostały w cieszącym się pewną popularnością również w Polsce, a mającym nieco krytyczny i nostalgiczny wydźwięk, utworze „Dégénération” quebeckiej grupy folkowej Mes Aïeux.
***** Zapowiedź komiksu można znaleźć na YouTube pod tym adresem