Adam Danek: Demoliberalizm, antyliberalizm i Rosja

   Niedawne przyłączenie Półwyspu Krymskiego do Rosji dało wielu polskim grupom szeroko pojmowanej prawicy bodziec do dyskusji o tym, jaką ideologię reprezentuje rosyjskie przywództwo państwowe i jakie w związku z tym należy zająć stanowisko wobec prowadzonej przez nie polityki. Wśród krytyków Rosji dają się generalnie wyodrębnić dwa nurty. Nurt pierwszy zarzuca rosyjskim władzom nawrót do tradycji sowieckiego imperializmu, agresywny militaryzm i dążenia zaborcze wobec sąsiadów, wiążąc je w niejasny sposób z „deficytem demokracji” w systemie politycznym Rosji, ten zaś z kolei z mrocznymi wpływami siłowików, a zwłaszcza ze stopniem oficerskim KGB samego Władimira Putina. Przedstawiciele tego nurtu przyjmują z reguły za pewnik nie wymagający dowodzenia (można też powiedzieć modnie: aksjomat), że Polska ma być wiernym sojusznikiem Zachodu i jego przodownikiem w Europie Wschodniej, a nieprzestrzeganie w dzisiejszych czasach tak dobroczynnych standardów, jak jedyny dopuszczalny model państwa, czyli demokracja narodowa, rządy parlamentarne, cywilna kontrola nad armią, „wolna” gospodarka z rynkiem opanowanym przez zachodnie koncerny oraz poparcie dla ekspansji terytorialnej NATO i Unii Europejskiej – to skandal wołający o pomstę do nieba. Konserwatysta nie ma powodów, by wchodzić w szczegółowy spór z reprezentantami tego nurtu. Może jedynie zauważyć, że ze swoją emocjonalną i moralniacką retoryką opierają się oni od początku do końca na wyobrażeniach właściwych demoliberalizmowi, a więc w rzeczywistości krytykują Rosję „z lewa”.

   Z konserwatywnego punktu widzenia na większą uwagę zasługuje drugi nurt. O ile pierwszy pogardza Rosją za to, że jest za mało demoliberalna, o tyle drugi pogardza nią za to, że jest na jego gust za bardzo demoliberalna. Wytyka rosyjskiemu obozowi rządowemu, że nie głosi on nacjonalistycznej ideologii i nie popiera nacjonalistycznych ruchów w innych państwach, a także obecność w jego orbicie quasi-liberałów czy biznesowych oligarchów (Roman Abramowicz, Oleg Deripaska, Władimir Potanin, Uliszer Usmanow), którym w zamian za lojalność wobec władz pozwolono zachować pozycję i majątek (dla zwolennika nacjonalizmu etnicznego dodatkowym kamieniem obrazy pozostaje zapewne fakt, iż wielu z tych bonzów wielkiego biznesu jest pochodzenia nierosyjskiego, czego przykładami Żyd Abramowicz, Białorusin Deripaska, Uzbek Usmanow czy Tatar Rustam Tariko). Dlatego – twierdzą przedstawiciele drugiego nurtu – orientacja prorosyjska w polityce zagranicznej nie stanowi żadnej alternatywy dla orientacji prozachodniej, a jedyna prawidłowa orientacja to nacjonalizm walczący z całym światem z wyjątkiem podobnych do niego samego ruchów nacjonalistycznych w innych krajach. Te twierdzenia, które w dużym uproszczeniu można nazwać krytyką Rosji „z prawa”, z konserwatywnego punktu widzenia zasługują na dyskusję.

   Zacznijmy od istotnego zastrzeżenia. Po objęciu władzy przez Władimira Putina rosyjskie władze dokonały skutecznej renacjonalizacji kluczowych sektorów krajowej gospodarki i uodporniła ją w dużym stopniu na zewnętrzne wpływy. Pozbawiły oligarchów władzy politycznej, a sporą ich część wygnały. Odbudowały potencjał militarny Rosji, roztrwoniony w czasach Jelcynowskich. Zażegnały niebezpieczeństwo terytorialnego rozpadu państwa, odzyskując militarnie Czeczenię i likwidując separatystyczne dążenia Tatarstanu. W ostatnich latach w Rosji wprowadzono prawny zakaz propagowania homoseksualizmu i innych zboczeń, a także ukrócono panoszenie się prozachodnich „organizacji pozarządowych” za pieniądze od zagranicznych mocodawców. Grupę idiotek znaną jako „Pussy Riot” ukarano więzieniem za obrazę religii. Podkreślmy: nie obrazę czyichś „uczuć religijnych”, które są kategorią subiektywną, właściwą liberalnemu, ześrodkowanemu na „jednostce” modelowi prawa, ale obrazę religii prawosławnej jako takiej. „Marsze tolerancji” są w tym kraju systematycznie rozpędzane przemocą, za cichym, lecz widocznym przyzwoleniem organów administracji oraz przy niezbyt skrywanym poparciu Cerkwi. Jeśli wziąć pod uwagę wszystkie te okoliczności, to zarzucanie rosyjskim władzom, że „nie głoszą nacjonalistycznej ideologii” i w ogóle są za mało antyliberalne, wydaje się cokolwiek megalomańskie*. Polityka wewnętrzna Rosji mniej nas tu jednak interesuje, ponieważ jej krytycy „z prawa” argumentują przede wszystkim, że Moskwa nie stwarza dla zachodniego demoliberalizmu alternatywy w polityce międzynarodowej.

   Słyszymy więc od nich, że dzisiejsza Rosja wskrzesza tradycje sowieckiego imperializmu. Tymczasem owe tradycje są aż tak straszne, jak malują je ci, którzy całą historię polityki zagranicznej ZSRS postrzegają przez pryzmat jednego wycinka, to znaczy losu „żołnierzy wyklętych”. Więzy bliskiej współpracy łączyły ze Związkiem Sowieckim wiele krajów stawiających na silne przywództwo państwowe i autorytarny system polityczny. Były wśród nich: Ghana rządzona przez Kwame Nkrumaha, Gwinea pod rządami Ahmeda Sekou Touré, Egipt generała Gamala abd-an-Nasira (w Europie zwanego zwykle Naserem), Tanzania (Sługi Bożego) Juliusa Kambarage Nyerere, Libia pułkownika Muammara Kadafiego, Somalia marszałka Mohammeda Siyada Barré, Syria generała Hafiza al-Asada czy Irak Saddama Husajna. Każde z wymienionych państw rozwinęło własną ideologię o charakterze antyliberalnym i niemarksistowskim: Ghana – konscjentyzm, Gwinea – „socjalizm wiejski”, Egipt – naseryzm, Tanzania – doktrynę ujamaa, Somalia – islamski narodowy socjalizm, Libia – „trzecią teorię światową”, Syria i Irak – baasizm. Związek Sowiecki wciągał te kraje do współpracy przeciw blokowi zachodniemu, lecz nie narzucał im swojej ideologii. Oczywiście, wspierał te państwa dla realizacji swoich strategicznych celów i interesów, a nie dlatego, że włodarze Kremla przyjęli konscjentyzm, socjalizm wiejski, naseryzm, ujamaa, islamski narodowy socjalizm, trzecią teorię światową, baasizm albo koreańską doktrynę dżucze. Ale wspierał je, nie żądając od nich w zamian przyjęcia marksizmu.

   Pod pewnymi względami sytuacja przedstawia się dzisiaj podobnie. Z Rosją blisko współpracują państwa otwarcie odrzucające zachodni, demoliberalny model polityczny: postkomunistyczne Chiny; Kazachstan i Białoruś rządzone autorytarnie przez liderów integracji eurazjatyckiej Nursułtana Nazarbajewa i Alaksandra Łukaszenkę; szyicki Iran; wreszcie Syria – po zniszczeniu Iraku Saddama Husajna w 2003 r. ostatnie państwo baasistowskie. Rosja wspiera ich dążenia do odparcia ideologicznej, politycznej, ekonomicznej, a niekiedy również militarnej ekspansji bloku zachodniego. Czyni to raczej nie z pobudek ideowych, tylko dla realizacji własnej strategii, co jednak w polityce międzynarodowej nie jest żadną niespodzianką – chyba, że dla autentycznie naiwnego obserwatora.

   Jakie poglądy polityczne ma Władimir Putin? Nie wiadomo, ale w praktyce nie ma to specjalnego znaczenia. Być może po wielu latach na podstawie niedostępnych dzisiaj źródeł opiszą je historycy, a być może nigdy ich nie poznamy. Wśród byłych i obecnych współpracowników Putina znajdujemy zarówno konserwatystów Dmitrija Rogozina czy Modesta Kolerowa oraz ideologa eurazjatyzmu Aleksandra Dugina, jak i neozapadników Gleba Pawłowskiego czy Siergieja Karaganowa, ale próby wydedukowania poglądów prezydenta Rosji z personaliów jego otoczenia byłyby niepoważne. Podobnie zresztą, jak wyobrażanie sobie, że Putin jest jedyną osobą decyzyjną w rosyjskim państwie, że tamtejszy obóz rządowy jest jednobarwny pod względem ideowym i że nie ma w nim zróżnicowanych (w dopuszczalnych granicach) frakcji. Powtórzmy: nie ma to jednak praktycznego znaczenia. Jakimkolwiek bowiem poglądom hołduje rosyjskie przywództwo państwowe, w praktyce Rosja aktywnie poszerza na arenie międzynarodowej przestrzeń dla państw podążających w dziedzinie ustroju politycznego i ekonomicznego drogami alternatywnymi wobec narzucanego przez Zachód demoliberalizmu oraz pielęgnujących własną suwerenność ideologiczną. A jeżeli ta przestrzeń się nie powiększy, nie powiększy się też liczba takich państw na świecie.

   Krytycy rosyjskiej polityki „z prawa” muszą brać powyższe fakty pod uwagę. Osobiście uważam, że Polska powinna czerpać wzorce nie tyle z Rosji, ile raczej od jej antyliberalnych sojuszników: Białorusi, Kazachstanu czy Syrii.

Adam Danek    

* W charakterze anegdotycznym przytoczyć można również zarzut, stawiany gdzieniegdzie zupełnie na poważnie, że nacjonalistom nie może podobać się Rosja, ponieważ zamieszkuje ją wiele narodów. To prawda – w jej granicach żyje ponad sto różnych narodowości. Ciekawe, co zdaniem zwolenników takiego wulgarnego nacjonalizmu mieliby zrobić etniczni Rosjanie z tymi wszystkimi ludami, dla których terytorium Federacji stanowi naturalną ekumenę? Podzielić Rosję na ponad setkę osobnych państw narodowych? Rozumniejszy nacjonalista mógłby natomiast dojść do wniosku, iż Rosja tworzy ponad-etniczny „wielki naród” opisany niegdyś przez Adama Doboszyńskiego. Sam Doboszyński stwierdził zresztą w 1941 r. w rozprawie pod tym właśnie tytułem, że w Związku Sowieckim proces formowania się „wielkiego narodu” jest już bardzo daleko posunięty.

RUSSIA-POLITICS-HISTORY-WWII

4 komentarze

Leave a Reply