Adam Danek: Monarcha oświecony

Model monarchii wykształcony w Europie Zachodniej w XVIII wieku, znany pod nazwą „oświeconego absolutyzmu”, uchodzi w optyce konserwatywnej za najbardziej zdegenerowaną odmianę ustroju monarchicznego do czasu pojawienia się monarchii parlamentarnych, zwanych „koronowanymi republikami”. Trudno przy tym o przypadek, w którym charakter ustroju byłby odleglejszy od jego powszechnie przyjętej nazwy. „Oświecony” znaczy: oblany światłem, opromieniony. Począwszy od epoki definiującej (czy raczej reklamującej) się jako „oświecenie” lub „wiek świateł”, metafory światła i jasności zostały skojarzone z filozoficznym racjonalizmem, przeciwstawianym „ciemności” zabobonu, niewiedzy, przesądów czy tradycji – traktowanych zresztą przez oświeceniowców jako synonimy. Monarchia jest rządem ze swej natury oświeconym, lecz w zupełnie innym znaczeniu.

W tradycyjnych systemach religijnych Słońce, źródło światła, bardzo często symbolizuje Bóstwo (także w chrześcijaństwie, gdzie do symboli Stwórcy należy tzw. święta delta – otoczony promieniami trójkąt z wszystkowidzącym Boskim okiem). Pozytywistyczni, i w ogóle modernistyczni, religioznawcy oraz socjologowie religii wykorzystywali ów fakt, by przekonywać, że religia wywodzi się z czci oddawanej elementom przyrody (np. Słońcu) przez ludzi w prymitywnym stadium rozwoju kultury, a więc ma podłoże materialistyczne. Jak wskazują badacze ze szkoły tradycjonalizmu integralnego, nie zrozumieli oni, iż w rzeczonych systemach religijnych samo Słońce pełni rolę jedynie symbolu „słońca” duchowego, a przymiotem Bóstwa jest nie światło fizyczne, lecz „światło” metafizyczne.

Co wypada zaś rozumieć przez „światło” metafizyczne? Symbolika światła, obecna od dawna w systemach religijnych i mitologicznych, została rozwinięta w platońskiej i neoplatońskiej tradycji filozoficznej. W sensie symbolicznym światło to moc, która wydobywa kształty wszystkich rzeczy z mroku – wyłania byty z niebytu. Światło wyjaśnia prawdę – to nieprzypadkowa zbieżność słów. Światło ukazuje piękno, które bez niego pozostałoby niedostrzegalne albo, mówiąc ściślej, po prostu by nie istniało. Platońską metafizykę światła następująco tłumaczy konserwatywny filozof prof. Hans-Georg Gadamer (1900-2002):

Piękno ma charakter świecenia. ››Świecić‹‹ zaś znaczy: świecić na coś i samemu zjawiać się w tym, co wyjawia blask. Piękno ma sposób istnienia światła. Nie znaczy to jedynie, że bez światła nie zjawia się nic pięknego, nic nie może być piękne. Znaczy to także, że piękno czegoś pięknego jawi się w nim jako światło, jako blask. Samo siebie przejawia. Istotnie, światło istnieje w ogólności jako tak odzwierciedlone w sobie. Światło to nie tylko jasność tego, co ono oświetla, lecz raczej czyniąc coś widocznym, samo jest widoczne, a widoczne jest tylko w ten sposób, że czyni coś widocznym. Już starożytna myśl wydobyła tę refleksywną istotę światła, a odpowiada temu fakt, że pojęcie refleksji, odgrywające we współczesnej filozofii tak istotną rolę, należało pierwotnie do dziedziny optyki. To właśnie refleksywna natura bytowa światła sprawia, że łączy ono widzenie z tym, co widzialne tak, że bez światła nie ma ani widzenia, ani nic widzialnego. To trywialne stwierdzenie zyskuje bogate konsekwencje, jeśli rozważyć relację światła do piękna i zakres znaczeniowy pojęcia piękna. Istotnie, to przecież światło nadaje kształty widzialnym rzeczom, które są zarazem ››piękne‹‹ i ››dobre‹‹. Piękno nie ogranicza się jednak do sfery widzialnej. Jest, jak widzieliśmy, sposobem zjawiania się dobra w ogóle, bytu takiego, jakim winien on być. Światło, w którym artykułuje się nie tylko to, co widzialne, ale też sfera pojmowalności, nie jest światłem słońca, lecz światłem ducha, nous.” (1).

Z tego też powodu w minionych wiekach osoby, których wysoką godność chciano podkreślić, tytułowano „jaśnie oświeconymi”.

Tak rozumiane światło (w sensie metafizycznym) obecne we wszechświecie pochodzi w całości z jednego źródła – od Stwórcy, kryjącego się za odkrytą przez Platona najwyższą Zasadą Prawdy – Dobra – Piękna. Dlatego różne formy oddawania czci Najwyższemu nader często operują symboliką solarną. Wiekuisty opromienia Swym niebiańskim blaskiem wszystkie byty, a one świecą Jego odbitym światłem i w ten sposób uzyskują istnienie. Boskie światło wydobywa z ciemności ich formy – nadaje bytom porządek, czyli hierarchię. Światłość spływa na byty w porządku hierarchicznym: odbija się najpierw w bytach najwyższych i najdoskonalszych, odbite od nich pada na byty mniej doskonałe i tak dalej, stopień po stopniu, coraz niżej. Na wskroś hierarchiczny, świetlisty charakter świata stworzonego szczególnie wyraziście podkreślał chrześcijański neoplatonik i jeden z najgłębszych teologów w dziejach Kościoła – Pseudo-Dionizy Areopagita (V-VI wiek). Clive Staples Lewis (1898-1963) streszcza myśl tego tajemniczego autora w lapidarnej formule: „Według myśli nowoczesnej, tj. ewolucyjnej, człowiek stoi na szczycie schodów, których początek ginie w mroku; według średniowiecznej, stoi on u podnóża schodów, których szczyt niewidoczny jest w świetle.” (2). Także poznaniu rzeczy boskich – a przynamniej tego, co odpowiednio przygotowany człowiek może z nich poznać – towarzyszy doświadczenie światła. Platonik Apulejusz z Madaury (II wiek) tak opisywał drogę do poznania najwyższego Bóstwa: „(…) on jeden, z racji niewiarygodnej i wprost niewysławialnej niezwykłości swego majestatu, nie może nawet w najmniejszym stopniu, z powodu niewystarczalności ludzkiej mowy, być uchwycony jakimikolwiek słowami i jedynie mędrcom, gdy ci mocą swej duszy oddalą się, na ile tylko jest możliwe, od swego ciała, dane jest zrozumienie tegoż boga, ale i to zaledwie na chwilę, jakby w gdzieś najgłębszych ciemnościach nagłym błyskiem jasne światło rozbłysło.” (3).

W tradycyjnej teologii politycznej ład polityczny odwzorowuje porządek kosmiczny, tak jak on ustanowiony i podtrzymywany przez Opatrzność. Stwórca zlewa Swój blask na umiejscowionego w centrum ładu monarchę, który jaśnieje Jego odbitym światłem. Monarcha czyni z siebie jakby lustro: Boskie światło odbija się w nim i z tego wtórnego źródła pada na inne instytucje i byty. Poprzez to odbicie niebiańskiej jasności monarcha-zwierciadło staje się, według średniowiecznych formuł, „obrazem Boga” (imago Dei) i „naśladowcą Chrystusa” (imitatio Christi).

Sakralna ikonografia Średniowiecza zna mnogość przedstawień monarchy jako źródła blasku. Panujących często przedstawiano w niej z aureolą – obręczą światła wokół głowy. Wizerunki władcy Świętego Cesarstwa Rzymskiego niekiedy ukazują go nawet otoczonego mandorlą – owalną aureolą obejmującą całą postać, zarezerwowaną w ówczesnej ikonografii dla Zbawiciela. Solarna symbolika monarchii była na tyle mocno zakorzeniona w tradycji ludzkiego myślenia, że przetrwała jeszcze długo w nowożytności, wbrew znamiennej dla tej ery laicyzacji i racjonalizacji obrazu świata. Najsłynniejszy z nowożytnych władców Francji otrzymał przydomek Króla-Słońce. Siły oddziaływania archetypu monarchy jako oświeconego (w omawianym tu sensie) dowodzi fakt, iż powracał on nawet w uzurpatorskich formach ustrojowych, powstałych na gruzach monarchii. „Rząd jest w centrum społeczeństwa jak słońce. Różne instytucje winny krążyć dokoła jego orbity, nigdy się od niej nie oddalając.” – wykładał swe zasady polityczne „cesarz Francuzów” Napoleon Bonaparte. Jeszcze bardziej uderza myśl ustrojowa wypowiedziana przez najsłynniejszego republikańskiego wywrotowca Ameryki Łacińskiej, jakim był „Wyzwoliciel” (El Libertador) Simón Bolívar: „Prezydent republiki w naszej konstytucji jest jak Słońce, nieruchomo stojące w centrum Wszechświata i dające życie całemu światu. Jego najwyższa władza powinna być stała, bo w systemach pozbawionych hierarchii, bardziej niż w innych, jest niezbędny stały punkt, wokół którego krążą wysocy urzędnicy i zwykli obywatele, ludzie i rzeczy (…). Dla Boliwii takim punktem jest dożywotni prezydent (…). Tak, dożywotni prezydent z prawem wyboru następcy to najważniejsza część ustroju republikańskiego.” (4).

„Pryncyp monarchiczny” jest więc zasadą światła. Z drugiej strony, używany przez czołowego w Polsce teoretyka monarchizmu prof. Jacka Bartyzela (ur. 1956) termin „Ciemne Wieki Demokracji” nabiera w nakreślonym tu kontekście zupełnie innego znaczenia, niż tylko znaczenie kostyczne. Powstanie ustroju demokratycznego oznacza całkowite odrzucenie zasad tradycyjnej teologii politycznej. Demokracja, wywodząca legitymizację władzy z „suwerenności ludu”, polega na zupełnym odwróceniu się od źródła światła, na wepchnięciu wspólnoty politycznej w objęcia ciemności. I nie chodzi bynajmniej o taką ciemność, jaka ma swoje ustalone miejsce w porządku rzeczy, o ciemność skrywającą Boskie tajemnice przed niepowołanymi i nieprzygotowanymi do ich przyjęcia (w tej sferze mieszczą się uzdrawiający „duch nocy” konfucjanizmu, a w chrześcijaństwie „mroczna kontemplacja” św. Grzegorza z Nyssy czy „ciemna noc ducha” św. Jana od Krzyża). Demokracja to wtargnięcie w świat ciemności spoza wszelkiego uporządkowania, spoza podziału na dzień i noc, ciemności piekielnej, z którą świat pogrąża się w chaosie i osuwa w niebyt. Zbliżony do demokracji charakter wykazuje pod tym względem laicki „absolutyzm oświecony”, gdzie rozległą władzę monarchy uzasadnia się jej użytecznością dla ogółu poddanych, zastępując zasadę Boskiego światła czystym utylitaryzmem.

Adam Danek

1. Przeł. Bogdan Baran.

2. Przeł. Witold Ostrowski.

3. Przeł. Kazimierz Pawłowski.

4. Przeł. Artur Ławniczak.

Leave a Reply