Z powodu wielości środowisk i nurtów nazywających siebie prawicowymi oraz wielopłaszczyznowej rozbieżności ich poglądów często – i zasadnie – powraca pytanie o to, kto właściwie może pretendować do miana prawicy i na jakiej podstawie. Na przekór zniechęcającym sugestiom (czynionym zazwyczaj przez tych, którzy obawiają się rozstrzygnięcia na swoją niekorzyść), jest to problem jak najbardziej rozstrzygalny. Jednego z kryteriów prawicowości dostarcza stosunek najszerzej pojmowanych grup prawicowych do demoliberalnego ustroju politycznego. Do Prawicy w jej węższym, właściwym znaczeniu zaliczać wypada jedynie nurty ustosunkowane do niego jednoznacznie negatywnie – odrzucające demoliberalizm i postulujące zastąpienie go w państwie innym ustrojem. Tym samym, do rozumianej ściślej Prawicy nie zaliczają się środowiska, które nie podważają reżimu liberalno-demokratycznego, to znaczy:
1) afirmują obecny ustrój bez zastrzeżeń, choćby jako „najmniejsze zło”;
2) akceptują go w jego głównych zasadach, a domagają się zmian w drugorzędnych rozwiązaniach szczegółowych, nie naruszających jego istoty;
3) krytykują jego aktualną, konkretną postać za niezrealizowanie jego własnych zasad, domagając się jego większej czy głębszej „demokratyzacji”, „liberalizacji”, „republikanizacji” itp.
Praktyka pokazuje przy tym, że współcześni przedstawiciele Prawicy nierzadko miewają kłopot z udzieleniem odpowiedzi na stawiane im zawsze przez demokratów pytanie „Jeśli nie demokracja, to w takim razie co?”. Pytanie o ustrojową alternatywę dla niszczycielskiego demoliberalizmu należało zresztą do najbardziej ważkich dla Prawicy zagadnień przez cały wiek dwudziesty. Problemu z odpowiedzeniem na wyzwanie demokracji na płaszczyźnie ustroju nie miał na dobrą sprawę tylko jeden z jej kierunków – monarchiści. Pozostałe kierunki, oceniając pesymistycznie realność szans monarchicznej restauracji, nie bez trudu poszukiwały rozwiązań, które pozwoliłyby w nowych formach instytucjonalnych zachować tradycyjne zasady polityczne. Począwszy od zakończenia I wojny światowej wiele z nich zwróciło się ku autorytaryzmowi, różnie realizowanemu w poszczególnych państwach. Polską specyfikę tworzyły próby opracowania ustroju niedemokratycznej republiki, eliminującego z funkcjonowania państwa niestałość, charakterystyczną zarówno dla modelu demokratycznego (stan permanentnej „anarchii kontrolowanej”), jak i modelu autorytarnego (problem zachowania ciągłości rządów po nieuchronnej śmierci lub rezygnacji przywódcy). Próby te przybierały postać niekiedy wręcz gotowych projektów konstytucji, dopracowanych szczegółowo i profesjonalnie pod względem techniki prawnej. Ich autorami byli znamienici polscy konserwatyści: prof. Władysław Leopold Jaworski (1865-1930), dr Stanisław Bukowiecki (1867-1944), Władysław Studnicki (1867-1953), Eustachy książę Sapieha (1881-1963), dr Jan Bobrzyński (1882-1951), prof. Władysław Zawadzki (1885-1939), Adam Piasecki (1898-1938); rzadziej piłsudczycy, jak Tadeusz Hołówko (1889-1931) i płk Ignacy Matuszewski (1891-1946), oraz narodowcy, jak Adam Doboszyński (1904-1949) i dr Juliusz Sas-Wisłocki (1909-1973). Żaden z przygotowanych przez nich projektów nie został przyjęty, większość natomiast posłużyła za inspirację i merytoryczne wsparcie twórcom* Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z 1935 r., zwanej kwietniową, do której zresztą weszło wiele proponowanych w nich rozwiązań. Rozdzielały one zazwyczaj kompetencje władcze, w nierównych proporcjach, pomiędzy głowę państwa, ciało o elitarnym składzie oraz ciało pochodzące z wyborów, co nawiązywało do znanej w epokach przednowoczesnych idei rządu mieszanego (regimen commixtum), dzielącego władzę we wspólnocie politycznej pomiędzy monarchę, arystokrację i lud. Prezydentowi republiki przyznawano w nich pozycję ustrojową analogiczną do władcy w tradycyjnej monarchii (i to niekiedy w jej najmocniejszym wariancie). Wykonawcza funkcja władzy dzierżyła w nich swój naturalny prymat nad funkcjami ustawodawczą i sądowniczą. Te same zasady urzeczywistniła Konstytucja kwietniowa.
Konstytucja z 1935 r. przypuszczalnie nie mogłaby zostać uchwalona w warunkach trwającej demokracji – gdyby gruntu pod jej przyjęcie nie przygotowały wcześniej dyktatorskie rządy Marszałka Józefa Piłsudskiego. Aby mogła się dokonać zmiana ustroju w kierunku postulowanym przez Prawicę, ktoś musi wcześniej przetrącić kręgosłup demokracji. Uczynić to może zaś ktokolwiek. I dlatego, myśląc o swoich przyszłych wyborach politycznych, polska Prawica powinna zainteresować się szerzej doświadczeniem państw obszaru postsowieckiego, w których ukształtował się specyficzny typ dyktatury, z elementami autorytaryzmu, bez szczególnego przekonania zasłaniającej się czasem siermiężną demokratyczną fasadą.
Typ ów przyciąga uwagę świata zwłaszcza na Bliskim Wschodzie i w Azji Środkowej, gdzie realizowali go lub realizują: w Syrii – Hafiz al-Assad (1930-2000, prezydent 1971-2000) i jego syn Baszar (ur. 1965, prezydent od 2000 r.), w Azerbejdżanie – Hejdar Alijew (1923-2003, prezydent 1993-2003) i jego syn Ilham (ur. 1961, prezydent od 2003 r.), w Uzbekistanie – Islom Karimow (ur. 1938, prezydent od 1991 r.), w Kazachstanie – Nursułtan Nazarbajew (ur. 1940, prezydent od 1991 r.), w Turkmenistanie – Saparmurat Nijazow zwany Turkmenbaszą (1940-2006, prezydent 1991-2006) i częściowo jego następca Gurbanguły Berdymuchammedow (ur. 1957, prezydent od 2007 r.). Występuje również w sąsiadującej z Polską Białorusi w postaci rządów Alaksandra Łukaszenki (ur. 1954, prezydent od 1994 r.).
System polityczny, o którym mowa, wyrastał dotąd na podłożu postkomunistycznym: w zasadzie wszyscy wymienieni dyktatorzy, nie wyłączając syryjskiego, zdobywali doświadczenie państwowe w instytucjach sowieckich (Hejdar Alijew służył nawet w najbardziej przerażającej z nich – NKWD). Na ideowe oblicze systemu wpływa to jednak tylko powierzchownie lub wcale. Cechuje go raczej skłonność do politycznego pragmatyzmu, a elitę rządową tworzą politycy typu technokratycznego, stąd można go określić mianem „dyktatury technicznej”. To dyktatura mglista pod względem ideowym (podobnie, jak sanacyjna czy faszystowska), co paradoksalnie może okazać się dla Prawicy sprzyjającą okolicznością: stanowi pustą normatywnie formę, którą trzeba dopiero wypełnić określoną treścią. Nowa forma ustrojowa potrzebuje swoich teoretyków i myślicieli, a także zwykłych ideologów, co otwiera pole dla twórców niedemokratycznych koncepcji filozoficznych, socjologicznych, politycznych czy prawnych.
Pomimo ideowej nieokreśloności, opisywany typ dyktatury wydaje się realnie wzmacniać państwo. Skupiona wokół dyktatora technokratyczna elita wykazuje zrozumienie dla racji stanu, której nie musi maskować deklarowanymi celami ideologicznymi ani poprawną politycznie nowomową. Jak pokazują przywołane przykłady, przejawia większą elastyczność w polityce zagranicznej i zarazem większą odporność na zewnętrzne naciski, niż rząd demokratyczny. (Każde państwo, gdzie rząd pozostaje niezależny od parlamentarnych kaprysów i kłótni, odznacza się większą sterownością polityki i preferuje w niej cele długofalowe.). Cechuje ją więc statokratyzm – nastawienie „państwowładcze” (jeszcze jedno podobieństwo do dyktatury sanacyjnej i faszystowskiej). Zalety te sprawiają, że występując z pozycji prawicowych, należy docenić ten model dyktatury, zamiast krytykować go i odrzucać na przykład za jej ambiwalentny stosunek do tradycji czy brak chrześcijańskich postaw aksjologicznych (kolejne cechy wspólne z rządami sanacyjnymi i faszystowskimi).
Omawiany tu typ dyktatury mógłby okazać się użyteczny, poprzedzając rekonstrukcję ustroju państwa zgodną z ideami Prawicy i przygotowując dla niej pole. A nawet w przypadku, gdyby po umocnieniu własnych rządów okazał się nieusuwalny, samo zastąpienie nim demokracji byłoby jakościową zmianą na lepsze. Jeżeli uznajemy zaistnienie tego modelu w Polsce za pożądane, powinniśmy podjąć uważne studia nad znanymi nam współcześnie przypadkami jego budowy. Ułatwia je fakt, iż jeden z takich przypadków dotyczy państwa graniczącego z Polską. Obecny system polityczny Białorusi ma jednak ten sam słaby punkt, co każda z wyliczonych wcześniej dyktatur: żaden dyktator, gdyby nawet okazał się długowiecznym i zręcznym władcą, nie będzie nieśmiertelny. Stworzenie dyktatury tego rodzaju, choćby imponowała swoimi osiągnięciami politycznymi, zawsze pozostanie wyjściem tymczasowym, ostatecznie niewystarczającym. Dobry ustrój musi zapewniać ciągłość władzy państwowej, a ściślej – bezpieczne wyłonienie następcy osoby stojącej na czele państwa i przekazanie jej rządów. Nie gwarantuje ich, jak dowodzi historia, żaden system autorytarny. Szereg wartościowych rozwiązań tego problemu proponują natomiast ogłoszone w okresie międzywojennym koncepcje ustrojowe polskich konserwatystów, nacjonalistów i piłsudczyków.
Adam Danek
* Najważniejszą rolę odegrali wśród nich związani z sanacją konserwatyści Wojciech Rostworowski (1877-1952) i Bohdan Podoski (1894-1986) oraz zaliczani często do zachowawców piłsudczycy płk Walery Sławek (1879-1939) i Stanisław Car (1882-1938).