Szymon Czarnecki: Geniusz pogaństwa? Wokół książki Marca Augé „Duch pogaństwa”.

Geniusz pogaństwa?

Wokół książki Marca Augé pt. „Duch pogaństwa”

Tytuł niniejszego tekstu jest alternatywną wersją tłumaczenia z języka francuskiego tytułu książki Marca Augé „Génie du paganisme” (wydanie francuskie: 1982, polskie: 2010) wobec zastosowanego przez Oficynę Wydawniczą Volumen „Ducha…”. Autor nie ukrywa fascynacji przedmiotem swoich badań, tj. niemonoteistycznymi systemami wierzeń z różnych części świata (co jest naturalne), nie odmawiając im rangi geniuszu; widać to także w nawiązaniach (tak w tytule, jak i w treści eseju) do dzieła „Génie du christianisme” F. Chateaubrianda, który wychwala piękno wiary Chrystusowej, podczas gdy Augé przeciwstawia pogaństwo chrześcijaństwu, dostrzegając w tej całkowitej opozycji źródło siły i trwałości tego pierwszego, poddając krytycznej refleksji współczesną kulturę chrześcijańskiego monoteizmu przez pryzmat religii niemonoteistycznych (jak się dowiemy – nie jedynie politeistycznych sensu stricto).

Marc Augé jest jednym z najwybitniejszych współczesnych francuskich antropologów kulturowych, o czym świadczy częstość cytowania m. in. w Polsce, a także duża liczba tłumaczeń na języki takie jak polski, angielski, niemiecki, czeski i wiele innych. Urodził się w 1935 r. w Poiters. Od 1985 do 1995 r. był dyrektorem École des Hautes Études en Sciences Sociales (EHESS), do dziś jest aktywny naukowo i pełni w tej instytucji funkcję kierownika badań. W ubiegłym roku odwiedził nawet Polskę, kiedy to spotkanie z nim w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego prowadził były profesor Uniwersytetu Adama Mickiewicza, prof. Wojciech J. Burszta. Augé słynie w szczególności z koncepcji „nie-miejsc”, którą rozwinął w eseju „Nie-miejsca. Wprowadzenie do antropologii hipernowoczesności” wydanym w dziesięć lat (1992 r., wydanie polskie 2010 r.) po „Duchu…”. Owe „nie-miejsca” to przestrzenie anonimowe, wyrwane z kulturowego i antropologicznego kontekstu, wszędzie podobne, pozbawione tożsamości i przeciwstawiane historycznym i tożsamościowym „miejscom antropologicznym”, tworzącym tkankę społeczną. Przykładami „nie-miejsc” mogą być różne elementy sieci globalizacji: hotele, dworce kolejowe, lotniska, supermarkety, autostrady, a także Internet, który wydaje się posiadać najbardziej zintensyfikowane cechy tytułowej koncepcji.

Początkowo przedmiotem zainteresowania Marca Augé była kultura ludów Wybrzeża Kości Słoniowej oraz Toga; jak zdradza nam w przedmowie do „Ducha…”, to właśnie badania terenowe z tego okresu zainspirowały go później do napisania eseju na temat pogańskich systemów wierzeń, magii i filozofii. Kolejne etapy, które można wyróżnić w jego karierze, której rozwój ukoronowało dojście do przekonania, że „lokalne” nie może dłużej być rozumiane z pominięciem „globalnego”, to: „europejski” (kiedy to zastosowywał metody badawcze z „okresu afrykańskiego” w swoim lokalnym kontekście kulturowym Paryża) oraz „globalny”, kiedy to rozwinął koncepcję hipernowoczesności, charakteryzującej się wspomnianymi „nie-miejscami”, „nie-czasem” (presentism) i „nie-realnością” (wirtualnością), której towarzyszy zmiana percepcji przestrzeni, wzrastająca wolność i towarzysząca jej atomizacja społeczeństw, tym samym samotność człowieka wśród ludzi, w tłumach odwiedzających „nie-miejsca” terminali na lotniskach czy zatłoczone dworce, gdzie nie jest się zobowiązanym do nawiązywania jakichkolwiek więzi społecznych. W wizjach Marca Augé, etnologii osobistej i filozoficznej („każda poważna etnologia prowadzi do antropologii, która, nie bójmy się tego słowa, jest filozoficzna” – jak stwierdza we wstępie do „Ducha…”) antropolog – podmiot a zarazem narzędzie badań, staje się także ich przedmiotem.

Oprócz dwóch wspomnianych, wybrane jego dzieła to: „Le Rivage alladian: Organisation et évolution des villages alladian” (1969), „Théorie des pouvoirs et Idéologie: Études de cas en Côte d’Ivoire” (1975), „Pouvoirs de vie, Pouvoirs de mort” (1977), „La Traversée du Luxembourg” (1985), „Un ethnologue dans le métro” (1986), „Le Sens des autres: Actualité de l’anthropologie” (1994), „Le Guerre des rêves: exercises d’ethno-fiction” (1997), „Le temps en ruines” (2003).

„Duch pogaństwa” jest esejem z pogranicza „antropologii kultury, historii idei i historii religii, dla wszystkich tych nauk mający istotne znaczenie” – jak zapewnia nas nota wydawcy z tyłu okładki, z którą trudno się nie zgodzić. Jak autor stwierdza w przedmowie, napisanej 25 lat po pierwszym wydaniu, część „Ducha…” jest rozwinięciem kilku artykułów opublikowanych wcześniej (jak się dowiadujemy źródłach dołączonych na końcu książki) we włoskiej Eciclopedia Einaudi, czerpiącym z „afrykańskiego doświadczenia”, tzn. afrykańskiego etapu kariery etnologa. I rzeczywiście, większość przykładów elementów wierzeń pochodzi z krajów badań terenowych autora, tzn. z Wybrzerza Kości Słoniowej i Toga, często porównywanych np. z religią starożytnych Greków.

Główną tezą książki Marca Augé jest uznanie pogaństwa – niejednorodnego, a jednak posiadającego co najmniej trzy fundamentalne zasady i cechy wspólne, ten sam „duch” (religia bowiem nie ogranicza się do teologicznej treści), zbioru tradycyjnych, etnicznych wierzeń ludów z różnych kontynentów (wymieniane przykłady pochodzą głównie z miejsca badań Augé na Wybrzeżu Kości Słoniowej i w Togo oraz z Ameryk Południowej, Azji, i co istotne, ze starożytnej Grecji) – i chrześcijaństwa za fundamentalnie odmienne i wzajemnie przeciwstawne systemy wierzeń („nic nie jest nam bardziej obce, niż duch pogaństwa, a starożytny świat grecki i tradycyjny świat afrykański mają wiele punktów wspólnych”), nawet mimo że we współczesnej (choć, jak się wydaje, w jego ojczyźniej przemijającej) chrześcijańskiej religii Europy, a zwłaszcza w katolicyzmie („ludowym”), dostrzega – podobnie jak Chateaubriand – wiele zapożyczeń bądź też pozostałości pogańskiego sposobu myślenia i praktyk, tak dobrze znanych nam w polskim kontekście kulturowym (np. obrzędy kultu przodków, „dziady”, które opisał, rzecz jasna nie w naukowym sensie tego słowa, romantyczny wieszcz narodowy Adam Mickiewicz), a w naszej kulturze, sztuce i filozofii wiele akcentów „pogańskiej logiki działania”.

Niejako konsekwencją przeniesienia relacji pogaństwa i chrześcijaństwa w świat binarnych opozycji, jest zaprzeczenie teorii pramonoteizmu (Urmonotheismus) wiedeńskiego werbisty o. Wilhelma Schmidta, który pojawia się na kartach „Ducha…” jako jeden z misjonarzy, których zabiegi oparte na rzeczonej teorii Augé wręcz wyśmiewa, nazywając je „wstydliwym i oskubanym feniksem chrześcijaństwa”, zawsze gotowym do odrodzenia się z popiołów. Najbardziej doskwierającym problemem misjonarzy ma być przekład Biblii na tubylcze języki, zanurzone w pogańskiej rzeczywistości, które nie znają pojęcia Boga, zatem nie można go w nich wyrazić. Misjonarze głowili się nad tym, w jaki sposób wyciąć jedno z bóstw komplementarnego systemu panteonu tak, aby odpowiadało ono idei Jedynego. Podobną historię mogliśmy zaobserwować w przedislamskiej Arabii, gdzie monoteizm pojawił się już w IV w. n. e., a słowo„Allah” było pierwotnie imieniem jednego z wielu bogów starożytnej semickiej religii arabskiej, nie zaś tłumaczeniem dzisiejszego polskiego słowa „Bóg”, którym stało się dopiero później wraz z erą proroka Mahometa.
Tym samym autor „Ducha…” zaprzecza podobnej koncepcji Mircei Eliadego, rumuńskiego badacza i filozofa uznawanego niejednokrotnie za najwybitniejszego religioznawcę XX wieku – koncepcji Objawienia pierwotnego, zgodnie z którą każda politeistyczna religia miała w najgłębszej warstwie charakter monoteistyczny; poganie mieli z upływem czasu zagubić wiarę w jedynego Boga, Stwórcę wszechświata, gdyż uznali że nie interesuje się on sprawami ziemskiego padołu – wtedy obrósł legionem pośredników. Śladem koncepcji najwyższego, jedynego Boga miały pozostać zwroty ku niemu w sytuacjach największego zagrożenia, kiedy pomniejsi bożkowie zawiedli. Augé jednak zaprzecza występowaniu u pogan koncepcji boga czy Boga osobowego w ogólności; naiwnością wynikłą z dosłownej interpretacji symbolicznych mitów jest twierdzenie, że starożyni Nordycy rzeczywiście wierzyli w Thora przemierzającego nieboskłon w wozie, ze swym atrybutem – Młotem, jako w przyczynę błyskawic. Nie czynią tego również współcześni neopoganie czy też rodzimowiercy europejscy, odwołujący się do lub kontynuujący zasady „ducha” opisywanego przez Augé – „bałwany zostawmy bałwanom”, rzecze Antoni Wacyk w dziele „Mit polski Zadruga”, główny po Janie „Stogniewie” Stachniuku ideolog Zadrugi, najbardziej płodnego i aktywnego środowiska neopogańskiego w międzywojennej Polsce, propagującego powrót do ideomatrycy” (Augé’owskiego ducha”?) wiary naszych przodków.

Bogowie w religii starożytnych Greków nie byli upersonifikowanymi siłami przyrody; nie byli osobami, ale archetypami czy też potęgami, które mogły manifestować się w różnoraki sposób; „(…) Grecy mieli świadomość istnienia całej sfery sił (lub energii) boskich, które manifestowały się w rozmaity sposób. Wszystko to, co wykraczało poza normalność, codzienność: piękno, wielka siła, potężne pasje, mądrość, odwaga, burzące zwykły porządek zjawiska przyrody, budzące za­chwyt lub lęk, wynikało z boskiej obecności. Tak, Afrodyta była istotą piękną, ale i samym pięknem, objawiała się we wszystkich rzeczach pięknych, które stawały się nimi właśnie poprzez jej inter­wencję. Bóstwo było w sile atlety, w czynie odważnym, w erotycznym popę­dzie. Choć bóstwo dla Greka było uchwytne tylko w jego manifestacjach, nigdy nie utożsamiał go z tym, w czym się objawiało” pisze Ewa Wipszycka w książce „O starożytności polemicznie”, wtórując Marcowi Augé, piszącemu: „nic nie świadczy o tym, by istnienie bogów wynikało zasadniczo z tego, że natura przybrała ludzką postać. Hipoteza teogonii, która sama zrodziła się z lęku, należy do myśli mitologicznej i zamyka myśl w niemożliwych do rozwiązania problemach jej genezy. Ponadto wpisuje się ona (…) w ewolucjonistyczny prąd, który arbitranie zakłada, że to, co nieosobowe poprzedza to, co osobowe, siła władzę, a magia religię. Arbitralność takiego schematu tym bardziej widoczna, że bogowie, kiedy jesteśmy w stanie bardziej się im przyjrzeć, nie są tak zindywidualizowani jak przypisuje im ten schemat” i dalej: „bogowie greccy, mimo względnej indywidualizacji (niektórzy z nich mają jakąś wyraźną cechę), nie są osobowi; (…) są <<potęgami, a nie osobami>> w tym sensie, że każda boska potęga ma byt i egzystencję <<tylko wskutek sieci relacji, która łączy ją z całym boskim systemem>>”. Autor „Ducha…” dowodzi, że tak jak bóstwa występują zwykle parami, manifestując porządek świata binarnych, uzupełniających się opozycji, tak występując pojedynczo mają charakter dwoisty. Nieosobowi bogowie nie utrzymują bezpośrednich stosunków z wyznawcami (a pogaństwo nie zna koncepcji indywidualnego zbawienia – oto kolejna bardzo istotna jego cecha). Innym świadectwem ich bezosobowości nieokreśloność, wieloznaczność i wieloaspektowość – przedmiotem kultu nie był nigdy jeden, konkretny Zeus, ale wielu Zeusów, wyrażających różne siły i patronujących innym dziedzinom życia wyznawców. „Ksenofont w <<Anabazie>> rozróżnia Zeusa-Króla, Zeusa-Zbawiciela, Zeusa-Melichiosa”; bywa tak, że jeden bóg może nosić nawet imię innego – Zeus-Hades i Hera-Afrodyta. Te same określenia pasują do afrykańskich panteonów badanych przez Marca Augé w Afryce Zachodniej, gdzie pogaństwo wciąż jest żywe, a nieokreśloności, mnogości aspektów bogów towarzyszy nawet zamienność ich płci lub hermafrodytyzm. Należy wreszcie dodać, że istnieją także religie pogańskie bez bogów, takie jak religie Chin (wobec misjonarzy pracujących w tym kraju Augé przytacza zarzut, iż z braku innych możliwości używali oni słowa oznaczającego „niebo” w miejsce „Boga [Pana Nieba]”); podobne zjawisko możemy zaobserwować we współczesnym hinduizmie, w którym bogowie zlali się „w coś w rodzaju jednej, bezosobowej i abstrakcyjnej zasady”.

Dostrzegając zatem, że pogańska koncepcja bóstwa – w tym momencie liczby przestają być istotnie – jest kompletnie odmienna, niepodobna do monoteistycznej koncepcji Boga, nie można zakładać, że legiony bogów mają swoje źródło w pomocnikach jednego, osobowego Stworzyciela, nie są bowiem podobni w swej naturze do znanych w chrześcijańskiej doktrynie aniołów i archaniołów albo świętych, którzy także odpowiadają za różne dziedziny życia, a w religii ludowej, oddalającej się niejednokrotnie od ortodoksji, nawet za siły przyrody i także mają być pomocnikami czy pośrednikami jedynego i najwyższego Boga wobec wiernych.
Opozycja wobec teoriami pramonoteizmu i Objawienia pierwotnego myśli Marca Augé nie oznacza jednak sprzeczności z wizjami Tradycji pierwotnej filozofów takich jak włoski baron Julius Evola (tenże przez część życia uważał się za neopoganina, choć jego pojmowanie religii przedchrześcijańskich w kilku punktach nieco różni się od wykładu Augé; zdarzyło mu się również potępić współczesnych mu neopogan), które dziś czasem próbuje się łączyć z duchowością Eliadego; a wręcz przeciwnie. Trzy zasady jednoczące różnorakie pogańskie kulty, jakie identyfikuje Marc Augé być może są konkretnie tym, co pozostało z „Tradycji pierwotnej”, która ma mieć swoje źródło gdzieś w prapoczątkach ludzkości i być fundamentem wspólnym dla wszystkich religii tradycjonalistycznych; bardzo logiczne jest bowiem zakładać, że cechy dostrzeżone przez Augé mają jedno pochodzenie i że musi być ono starsze od narodzin i wędrówki z Dalekiej Północy.

Marc Augé podejmując się próby zdefiniowana religii i jej granic, wyraźnego oddzielenia jej od magii i ideologii, omawiając poglądy Nietzschego, Bataille’a i Freuda na jej temat, odpowiadając na pytanie czym jest pogaństwo, wyróżnia trzy wspominane wyżej cechy wspólne niemonoteistycznych systemów wierzeń: (1) pogaństwo nigdy nie zna dualizmu ducha i ciała, ich przeciwstawienia, bowiem osoba poganina jest jednością, nie przeciwstawia wiary rozumowi; (2) porządku biologicznego społecznemu, które są ciągłością (jak też socjologia i kosmologia), jednostki zbiorowości, (3) „nie tworzy w zasadzie zewnętrznej moralności wobec stosunków siły i zmysłów”, nie głosi miłości Boga i miłości bliźniego, obca jest mu wszelka transcendencja (braku transcendencji nie mylmy jednak z brakiem kontaktu człowieka z bogami lub duchami, którego tajniki są poznane i stosowane już od czasów szamanizmu) i koncepcja zbawienia. Poganin wierzy, że „wszystkie wydarzenia są znakiem i że wszystkie znaki mają sens”. Sens symboliczny, a zatem „z każdego problemu indywidualnego lub społecznego usiłuje uczynić problem lektury”. Jego wiara nie uznaje dogmatyzmu: wydłużanie listy bogów jest objawem skłonności do łączenia i zmiany. Być może z tego powodu „pogaństwo nigdy nie miało praktyki misjonarskiej”.
Augé powiada rzecz niezwykle ważną dla analizy kultury człowieka współczesnego Zachodu: „powiemy krótko, że pogaństwo występuje w społeczeństwach chrześcijańskich nie jako przeżytek lub z powodu dechrystianizacji, lecz ze względu na swój wymiar antropologiczny”. Myśl pogańska ma być aktualna i odwieczna. Oddajmy na chwilę głos Heinrichowi Heine, który zaświadcza o tych przebłyskach, abstrahując od jego profetyzmu:

Jeśliby kiedy pękł ów poskromczy talizman – Krzyż –wróci tedy rycząc dzikie szaleństwo starożytnych wojów, wraz z ich… berserkerskim szałem, który opiewają nasi nordyccy poeci. Ten talizman już kruszeje, a dzień gdy przełamie się całkowicie nie jest daleki. Dnia tego, starzy kamienni bogowie powstaną ze swych dawno zapomnianych szczątków i otrą swe oczy z kurzu tysiącletniego snu. Powracający wreszcie do życia, Thor zburzy swym ogromnym młotem gotyckie katedry. Nie szydź z moich proroctw, to rada marzyciela, który ostrzega Cię z . . . Naturphilosophen. Nie, nie wyśmiewaj wizjonera, który wie, że w królestwie fenomenów nadchodzi rewolucja, która już nastąpiła w królestwie ducha. Myśl bowiem poprzedza czyn, tak jak błyskawica grzmot.”

„Berserkerski szał”, szał bojowy nordyckiego wojownika, wywołany często środkami psychoaktywnymi – brak zewnętrznej moralności wobec stosunków siły i zmysłów; można rzec – barbarzyństwo w miejsce cywilizacji, czy jednak ta nie jest jedynie maską martwej kultury?

Inny Europejczyk doby cywilizacji chrześcijańskiej, Ernst Juenger, autor „W stalowych burzach” tak relacjonuje swoją walkę na froncie zachodnim II Wojny Światowej:

Podczas natarcia ogarnął nas wściekły gniew. Przepotężna żądza zabijania uskrzydlała mój krok. Wściekłość wyciskała gorzkie łzy. Niesamowita wola zniszczenia ciążąca nad polem bitwy zagęściła się w mózgach i zanurzyła je w czerwone opary. Krzyczeliśmy do siebie urywanymi bełkotliwymi zdaniami, a jakiś postronny widz mógłby sądzić, że doznaliśmy nadmiaru szczęścia.”

Dla współczesnego humanisty niepojęte jest okrucieństwo greckiej lub nordyckiej mitologii, jej „irracjonalność”, antyhumanizm, orgiastyczne kulty albo też zabijanie słabych dzieci w Sparcie czy u Skandynawów. A jednak „wojny kwietne”, składanie ofiar z jeńców wojennych w starożytnych religiach Mezoameryki to zjawiska mieszczące się w ramach pogaństwa i niesprzeczne z żadnymi jego fundamentalnymi zasadami. Czwarty, „najwyższy i najbardziej ezoteryczny” (jak go określa Maria Frankowska w książce „Mitologia Azteków”) krąg religii ludów Nahua, czyli monoteistyczne koncepcje Stwórcy Nieba wysunięte przez największego filozofa Mezoameryki, Nezalhualcoyotla (Poszczącego Kojota), tlatoani (króla) Texcoco, nie psują tego schematu, gdyż nie należą do Tradycji – są zamorskim odpowiednikiem tego zjawiska, które według Evoli doprowadziło do upadku Tradycji Pierwotnej w Helladzie (nawiasem mówiąc, jeśli już wspomniałem o ezoteryzmie na przykładzie środkowoamerykańskim, jest on prawdopodobnie kolejną cechą wspólną pogaństwa, także opozycyjną wobec ducha wiary chrześcijańskiej).
Myślę, że starożytny Grek, znający doskonale historię życia Agamemnona, usłyszawszy o żądaniach meszickich bogów niespecjalnie by się przeraził, a co najwyżej zadziwił ich wyrafinowaniem. Oto właśnie kompletna opozycja nic nie jest nam bardziej obce, niż duch pogaństwa”.
Na podstawie materiału przykładów podawanych przez Augé i charakterystyki pogaństwa, możemy pokusić się o krótkie zastanowienie, gdzie pogańska logika i duch przetrwały w pełnej krasie (poza reliktami w Europie mamy rodzimowierców, których część kontynuuje lub prawidłowo rekonstruuje antyczną duszę; ruchy te są jednak bardzo niejednorodne, a na naszym lokalnym podwórku widać, jak część z nich nie ma absolutnie nic wspólnego z „duchem pogaństwa”, ani też jego zewnętrznymi formami – są to często religie pseudo-henoteistyczne, a nawet otwarcie przyznające się do monoteizmu (sic!), co objawia się już używaniu nazwy „kościołów”, co dla pogańskich kultów jest w rzeczy samej absurdalne). Augé najwięcej uwagi poświęca, ze względu na własne specjalizacje, religiom rodzimym Afryki Zachodniej, podając jednak garść przykładów wierzeń „ludów pierwotnych” z całego świata – te jednak od czasów kolonialnych znajdują się w defensywie. Drugim, obok Afryki, silnym bastionem pogaństwa jest Azja – tu współcześnie religie rodzime przybierają zwykle charakter raczej ateistyczny niż politeistyczny; wyjątkiem do pewnego stopnia jest hinduizm i szintoizm (o pierwszym Augé wspomina, że jego panteon przekształcił się w coś w rodzaju „jednej bezosobowej, abstrakcyjnej zasady”; o drugim można powiedzieć, że dziś pozostał pewnego rodzaju tradycją narodową), główne religie Chin natomiast nie znają pojęcia bogów. Przypadkiem ze wszech miar niezwykłym jest państwowa (i rzeczywiscie wyznawana przez większość ludności) ideologia Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej, która – jak dowodzi B. R. Myers w znakomitej książce „Najczystsza rasa – propaganda Korei Północnej” – nie ma nic wspólnego z komunizmem, ani nawet z oficjalną, humanistyczną doktryną Dżucze, rzekomo opracowaną przez Kim Ir Sena; ta ostatnia jest jedynie serwowana zagranicznym mediom jako zasłona dymna dla prawdziwej filozofii czy wręcz religii państwowej, będącej bezpośrednim dziedzicem idei zaszczepionych Koreańczykom przez faszystowską Japonię w okresie okupacji półwyspu koreańskiego.

Rzeczywista koreańska ideologia czy też religia, odkryta przez Myersa w czasie analizy „propagandy domowej” (czyli kierowanej do poddanych), tak jak pogaństwo w myśli Augé nie zakłada dualizmu, szerząc pochwałę spontaniczności i folgowania instynktom „najczystszej koreańskiej rasy” (które z natury nie mogą być złe; nie bez przyczyny Koreańczycy nie czynią starań, by ukryć pulchność kolejnych Kimów, podczas gdy Jankesi zawsze są przedstawiani jako chudzielce o haczykowatych nosach), uprawia kult herosów w osobach rządzącej dynastii Kimów, wokół których tworzona jest mitologia posiadająca wszelkie pogańskie cechy – brak przywiązania do warstwy faktograficznej i symboliczne rozumienie, nielinearność czasu opowieści o Kim Ir Senie w okresie jego rządów; Kimowie jako mityczni herosi posiadają nawet pewne cechy hermafrodytyczne, bowiem nigdy nie byli przedstawiani jako „ojcowie narodu”, ale raczej w roli matki – ojciec Drogiego Władcy (nie „przywódcy” – to błędne tłumaczenie) Kim Dzong Ila, nosił także tytuł Wodza-Rodziciela. Nie przeczy temu podjęta przez niedawno zmarłego polityka „wojsko przede wszystkim” – na portrecie w mundurze wygląda najbardziej kobieco ze wszystkich swoich przedstawień. Matką jest również Partia, odwrotnie niż czyniłby to surowy ojciec w społeczeństwie propaguje się infantylizm i zdanie się na matczyną opiekę Wiecznego Prezydenta i Drogiego Władcy (bowiem cała historia świata jest jedynie zapowiedzią nadejścia Kim Ir Sena i rewolucji) – z perspektywy Tradycjonalizmu Integralnego pogaństwo Korei Północnej jest pogaństwem szczególnym, gdyż stanowi zasadę chtoniczną, nie zaś solarną jak większość pradawnych kultów.

Innego typu reliktem pogaństwa wg Augé było znane z procesów Inkwizycji czarownictwo, które mogło być pozostałością kultów płodności, a w chrześcijańskich interpretacjach miało być kultem zła. Odmawia jednak prawdziwości teoriom zakładającym, że w schrystianizowanej Europie przetrwał zorganizowany, „podziemny” ośrodek pogańskiego kultu – jego poszczególne odłamy już wcześniej były zbyt zróżnicowane.
Na koniec trzeba też wspomnieć, że książka jest ładnie i „dostojnie” oprawiona, odpowiednio do swej treści. Jednolicie czarna księga, z kontrastowymi białymi literami tworzącymi zwięzły napis, idealnie nadaje się do prowadzenia w „mroki” dziejów naszych przodków i współczesnych egzotycznych ludów. Wadą są natomiast błędy w tekście (błędy w interpunkcji i literówki), które choć występują w liczbie zauważalnej, nie psują komfortu czytania w przesadnym stopniu.

Szymon Czarnecki

Leave a Reply