Feliks Koneczny: Siła mongolskiego imperium

Od Redakcji: Wyznawcy popularnej wśród polskiej prawicy historiozofii Feliksa Konecznego zwykli upatrywać największe zło tego świata w „cywilizacji turańskiej”, stworzonej w średniowieczu przez Mongołów, a w historii nowożytnej reprezentowanej przez Rosję (oraz Piłsudskiego i piłsudczyków). Mając to na uwadze, przypominamy poniżej pochwałę mongolskiego imperializmu autorstwa… samego Konecznego. Przytoczony fragment jego pracy podważa obskurancki stereotyp malujący Mongołów jako barbarzyńców i dzikusów. Ukazuje również, że w chwili pierwszego zetknięcia Europy z „cywilizacją turańską” Mongołowie wyraźnie górowali nad Europejczykami pod względem zmysłu państwowego i strategicznego. Być może więc powinniśmy docenić wpływy turańskie na kulturę polską, zamiast biadać nad nimi, jak czynią to sieroty po autorze „O wielości cywilizacji”? (A.D.)

Z ludów rasy żółtej utworzyło się w Azji Środkowej państwo mongolskie, złożone z szeregu chanatów, pod zwierzchnictwem chana najwyższego, Dżyngis-chana, kierującego dalszymi podbojami, które objęły po pewnym czasie całą Azję, aż do Oceanu Wielkiego, wraz z Chinami. Zdobywali bez zbytniego trudu wielkie kraje, bo u nich całe społeczeństwo zorganizowane było wyłącznie po wojskowemu. Oni pierwsi od czasów starożytnego cesarstwa rzymskiego urządzili wielkie armie stałe, ze stałym korpusem oficerskim, oni pierwsi w ogóle wprowadzili umundurowanie. Kiedy uderzyli następnie na Europę, nic im się oprzeć nie mogło. W Europie nie miano pojęcia, że mogłoby istnieć takie duże wojsko: cała Europa razem nie zdobyła się ani na trzecią część armii, jaką oni rozporządzali. A była to armia regularna, wspaniała, karna, bitna i wybornie zaopatrzona. Nie tylko ilością przeważali Mongołowie nad drobnymi w stosunku do nich siłami zbrojnymi krajów, na które napadali, ale co ważniejsze, o wiele lepiej znali się na sztuce wojennej. Rycerstwo europejskie wojowało w ten sposób, że bitwa składała się z licznych pojedynków, gdy tymczasem Mongołowie posiadali wydoskonaloną strategię i taktykę, tj. sposoby obmyślania planów wojennych i wykonywania ich w taki sposób, iż największe męstwo nie pomogło, gdy wpędzili nieprzyjaciela na pozycję dla niego niekorzystną. Nie umiano się przed nimi bronić, bo wojowali w sposób zupełnie odmienny, niż europejskie rycerstwo; nie z bliska, miecz przeciw mieczowi, twarzą w twarz, lecz z daleka, okalając nieprzyjaciela szerokimi łukami, oskrzydlając go. W jeździe konnej nikt im nie dorównał. Ruszali dziesiątkami tysięcy jeźdźców naraz, zajmując pochodem swym kilkumilowe przestrzenie, a tak wszystko niszczyli po drodze, iż powiadano, że „trawa nie porośnie, kędy oni przejdą”.

(…)

Na głównego wodza wyprawy wyznaczał ówczesny Dżyngis-chan władcę Kipczaku, zwanego Batu-chan. Miały więc wojować głównie ludy stepowe, stepowcy, co w ich języku nazywa się „tatir” i stąd nazwa Tatarów. Szpiedzy rozbiegli się już na setki mil od Kipczaku i przygotowywali grunt pod sympatie plemienne u Kumanów i Madziarów (którzy także do rasy mongolskiej należą). Zbadali, że chcąc zająć Węgry, trzeba zniszczyć południową Polskę, rzucić postrach na Czechy i Niemcy, żeby król węgierski nie mógł otrzymać pomocy – słowem gotów był zawczasu cały plan kampanii, nawet o zaprowiantowaniu wielkiej armii pomyślano.

(…)

Ruszył Batu-chan w 150 000 żołnierzy. Liczba ta była na ówczesne stosunki europejskie tak ogromna, iż wprost niepojęta. Bo kto gdzie w całej ówczesnej Europie mógł mieć wyobrażenie, jak wygląda armia choćby stutysięczna? U nas np. wszyscy Piastowie razem nie mieli do rozporządzenia ani dziesięciu tysięcy zbrojnych! A przy tym co za różnica wszelkich urządzeń wojskowych! Nawet zachodnie europejskie wojska, nawet francuskie z krucjat, były jakby milicjami ochotników wobec regularnej armii Batu-chana.

(…)

Cały najazd na Ruś był dopiero przygotowaniem do właściwego celu wojny, do zdobycia i zaboru Węgier. Chcieli Mongołowie wcielić Węgry do swego państwa na stałe, Batu-chan występował wobec Kumanów a także Madziarów jako pobratymiec, jako prawowity ich władca – i miał stronników. Była urządzona cała kancelaria madziarska, wydająca dokumenty ze wszystkimi formalnościami. Ustanowiono wójtów, sądy i puszczono w obieg własną miedzianą monetę kipczako-madziarską. W administracji panował zaś wzorowy porządek, a żołnierze płacili za wszystko gotówką.

Urzędnikami najeźdźczej administracji byli Chińczycy, najbardziej wykształceni ze wszystkich ludów podległych Dżyngis-chanom. Wszystkie te zarządzenia świadczyły, że Mongołowie mieli na myśli stały zabór Węgier, a brak wszelkich tych zarządzeń w Polsce wskazuje, że nie mieli zamiaru opanowywać ziemi polskiej. Przejechano przez Polskę huraganem, żeby okrążyć Węgry.

Źródło: Feliks Koneczny, Święci w dziejach narodu polskiego, Kraków 1985, s. 63-65 (tytuł na początku i opuszczenia pochodzą od Redakcji Xportalu).

10014835975_7e43ae373f_b

5 komentarzy

Leave a Reply