Jenseits des Nordens, des Eises, des Heute Jenseits des Todes, Abseits — Unser Leben, unser Gluck.
„Weder zu Lande, Noch zu Wasser Kannst du den Weg zu den Hyperboreern finden” — So weissagte von u n s ein weiser Mund.
F. Nietzsche
Romantyczni poeci i odkrycie myśli tradycjonalistycznej
Elementy: Jewgienij, byłeś pierwszym człowiekiem w Moskwie i w Rosji, który odkrył nurt tradycjonalizmu europejskiego, który był dotychczas całkowicie nieznany w oficjalnych (co naturalne), jak i podziemnych kręgach interesujących się okultyzmem i mistyką. Dzięki Tobie już od początku lat 60. nazwiska takie jak Rene Guenon, Julius Evola, Titus Burckhardt, Frithjof Schuon, a także Fulcanelli i Canseliet, stały się znane pośród niektórych zamkniętych moskiewskich grup interesujących się ezoteryzmem. Mógłbyś opowiedzieć o tym, w jaki sposób poznawałeś tych autorów? Miałeś jakichś nauczycieli, mentorów?
Jewgienij Gołowin: Nie. Nie miałem żadnych nauczycieli. Właściwie z początku nie byłem nawet specjalnie zainteresowany okultyzmem i ezoteryzmem. Po prostu wskutek namiętnego szacunku oddawanego poezji mistycznej i ogólnie literaturze mistycznej doszedłem całkowicie słusznie do wniosku, że przydałoby się poczytać coś teoretycznego na ten temat. Chociaż w młodości czytałem takich autorów jak Saint-Yves d’Alveydre, czy Papus, to oficjalny okultyzm nie wywolał we mnie niczego poza sceptycyzmem. Ale w roku 1963 albo 1964 całkowicie przypadkowo w bibliotece im. Lenina zacząłem czytać książkę Rene Guenona pt. “Kryzys świata współczesnego”. Autor ten przedtem całkowicie nie był mi znany. Książka wstrząsnęła mną zupełnie. Pewna niechęć do zachodniej cywilizacji pojawiła się u mnie, gdy miałem 15-16 lat, po wystarczającym zaznajomieniu się z Nietzschem — emocjonalne ukąszenie w tym sensie zostało mi zadane już dawno. Natomiast w Guenonie na początku ujrzałem autora, który z pasją, w sposób logiczny i na tyle szczegółowo poddał absolutnej krytyce całą europejską cywilizację w całości, jak nikt nigdy wcześniej. Uderzył mnie jego język — prozaiczny, niezwykle dokładny i matematyczny w lepszym tego słowa znaczeniu. Uderzyła mnie także fenomenalna erudycja autora. Zrozumiałem, że Guenon jest jednym z najlepszych pisarzy, którzy zajęli się tym tematem. W ślad za Guenonem zacząłem studiować literaturę ezoteryczną XX wieku, starając się w szczególności czytać właśnie francuskich, angielskich i niemieckich autorów piszących na ten temat, a nie tłumaczenia na europejskie języki Arabów, Hindusów, Japończyków itd. Możliwe, że odbiło się w tym moje wyostrzone wyczucie języka. Pomimo faktu, że przerobiłem całą gigantyczną liczbę tłumaczeń wschodnich tradycjonalistów takich jak Narayanananda, Siddhi Swarananda i pozostałych “Anand” – szybko doszedłem do wniosku, że europejska średniowieczna literatura mistyczna i literatura baroku o wiele lepiej odzwierciedla mistyczny sens życia dla nas, europejczyków, niż dowolne przekłady hinduskich albo chińskich klasyków. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że wewnętrzna istota tradycyjnych tekstów ezoterycznych Wschodu, przechodząc przez sprofanowane orientalistyczne mózgi współczesnych uczonych, zostaje skrajnie wypaczona. Odpowiadając na pytanie, chcę podkreślić powtórnie, że moje zafascynowanie systemem ezoteryzmu rozpoczęło się od Guenona i tylko od Guenona, którego teksty odkryłem bez żadnych wskazówek od kogokolwiek.
Elementy: Niewątpliwie, jesteś najznamienitszym znawcą hermetycznej i alchemicznej tradycji w Rosji. Zainteresowanie hermetyzmem również było skutkiem zaznajomienia się z Guenonem, czy pojawiło się w inny sposób?
Gołowin: Moje zainteresowanie alchemią ukształtowało się wcześniej, gdy miałem 16-17 lat. Naturalnie, nie znałem wtedy żadnych alchemicznych pisarzy i nie czytałem żadnej literatury alchemicznej. Byłem po prostu zawsze pochłonięty poezją europejską, w szczególności poezją ciemną, mistyczną. Uderzyły mnie niektóre hermetyczne ekskursy, które spotkałem nawet w poezji z XIX wieku. Kiedy czytałem niektóre niezrozumiałe wiersze Gérarda de Nervala i Baudelaire albo kiedy zacząłem studiować Rimbauda i Mallarme, w nieprawdopodobny sposób zafascynowały mnie niektóre ciemne sformułowania w ich strofach i sonetach, chociaż nie było tam bezpośredniego odniesienia do alchemii jako nauce lub sztuce. Nie rozumiałem jeszcze terminologii, ale posiadałem niewyobrażalny pociąg do tego wszystkiego. Oczywiście, zawsze wiedziałem, że współczesne rozumienie alchemii nie ma żadnego związku z alchemią autentyczną. I co nie dziwi, aktualne zainteresowanie alchemią powstało u mnie po lekturze Rene Guenona, a dokładniej, po przeczytaniu jego książki pt. “Wielka Triada”, gdzie po raz pierwszy przeczytałem o alchemicznych Elementach i zasadach. Po tym postanowiłem bez reszty zająć się tą literaturą.
Ścieżka do alchemicznego sadu
Elementy: Traktujesz alchemię jak naukę czysto duchową i tradycyjną, tak jak traktował ją Guenon?
Gołowin: Traktuję ją bardzo poważnie. Kiedy przeczytałem Guenona, u którego nawiasem mówiąc, nie ma tak wiele fragmentów o alchemii, zrozumiałem, że on przypisuje ją do globalnej Tradycji w ogólności, do tradycji teistycznej i metafizycznej. Już wierzyłem w Guenona, tak jak można wierzyć na przykład w Nietzsche, kiedy odkrywając “Ludzkie, arcyludzkie”, zdajesz sobie sprawę, że tam każde słowo to prawda, każdy aforyzm wchodzi w duszę i nie chce się go ani krytykować ani kwestionować. Po prostu jesteś pewny, że tak po prostu jest. Kiedy przeczytałem książkę Guenona pt. ”Królowanie ilości i znaki czasów” miałem uczucie, jakbym ja sam ją napisał. Rzecz jasna nie w tym sensie, że mógłbym napisać ją z punktu widzenia erudycji, ale wydawało mi się, że teksty Guenona tak jakby spały w ciemności mojej duszy. Guenon powiadał, że alchemia to wielka cywilizacja, do której pozostało tylko kilka bardzo ciemnych wejść. Zrozumiałem również, że zanim zacznie się o niej mówić, trzeba bardzo dużo rozmyślać i przeczytać. Kolejnym krokiem ku hermetycznej tradycji była książka Juliusa Evoli pt. “Tradycja hermetyczna”. Książka ta jednak nie spodobała mi się od razu. Evola już we wstępie pisze rzeczy, które mnie zasmuciły. Mówi, że dzięki jego książce czytelnik będzie umieć zrozumieć wszystkich alchemicznych i hermetycznych autorów, niezależnie od tego, jak zagadkowi oni by nie byli. Sumiennie przeczytałem pracę Evoli, a potem drugi i trzeci raz. Po tym zabrałem się za bardzo trudną książkę Kosmopolita pt. “Nowy alchemiczny świat” z 1623 roku. I pomimo zapewnień Evoli, niczego w gruncie rzeczy nie zrozumiałem z tej książki. Naturalnie, reakcja u mnie była taka: albo jestem idiotą, albo Evola przecenia samego siebie. Pomimo mojej lekkomyślności, bardzo cenię sobie rzetelność. Dlatego zrozumiałem, że dla zrozumienia alchemii, obowiązkowo trzeba nauczyć się jej języka, trzeba na początku wyjaśnić, co właściwie ludzie ci chcieli powiedzieć. Co to takiego metale? Czym jest złoto? Co to są drogocenne kamienie? I co osiąga się poprzez alchemię? Rozpocząłem gorączkowo i trochę chaotycznie studiować przedmiot. Przeczytałem, z pewnością, setki książek. Przy czym, przeczytałem wszystkie, które w XX wieku były napisane w tym przedmiocie. Przez pierwsze dwa-trzy lata studiowałem alchemię w sposób całkowicie chaotyczny.
Elementy: Interesujące, że miałem takie same odczucie w stosunku do Evoli, kiedy czytałem jego komentarz do hermetycznej pracy pt. “Magiczny świat bohaterów” Cesare Della Riviery. Powstało u mnie wrażenie, że Evola wszystkie aspekty alchemii sprowadza do paradygmatu tantrycznego, który zresztą zna bardzo dobrze i ogranicza się przy tym trochę do “subiektywnego”, a nawet “indywidualistycznego” rozumienia Sztuki Królewskiej. Możliwe, że to dopuszczalne, ale niewidoczny pozostaje wtedy “obiektywny”, nieindywidualny, czysto duchowy i nawet metafizyczny aspekt alchemii. Tak samo niewystarczające są wyjaśnienia Evoli w stosunku do prac Johna Dee.
Gołowin: Masz całkowitą rację. Szczególnie ten aspekt rozumienia alchemii przez Evolę natychmiast zwrócił moją uwagę. Nawiasem mówiąc, takie podejście zwykle dominuje w XX wieku, szczególnie na początku lat trzydziestych. Wyłączam z tego historyków chemii, którzy próbowali odnaleźć “ABC” współczesnej chemii u Paracelsusa, Walentego, czy nawet u Flamela. Oczywiście, wszystko to jest dosyć naiwne i odnosi się do historii nauki. Później, kiedy natrafiłem na całkowicie unikalną pracę Lynna Thorndike pt. “Historia magii i nauk eksperymentalnych” w pięciu tomach, gdzie cały tom poświęcony jest poszukiwaniom w sferze alchemii. Zainteresowało mnie szczególnie bardzo jego własne podejście. I nie dlatego, że dobrze znałem Newtona – brakowało mi wiedzy matematycznej i fizycznej. Po prostu kiedyś czytałem teologiczne rozmyślania Newtona. Jednak Thorndike w swojej pracy skomentował Newtona w przypisach do klasycznej książki Ireneusza Filaleta pt. “Otwarte wejście do zamkniętego pałacu króla”. Uwagi te poraziły mnie swoją przejrzystością i bardzo głębokim rozumieniem istoty rzeczy. Bardzo mnie zdziwiło, że taki człowiek jak Newton, który w istocie stanowi jednego z twórców współczesnego pozytywizmu albo naukowego podejścia do świata, tak głęboko i interesująco potrafił zrozumieć sferę, wydawałoby się, całkowicie dla niego obcą. Później zacząłem czytać Leibniza, którego Guenon nazwał “półprofanem”, co z punktu widzenia Guenona wydaje się być komplementem…
Elementy: U Guenona, takie stwierdzenie sugeruje jednocześnie, że był on “półwtajemniczonym”…
Gołowin: Tak, “półwtajemniczonym”… Tak, poprzez tych pisarzy – dzięki Leibnizowi, Helvétiusowi, Newtonowi – zacząłem czytać bardzo trudną klasykę alchemiczną. Pamiętam, że jak przeklęty, pół roku próbowałem zorientować się w znanej książce Valentina Andrei, która nazywa się “Alchemiczne zaślubiny Christiana Rosenkreuza” z komentarzem Leibniza. U Leibniza porażające było to, że wyraził on całkowicie jasną alchemiczną analizę tekstu. Wskazuje to na to, że istniała u niego głęboka dociekliwość zrozumienia, co to takiego alchemia i co jest jej celem. Mówię o tym, żeby pokazać, że próbowałem podejścia do alchemii z wielu różnych stron.
Współczesna nauka i czarna magia
Elementy: Poruszyłeś zadziwiająco interesujący temat. Mircea Eliade również wielokrotnie podkreślał nienawiść współczesnego świata do wszystkiego, co sakralne i tradycyjne, tym niemniej, w wielu swoich aspektach odtwarza oddzielne ujęcia czysto hermetycznego, alchemicznego światopoglądu, pozbawionego jednak wymiaru czysto duchowego. Temat ten, z mojego punktu widzenia, całkiem aktualny i potrzebuje dalszego rozwinięcia. Jak pięknie wskazałeś, ojcowie pozytywistycznego światopoglądu byli jednocześnie wielbicielami magii i nauk okultystycznych. Na przykład Kepler…
Gołowin: Niewątpliwie, niewątpliwie. Niezwykle interesujące jest przejście z magicznego punktu widzenia w naukowy punkt widzenia. Niegdyś przejście takie było praktycznie niezauważalne. Jak słusznie zauważyłeś, u tego samego Keplera, który niegdyś będąc przyjacielem Roberta Fludda i nadwornym astrologiem imperatora-mistyka Rudolfa II, stworzył podwaliny współczesnej astronomicznej mapy świata. Jeżeli uważnie poczytać Keplera, to od razu odkrywa się to, o czym mówisz, a właściwie, ukazuje się całkowicie zadziwiające pochodzenie współczesnej nauki pozytywistycznej. Kepler niewątpliwie jest pozytywistą. W tym czasie przy uważnej lekturze jego książki pt. “Harmonices Mundi” powstaje dziwne przekonanie, że właściwie, to Kepler stoi na pozycjach neoplatońskich… Jego uwagę zajmują problemy takie jak — czy można okrąg zastąpić Elipsą? Czym jest Elipsa? Jak zrozumieć ideę Elipsy? W jaki sposób, inaczej rzecz ujmując, połączyć ze sobą dwa różne centra jednej gładkiej krzywej?
Elementy: Guenon w jednym miejscu pisał, ze problem przejścia koła w Elipsę odpowiada porównaniu delikatnego świata (okrąg) i gęstego, cielistego świata (Elipsa). Obecność dwóch biegunów w Elipsie i jednego centrum w okręgu, u Guenona, koreluje z domniemanym dualizmem rzeczywistości fizycznej. Moim zdaniem, nadzwyczaj ważna jest uwaga Guenona o “czarnym centrum” i jego magicznej istocie, tj. o drugim biegunie Elipsy obrotu Ziemi wokół Słońca. Pierwszym i oczywistym biegunem tego obrotu jest, naturalnie, samo Słońce, “świecące centrum”…
Gołowin: Tak, właśnie tak. Odnieśmy się jednak do połączenia pozytywizmu z magią… Innym przedstawicielem takiego ujęcia można nazwać Johna Dee, twórcę teorii “czwartego wymiaru”, który napisał głęboką rozprawę o “Elementach” Euklidesa, znamienitego astronoma i kartografa. Równocześnie John Dee jest jedną z historycznych personifikacji doktora Fausta. Stanowi jedną z przechodnich figur z magii do pozytywizmu. Jest on rozpięty pomiędzy magią a nauką pozytywistyczną. Dziwiło mnie zawsze, jak tacy ludzie potrafili to łączyć? Czy rzeczywiście światopogląd magiczny jest niepołączalny z pozytywistycznym? Ostry burżuazyjny akcent na pozytywizm jest świadomy i sztuczny, dokonany po to, żeby gwałtownie przerwać normalny i naturalny historyczny proces.
Elementy: W Twoim znakomitym posłowiu do wydania Lovecrafta w zbiorze pt. “GARFANG” poruszyłeś, moim zdaniem, jeden z najbardziej niedostępnych i niepokojących tematów – temat pokrywania się wielu aspektów współczesnej nauki z określonymi naukami i doktrynami czarnej magii. W bardzo przekonywający sposób zestawiłeś ze sobą współczesną budowę świadomości z czarno-magicznym postrzeganiem świata. Z Twojego tekstu pochodzą logicznie zadziwiające ze względu na swoje znaczenie i wagę wywody. Na przykład, idea o magiczności samego materializmu jako podejścia naukowego. Zastosowałeś także formułę – “magiczny materializm Lovecrafta”.
Gołowin: Istnieją poważne przesłanki, aby uznać współczesną naukę za idealny przykład kontynuacji czarnej magii po usunięciu z niej jej duchowego aspektu. Mam na myśli negatywną magię słowa, orficką inicjację i nieznośny eschatologiczny chrześcijański aspekt – w rozumieniu spłycenia nieograniczonej różnorodności świata i światów do walki pomiędzy dobrem a złem. Jeśli to wszystko pozabierać z myśli Rogera Bacona, Alberta Wielkiego i Paracelsusa, to otrzymamy w całości instrumentarium nowoczesnej nauki. Najbardziej zdumiewające jest to, że Roger Bacon w swoim czasie mówił, że można bardzo wiele osiągnąć, pracując z materią, jeśli Boga zamknie się w atomie, w materii. Pisał on: “Jeśli zamknąć Boga w atomie, to można Boga wysadzić”. Cytuję nieomal dokładnie jedno z jego dzieło tytule “Ultra plus”. Geniusz ten, który bardzo cenił rozrywkową stronę bytu, wierzył, że nauka może rozwijać się w ten sposób. Znaleźć można u niego zdumiewające rzeczy – mówił on o bombie atomowej, o latających statkach, o podbojach innych planet, ale mówił o tym tak jak niegdyś poeci preciosite na długo przed Galileuszem mówili, jak poprawnie obserwować teleskopem nocne gwieździste niebo i jakie odnaleźć tam można zadziwiające widoki… Roger Bacon, a za nim Paracelsus, nigdy nie odnosili się do podobnych planów na poważnie. Wykazywali oni, że istnieje możliwość ujarzmienia materii poprzez wykształcenie specjalnym natężeniem siły ducha owego materialnego pierwiastka we własnej duszy.
Ezoteryzm Juliusza Verne’a
Elementy: W swoich pismach i poezji bardzo często poruszasz temat Północy, Norda. I szerzej, odnosisz się do tematu geografii sakralnej, geografii magicznej. Dlaczego?
Gołowin: To bardzo zabawne. Już wspomniałem, że z mojego punktu widzenia, najżałośniejsze jest to, kiedy odnosimy się do ezoteryzmu, wyszukując bezpośrednio u ezoterycznych autorów, filozofów, metafizyków konkretnych, czasami terminologicznie słusznych, podsumowań tematu. Zawsze odbierałem ezoteryzm jak globalny światopogląd. Mnie, na przykład, temat ten uderzył u Juliusza Verne’a. Idea geografii sakralnej, idea mistyki północy i południa zainteresowała mnie, gdy miałem 14 lat, po przeczytaniu “Przygód kapitana Hatterasa”. Juliusz Verne jest dla mnie najbardziej zaskakującym i interesującym autorem. To właśnie on, w swoich książkach, dokonał ogólnego zarysu geografii sakralnej. Wyznaczył on też przeciwieństwo północy jako centrum Żywotności, a zatem stałości, z jednej stron i Antarktydy, Krzyża Południa i Bieguna Południowego jako centrum Uniwersalnej Śmierci. Praktycznie od razu przeczytałem oba jego opowiadania, które poruszają ten temat – “Przygody kapitana Hatterasa”, o podboju Bieguna Północnego, a także “Lodowy sfinks”, czyli swego rodzaju kontynuację “Przygód Artura Gordona Pyma” Edgara Poe, o wyprawie na Biegun Południowy. Moją uwagę zwrócił fakt, że kiedy wyprawa kapitana Hatterasa w Nowej Ziemi przechodzi przez Ocean Arktyczny, przed podróżnikami wyłania się bezdenne przejrzyste morze. Uderzyło mnie, to że podobny opis spotkałem później u wybitnego alchemika Michała Sędziwoja odnośnie “morza filozoficznego”. Było to dla mnie olśnieniem. Tak jak wcześniej nie mogłem podejrzewać Juliusza Verne’a, oddanego nauce i skłaniającego się prędzej ku pozytywizmowi, o zainteresowanie magią i mistyką. Odkrycie takiej zbieżności pomiędzy tekstami skrajnie skomplikowanego alchemicznego autora z XVI wieku, który pisał ciemnym i pełnym specjalistycznej terminologii językiem, a fabułami powieści rozrywkowego powieściopisarza z XIX wieku, piszącego, przede wszystkim dla młodzieży, było czymś całkowicie nieoczekiwanym.
Elementy: Niektórzy współcześni autorzy, a w szczególności, Chilijczyk Miguel Serrano, twierdzący, że wielość zbieżności w tekstach Juliusza Verne’a z doktrynami geografii sakralnej stanowi następstwo jego związków z pewnym ugrupowaniem inicjacyjnym… Na przykład, książka “Podróż do wnętrza Ziemi”, gdzie opisana została teoria “pustej Ziemi”, pokrywa się z wyobrażeniami podziemnych krain “Szambala”, czy “Agharty”. Pisał o tym Guenon w “Królu Świata”… Istnieje, jeśli się nie mylę, nawet taka książka pt. “Ezoteryzm Juliusza Verne’a”.
Gołowin: Tak, istnieje taka książka. Nie jest jednak zbyt interesująca. Niemniej jednak, Juliusz Verne był materialistą i odnosił się do magii i mistyki jako do tych możliwości materii, które jeszcze nie zostały odkryte i są nieznane. Żadnych jego książek nie można uważać za proste następstwo ezoterycznych pasji, jak często lubią to robić filolodzy w odniesieniu do Victora Hugo, czy Balzaca. Do Juliusza Verne’a w tym sensie należy podchodzić ze sporą rezerwą. Mimo tego, nadal jest dla nas źródłem wielu ciekawych motywów. W szczególności, w tej książce, którą wspomniałeś. W “Podróży do wnętrza Ziemi” od razu bardzo zainteresowała mnie jedna postać. Słyszałem o niej też wcześniej. Mam na myśli islandzkiego alchemika Arne Saknussemma. Jeśli pamiętasz fabułę tej książki, niemiecki naukowiec i jego rodak właśnie dzięki napisowi runicznemu, odnalezionemu w jednej ze starodawnych ksiąg, wyruszyli w podróż w celu przedostania się do podziemnej krainy. Próbowałem później odnaleźć książki Arne Saknussemma, i ku zdziwieniu, odnalazłem kilka jego dzieł. Moim zdaniem, są to całkowicie zdumiewające teksty. Właśnie w nich, po raz pierwszy w bardzo dokładny sposób ukazana została mapa geograficzna Hiperborei, a co więcej, pokazana została droga do niej. Znajduje się tam również niesamowite spojrzenie na Wszechświat w ogólności. Poza tym, będącym alchemikiem, Saknussemm wspaniale objaśnia bardzo subtelne przejście od Elementu Ziemi do Elementu Wody. Jest to ten sam moment, który przekształca naszą planetę w “ocean filozoficzny”, w którym realność zlewa się z realnością wyobraźni i snów, gdzie fantazja pisarza, alchemika i poety może rozruszać się całkowicie swobodnie.
Wachlarz polarny Arne Saknussemma
Elementy: Te cechy geografii magicznej, czy geografii hermetycznej są w zupełnej zgodności z myślą tradycjonalistyczną, zgodnie z którą właśnie kontynent północny stanowił pierwotną kolebkę człowieczeństwa, źródło Tradycji Pierwotnej. Czy istnieje tutaj, twoim zdaniem, bezpośrednia zależność ujęcia idei “hermetycznej północy”, z perspektywy geografii magicznej, z dosyć konkretnym rozumieniem tego zagadnienia w tradycjonalizmie Guenona? Czy może jest to całkowicie odrębna rzeczywistość, różna od spojrzenia tego autora?
Gołowin: Możliwe, że są to dwie strony tej samej doktryny. Mówić o tym jest dzisiaj dosyć trudno. Rzecz w tym, że Saknussemm i wielu jego uczniów, byli zwolennikami szczególnego pojmowania takich nauk jak geografia hermetyczna, czy geografia magiczna. W późniejszym czasie, autorzy tacy jak Athanasius Kircher i bliscy jemu pisarze, a więc uczniowie Paracelsusa, opisali geografię magiczną jako bardzo różniącą się względem doktryn samego Saknussemma i jego szkoły. Rzecz w tym, że Saknussemm nie jest dualistą. Jest on monoteistą. Postrzega on Północ, Nord, jako magiczny punkt, od którego rozchodzą się linie podobne do piór wachlarza. Gwiazda Arktur, czy Gwiazda Polarna, jak pisze Saknussemm, są ośrodkiem uniwersalnej stałej życiowej, który nakierowuje ten wachlarz na samego siebie. Wyobraź sobie, że pióra tego wachlarza rozchodzą się później na Południe i w Noc. Jest to jeden z podstawowych schematów hermetycznego światopoglądu tak postrzeganego świata.
Runiczne gwiazdozbiory “filozoficznego oceanu arktycznego”
Elementy: Istnieje bardzo interesujący i całkiem nieznany niemiecki XX wieczny autor, który kierując się podobnymi zasadami “polarnego wachlarza”, badał protohistorię ludzkości. Dokonał zdumiewającego odkrycia, dowodzącego, że napisy z jaskiń, znaki na kamieniach, kościach i innych przedmiotach pozostawione przez człowieka pierwotnego, są ideogramami opowiadającymi o dramatycznej podróży rasy hiperborejczyków z północnego paleokontynentu na południe, do świata pomieszania i Nocy. Wydałem niedawno książkę pt. “Teoria Hiperborei” zawierającą krótkie streszczenie doktryny Hermana Wirtha z objaśnieniem pisma runicznego itd. To archeologiczne i paleoepigraficzne podejście do problemu Północy stanowi kolejną płaszczyznę (obok geografii hermetycznej i tradycjonalizmu Guenona), w którym przejawić się może nordyzm lub nordocentryzm. Wirth był radykalnym zwolennikiem teorii “kręgów kulturowych”, “Kulturkreise”, którą to teorię oficjalna nauka radziecka uważała za burżuazyjną. Za kulturę centralną, będącą swoistym centrum, Wirth uważał właśnie “Thulekultur”, protokulturę hiperborejskiej stolicy, Thule.
Gołowin: Istnieje tu wiele innych interesujących związków. Herman Wirth – pionier tej nauki, która, rzeczywiście, była godna tego, żeby zajmować się nią i ją rozwijać. Zrozumiałem, że jesteśmy dopiero na progu poznania pisma runicznego, mitologii runicznej, a nawet runicznej metafizyki. Trzeba zauważyć, że idea “polarnego wachlarza”, tak jak wiele astrologicznych cech północnych gwiazd i północnych gwiazdozbiorów, często odbijają się w runach w sposób bezpośredni, ideograficzny. Ludwig Goldberg – XVIII wieczny zdziwaczały alchemik, astrolog, będący zwolennikiem Saknussemma, stworzył kilka map tego, co nazywamy “filozoficznym oceanem arktycznym”. Chodzi o mapy astrologiczne. I co ciekawe, na jego hiperborejskiej mapie astrologicznej, ze znanych nam gwiazdozbiorów znajduje się tylko kilka północnych. Kiedy człowiek znajduje się w owym “filozoficznym oceanie arktycznym”, to pozostałe gwiazdozbiory zmieniają swoje nazwy i konfiguracje. Jest to jeden z dowodów na niezwykle dynamiczny rozwój kosmosu. To pokazuje również, że właśnie na Północy zaczyna się ta uniwersalna życiowa stała, której nigdy nie można określić, ani zrozumieć. Ale osie której mogą czasem dominować w naszym “ja” i w naszym mózgu.
Fascynacja zorzą polarną
Elementy: Niegdyś, w prywatnej rozmowie poruszyłeś enigmatyczny temat, który moim zdaniem ma ogromne znaczenie i jest bardzo aktualny. Mówiłeś, że zachodzi współcześnie “aktywacja północnych gwiazdozbiorów”, że należy radykalnie wpłynąć na rozwój ludzkiej cywilizacji, odkryć nieoczekiwane i nowe drogi, umocnić nowe poszczególne wartości duchowe. Czy mógłbyś, oczywiście, jeżeli temat ten nie jest dla ciebie zbyt delikatny, opowiedzieć o tym? Otóż w rzeczywistości, bardziej zwracamy uwagę na, jak wydawałoby się absurdalne i irracjonalne zagadnienia “nordyzmu magicznego”, czy “spirytualnego, duchowego nordyzmu”. Są one bardziej pociągające i fascynujące dla znaczącej większości ludzi – znaczącej, naturalnie, w porównaniu do abstrakcyjności danego problemu dla w większości materialistycznej ludzkości.
Gołowin: Zwróć uwagę na to, że każda nihilistyczna tendencja cywilizacji ostatnich dwóch tysiącleci w ogóle nie dotykała problemu Północy, uciekając wręcz od niego. Zagadnienie Północy, problem polarnej mitologii, pozostaje w zasadzie na skrajnej peryferii i w praktyce nie jest poddany profanowaniu. Nihilizm europejski zajmuje się, czym wygodnie – etyką, nauką, losem człowieka, ale ze względu na swoją naturę, nie może poruszać osiowych momentów egzystencji. Północ albo to, co nazywamy Hiperboreją – to wodny kontynent, składający się z “gęstej wody” i wszystko, co jest naokoło nas, nie ma dla niego praktycznie żadnego znaczenia. Albo dokładniej, ma takie znaczenie, jak Śmierć dla Życia, Noc dla Dnia albo Południe dla Północy. Wszystko, co związane z Północą, posiada w sobie wieczną niezmienność zorzy polarnej. W alchemii, co powinieneś wiedzieć, “zorza polarna” oznacza przejście od “pracy w czarnym” do “pracy w białym”. Jest to wielka obietnica tego, że wyżerające, nihilistyczne tendencje w religiach, które powstają i umierają, szumna krzykliwość filozofii, które jedna grupa społeczna wprowadza, a kolejna im zaprzecza, nie skrzywdzą Północy, Bieguna, i wszystkiego co z nim związane. Z mojego punktu widzenia, cała ta niesamowita różnorodność roztapiającego się lodu, nie może dzisiaj nie pociągać i nie wtłaczać siły poprzez serce w krew. W innym przypadku grozi to roztopieniem lodu do końca, dopóki nie nastąpi wygaśnięcie wszelkiego życia.
Elementy: Jeśli dobrze zrozumiałem, pod “aktywacją północnych gwiazdozbiorów” rozumiesz powstanie pewnej paradoksalnej tendencji, która byłaby alternatywną względem mocy nihilizmu, perwersji i degradacji, mocy Południa, które od dawna określają dekadencki bieg współczesnej cywilizacji, pogrążając człowieczeństwo w martwej duchowej Nocy. To powstanie szczególnie paradoksalnej alternatywy dla współczesnego świata…
Gołowin: Nie, uważam, że to nie tyle co alternatywa, a centrum, dla którego aktualna dezintegracja w ogóle nie ma szczególnego znaczenia. Kiedy Guenon pisał o “końcu świata”, powiedział, że jest to tylko koniec pewnej iluzji. Można to interpretować w ten sposób: wszystkie rzeczywistości, które południowy ruch kosmosu stara się zaadaptować, zlikwidować, rozłożyć i rzeczywistości, które podlegają takiemu działaniu Południa, są znikome w porównaniu do wiecznego źródła życia, z absolutnym “kamieniem filozoficznym”, którym jest Gwiazda Polarna. Oczywiście, nie mam na myśli geograficznej gwiazdy polarnej. Mam na myśli to absolutne centrum żywotności, gdzie w ogóle nie ma idei samej śmierci.
„Элементы” №5, М., 2000, tytuł oryginalny: Беседа с Евгением Головиным – В поисках вечного Норда
(z języka rosyjskiego przetłumaczył i opracował Damian Szulc)