Ronald Lasecki: Boże Narodzenie ofiarą kapitalizmu

Na drodze ku państwu katolickiemu?

Przyjęta 24. listopada ustawa o zakazie handlu w niedzielę jest niewątpliwie krokiem we właściwym kierunku, służąc ograniczeniu kapitalistycznych patologii w gospodarce. Decyzja PiS zasługuje więc na nasze pełne poparcie, nawet pomimo swojej niedoskonałości technicznej. Ustawa, skierowana bowiem zasadniczo przeciwko dużym sieciom handlowym, w kilku punktach jest jednak niedopracowana, stwarzając im możliwość obejścia ograniczeń.

Spod zakazu wyłączone mają być na przykład piekarnie, lodziarnie i cukiernie, nie zaznaczono jednak, że działalność taka powinna być dominującą formą działalności danego podmiotu. W efekcie, jako „piekarnie” będą mogły występować na przykład prowadzące wypiek na miejscu sklepy Lidla i Biedronki. Wyłączenie ma także dotyczyć obsługujących podróżnych sklepów na dworcach. Wiele dworców kolejowych, jak na przykład Dworzec Wileński w Warszawie, połączonych jest jednak z galeriami handlowymi. Na innych mają swoje sklepy popularne zachodnie sieciówki, jak Rossmann, czy Empik. Ustawa przewiduje też wyłączenie podmiotów nabywających towar na giełdach rolno-spożywczych. Nic zatem prostszego dla zarządcy danej placówki, niż wysłać w niedzielę swoich pracowników na taką giełdę, by moc prowadzić tego dnia handel jak w każdy inny dzień.

Pomimo tych niedopatrzeń, samo pojawienie się projektu takiej ustawy należy ocenić pozytywnie. Wprowadzenie od marca nadchodzącego roku dwóch wolnych niedziel, od 2019 r. – trzech, od 2020 r. zaś wszystkich wolnych niedziel, z pewnością sprzyjać będzie powściągnięciu komercyjnego amoku Polaków rzuconych po ‘89 r. na zdradliwe wody kapitalizmu. Paradoksem historii jest, że choć na początku lat 1990. nie był rzadkim widok katolickiego księdza święcącego nowo otwartą jadłodajnię McDonalda, nowo otwarty zachodni bank, czy nowo otwarte centrum handlowe, to budowie Polski jako państwa katolickiego na przeszkodzie stanęły te same siły rynkowe, za oswobodzeniem których, jako jeden z pierwszych, ustami i piórem papieża Jana Pawła II, opowiedział się polski Kościół.

Skoro już jednak ekipa PiS wykonała pierwszy krok w stronę przybliżenia nam chrześcijańskiego porządku ekonomicznego, to warto by było wykonać również kolejne. Na domyślność polityków partii rządzącej nie ma raczej co liczyć, bo też poziom ich świadomości kulturowej i duchowej, a nawet poziom ich inteligencji, jak wiadomo, pozostawiają wiele do życzenia. Nie ma też większego sensu oczekiwanie na głos kleru, który dawno już pogodził się z demoliberalizmem, rezygnując z ambicji zbudowania katolickiego porządku społecznego. Kościół musiałby najpierw uciszyć w gronie swych kapłanów tak patologiczne głosy, jak ten należący do księdza-libertarianina Jacka Stryczka, czy usunąć z anteny „katolickiego” podobno Radio Maryja neokonserwatywnego intryganta Jonny’ego Danielsa. Następnie, musiałby wyjść poza swoje dotychczasowe asekuranctwo i oportunizm. Szczególnie na to ostatnie raczej się nie zanosi, tak więc zadanie zgłaszania kolejnych postulatów pozostaje nam – tożsamościowym publicystom.

Kapitalistyczne przedrzeźnianie chrześcijaństwa

Problem tymczasem jest bardzo dobrze wyczuwalny i nabrzmiewa już od co najmniej dwóch dekad. Każdego kolejnego roku, zaraz po Zaduszkach natykamy się w dużych sieciach handlowych, ale też na ulicach miast, na agresywnych subiektów przebranych w czerwony ubiór i czapkę z pomponikiem, którzy naganiają nas do zakupu oferowanych przez ich pracodawców towarów i usług. Postać czerwonego przebierańca straszy nas również z licznych afiszy reklamowych, plakatów, wkładek do czasopism i ulotek. W powszechnej świadomości dawno już zastąpiła wspominanego przez chrześcijan 6. grudnia historycznego biskupa Miry – św. Mikołaja. Jego wizerunek wulgarnie zniekształciły popkultura brytyjska i amerykańska. To, co obecnie kojarzymy z postacią św. Mikołaja, to produkt reklamowy amerykańskiego koncernu Coca-Cola z 1930 r.

Niepostrzeżone zastępowanie tradycji chrześcijańskich tradycjami kapitalistycznymi i sakralnego rozumienia rzeczywistości materializmem przejawia się nie tylko na przykładzie świętego Mikołaja. Wystarczy wspomnieć, że odtwarzane w czasie Adwentu w sklepach wielkopowierzchniowych z magnetofonowych głośników kolędy nie mają nic wspólnego z chrześcijańskim rokiem liturgicznym. Czas święty, w kapitalizmie zostaje zastąpiony dorocznym rytmem regularnych promocji – święta Bożego Narodzenia poprzedza wszak bezpośrednio tzw. „Black Friday”. Kapitaliści przedrzeźniają jednak nie tylko tradycję katolicką, lecz duchowość tradycyjną w ogóle. Ten sam los co św. Mikołaja spotkał też św. Walentego, choinkę, krasnoludki, anioły i wiele jeszcze innych elementów chrześcijańskiej i europejskiej tradycji mitologicznej, symbolicznej, duchowej i rytualnej. Tradycyjny rok obrzędowy zastępuje rok kolejnych paroksyzmów gorączkowej konsumpcji, a tradycyjną mistykę i odczuwanie sakralności zastępuje idolatria wciskanych nam przez kapitalistów towarów i pogrążenie się w otępiającym „zakupowym szaleństwie”.

W 2015 r. bezczelność czujących się bezkarnie kapitalistów sięgnęła poziomu, który wywołał reakcję społeczną. Nie ze strony Kościoła, wydawałoby się że najbardziej zainteresowanego problemem, lecz grupy konserwatywnych polityków i publicystów. Gdy sieć telefonii komórkowej GSM Plus reklamowała możliwość zakupu nowego aparatu hasłem „Dobra Nowina”, napisali oni „Pragniemy przypomnieć, że dla większości Polaków Dobra Nowina (gr. euangelion) to objawiona przez Boga nauka, która nadaje sens całemu ich życiu. (…) Porównywanie treści, które niesie Ewangelia, z informacją o atrakcyjnej cenie telefonów komórkowych budzi niesmak i zażenowanie”. List okazał się skuteczny, sieć bowiem wycofała slogan reklamowy, a kolejne swoje kampanie przeprowadzała już z większym poszanowaniem polskiej duchowości i tradycji.

Przepędzić kapitalistyczne demony

List był jednak krokiem doraźnym, nie zaś rozwiązaniem systemowym, a takiego właśnie potrzebujemy dla obrony chrześcijańskiej prawdy i polskiej tradycji kulturowej przed ich kapitalistyczną instrumentalizacją i wulgaryzacją. Tym niemniej, samo pojawienie się takiego listu i jego pozytywny odbiór wskazują, że istnieje w naszym kraju potrzeba i gotowość przyjęcia takich rozwiązań systemowych. Należałoby zatem wprowadzić takiego rodzaju uregulowania prawne, które chroniłyby symbolikę chrześcijańską i tradycyjną polską symbolikę kulturową przed ich wykorzystaniem dla celów komercyjnych. Stosunkowo łatwe wydaje się to w odniesieniu do symboli chrześcijańskich, ponieważ już w tej chwili obowiązuje ustawa o zakazie obrazy uczuć religijnych. Nie odnosi się ona oczywiście w żaden sposób do metafizyki ani nawet nie uznaje jej istnienia, co należałoby rzecz jasna zmienić, ale nawet doprecyzowanie obecnych uregulowań, tak by objęły również komercyjne wykorzystanie symboli chrześcijańskich Świętych (np. św. św. Mikołaja i Walentego) i chrześcijańskich obrzędów, byłoby już krokiem we właściwym kierunku.

Nieco więcej pracy wymagałaby ochrona tradycyjnych polskich symboli kulturowych i mitologicznych. Nie dla wszystkich na początku potrzeba takiej ochrony może być oczywista, ale po dłuższym zastanowieniu, nietrudno dostrzec, że zatrata przez kolejne pokolenia Polaków świadomości tradycyjnego wizerunku wampira, wilkołaka, krasnoludków, czarownicy, wróżki czy innych jeszcze słowiańskich figur mitologicznych, przerywa naszą więź z własną tradycją kulturową, symboliczną, mitologiczną i duchową. Mało kto jest już dziś świadomy, że wampir to figura zaczerpnięta z mitologii słowiańskiej, a nie z wiktoriańskich powieści gotyckich i amerykańskich horrorów, gdzie jego wizerunek uległ popkulturowej wulgaryzacji i zniekształceniu. Nie jesteśmy Anglosasami, by pozwalać kapitalistom przedrzeźniać i parodiować naszą własną tradycję kulturową. Mitologią starożytnej Grecji posłużyli się oni do wytwarzania kolejnych wulgarnych produktów quasi-pornograficznych i czemuś podobnemu w którymś momencie posłużyć mogą też tradycje słowiańskie.

Symboli tradycyjnej słowiańskiej mitologii i polskiej tradycji kulturowej i historycznej (czy naprawdę chcemy oglądać np. Władysława Jagiełłę reklamującego jeden z niemieckich banków, a postaci i cytaty z Trylogii promujące niemiecki proszek do prania?) nie da się oczywiście w obecnej chwili bronić w naszym kraju z pozycji religijnych, choć na przykład w Islandii i Grenlandii przyjęto rozwiązania idące w tym właśnie kierunku. Można jednak zastrzec symbole ważne dla polskiej kultury i historii jako marki, posługiwanie się którymi w celach komercyjnych nie będzie dopuszczalne. Szanujące się państwa chronią własną ideosferę i przestrzeń kulturową przed penetracją popkultury amerykańskiej i globalizacją. Znany jest przykład przyjętej w 1994 r. we Francji ustawy Taubona, mającej chronić język francuski i kulturę francuską przed zanieczyszczeniem ich amerykańszczyzną i całym właściwym jej komercyjno-kapitalistycznym prymitywizmem. W naszym kraju należałoby opracować podobny projekt. Lepiej w końcu, by Polacy poznawali wizerunek smoka czy krasnoludków z tradycyjnych baśni, podań, legend i litografii, niż z amerykańskich kreskówek i horrorów.

Nadchodzące Boże Narodzenie to dobra okazja, by zastanowić się, czy możemy dziś jeszcze w pełni doświadczać sacrum i zanurzyć się w naszej własnej tradycji kulturowej, w sytuacji gdy zewsząd nęka nas Zły, wcielony w otaczający nas system kapitalistyczny i demoliberalny. Powinnością katolickich mężów stanu, a za takich uważa się większość ekipy „dobrej zmiany”, jest zabezpieczenie wspólnocie politycznej warunków, w których mogłaby ona swobodnie zwrócić się ku Bogu. W obecnym braku stosownych regulacji, odciągać nas mogą od Niego swobodnie demony kapitalizmu. Najwyższa pora, by je przepędzić, stosownie zabezpieczając przed nimi nasze „ołtarze”. Czego też życzmy sobie z okazji nadchodzącego święta Narodzenia Pańskiego: byśmy wszyscy pewnego dnia mogli doświadczyć go w całej pełni i przeżyć je godnie, oraz by Imię Boże i imiona Świętych Pańskich chronione były w naszej Ojczyźnie przed kapitalistyczną blasfemią.

Ronald Lasecki


6 komentarzy

Leave a Reply