Konrad Rękas: Ekonomia – wiedza tajemna?

Podatki mają być niższe, kwota wolna od podatku wyższa, darmowa służba zdrowia bardziej dostępna i oczywiście jednocześnie w pełni prywatna (razem z oświatą). Oto krótki kurs przeciętnej wiedzy ekonomicznej Polaków…

Właśnie opublikowana praca „Oswajanie niepewności. Studia społeczno-ekonomiczne nad młodymi pracownikami sprekaryzowanymi” przynosi interesujące, acz nie niespodziewane wyniki dotyczące dominującego poziomu świadomości gospodarczej – jak i oczekiwań ekonomicznych i socjalnych mieszkańców naszego kraju. Omówienie rezultatów badań zamieściło kilka głównonurtowych portali i pism („Gazety Wyborczej” nie wyłączając), zgodnie wyśmiewając niski stan wiedzy finansowej Polaków, a także liczne niespójności i sprzeczności w deklarowanych poglądach. Tyle tylko, że tak zawsze chętni to drwienia z „polskiej ciemnoty” – dziwnie jakoś nie chcą dopowiedzieć kto naszemu narodowi takich głupot nakładł do głów i jeszcze je przez 30 lat utrwalał?!

Liberalny kogel-mogel

Pierwsze wskaźniki, na których skupia się większość dyskutujących – rzeczywiście nie zaskakują. Aż 46,4 proc. respondentów skupiło się na „radykalnym obniżeniu podatków”, dzięki czemu „w kieszeniach zostanie dość pieniędzy, by prywatnie opłacać m.in. usługi edukacyjne i zdrowotne”. Obniżenie podatków (w istocie należących do raczej niższych w Europie) od lat jest głównym, a właściwie jedynym hasłem wszystkich programów wyborczych w Polsce, trudno więc dziwić się jego utrwaleniu i całkowicie bezkrytycznemu przyjęciu przez ankietowanych, których można zapewne uznać za całkiem reprezentatywnych dla badanej grupy 18-30 latków. Równie typowe wydaje się aż 55-procentowe poparcie dla likwidacji ZUS-u i całego przymusu ubezpieczeń społecznych (bo przecież, jak wiadomo „dzięki niskim podatkom każdy sobie sam odłoży na dostatnią starość”). Jak dotąd wszystko planowo, prawda? No dobrze, ale skoro podatki (zwłaszcza dochodowy) są kradzieżą i najlepiej, gdyby ich nie było, a ponadto publiczna służba zdrowia to RAK do likwidacji – to czemu zarazem zdaniem 72 proc. chce, aby była ona BEZPŁATNA? Znaczy ta prywatna już taka miałaby być? Ale przecież TANSTAAFL, Nie Ma Darmowych Lunchów

Dalej – najważniejsza jest wolna konkurencja (78 proc. RIGCZ!), ale w takim sensie, żeby wspierać to, co nasze, polskie, a nie zagraniczne (80 proc. za preferencjami za swoich i wyeliminowaniem obcego kapitału, zwłaszcza z bankowości!), a w ogóle to państwo powinno dofinansować zakładanie własnych firm (56 proc.). Z tym, że nawet kiedy już te firmy, z kapitałem krajowym zostaną dofinansowane – to i tak 88 proc. pytanych młodych Polaków wolałoby spokojną pracę na stabilnym etacie, a nie karierę przedsiębiorcy.

Cóż, takie nagromadzenie sprzeczności wygląda trochę jak program Konfederacji po zderzeniu libertarian z maszerującymi – ale nie, inaczej niż GW i inni nie zestawiamy tych danych, by się z Polaków aktywnych zawodowo naśmiewać. Przeciwnie. Należy docenić, że polskie mózgi wciąż walczą!

Kuracja odmóżdżająca

No bo właściwie skąd mieliśmy podstawy ekonomii posiąść? Najpierw zafundowano Polakom „transformację„, mającą radykalnie obniżyć, a następnie utrzymać na niskim poziomie wynagrodzenia Polaków, przy jednoczesnej likwidacji krajowego przemysłu i stworzeniu bezrobocia. Tego wszystkiego lepiej było przecież nie tłumaczyć, więc oparto się na hodowaniu humanistyczno-ćwierćinteligenckiej frazy „Tak, to konieczne, bolesne zmiany, których tylko nieroby i homosovieticusy nie rozumieją!”

Równolegle do opinii publicznej nie mogła przebić się żadna realna alternatywa, więc jej obowiązki przejął libertarianizm, czyli liberalizm jeszcze bardziej uparty i doktrynalny niż ten fundowany nam przez Balcerowicza i spółkę. Młodzi ludzie naprawdę uwierzyli, że np. zasady zarządzania domowym budżetem i kierowania finansami państwa są idealnie te same, że istnieje coś takiego jako „uczciwa prywatyzacja”, „doskonała konkurencja”, „idealny racjonalizm decyzji konsumenckich i relacji popyt-podaż”. Słowem, by tym łatwiej ignorowano zapuszczoną w Polsce rzeczywistość – młodym Polakom jako panaceum wyświetlano utopię.

W rezultacie wyrosło pokolenie ekonomicznie i socjalnie sponiewierane przez skutki monetaryzmu i liberalizmu, ale głęboko przekonane, że żyje w… socjalizmie, na którego jedynym lekarstwem jest obniżenie podatków i dalsza redukcja solidaryzmu społecznego. Stąd właśnie sprzeczności w popieranych postulatach, np. brak zrozumienia oczywistego połączenia: wyższa kwota wolna podatku dochodowego MUSI równać się większej progresji podatkowej. Albo np. upieranie się przy prywatyzacji szkolnictwa podstawowego i średniego pomimo dowodów, że sprywatyzowane szkolnictwo wyższe drastycznie zniżyło poziom edukacji na tym szczeblu itd. Niestety, wcale już nie tacy młodzi wciąż powtarzają te same bajki, od elementarnej wiedzy ekonomicznej oddzielając się okrzykami „lewactwo!” i „komuna!”.

I właśnie dlatego ani nasza gospodarka, ani nasze społeczeństwo nie mogą wydostać się z pułapki średniego wzrostu i faktu bycia gospodarczą częścią Wielkich Niemiec (pod nadzorem amerykańskim).

W efekcie nasz naród został nie tylko skrajnie podzielony, ale wręcz zatomizowany i nie chodzi tylko o sztucznie podtrzymywaną polaryzację polityczną. W obrębie faktycznie zabiedzonego (w porównaniu do analogicznego poziomu rozwoju państw sąsiednich) dochodowego środka – mamy więc wypieranie własnego ubóstwa („Jesteśmy klasą średnią, robiącą okazyjne zakupy w Biedronce dla przyjemności„), okraszone podtrzymującą lepsze samopoczucie pogardą do jeszcze biedniejszych („Hołoty od 500+”). Równolegle zaś hoduje się nienawiść nędzy do średniaków („Złodziei w SUVach!”). A wszystko to do okrzyków „Byle nie z moich podatków!„, „Jaka składka, ja w tamtym roku nie chorowałem!” itp. Naród jest konsekwentnie unicestwiany na rzecz sztucznie wykreowanych antagonizmów dochodowych, zabezpieczonych wszechogarniającym egoizmem. I są to dzieci tego samego liberalizmu, który jednocześnie jest systemem panującym – i „opozycją” do siebie…

Kto jest wrogiem Polski wolnej gospodarczo

Przede wszystkim bowiem przez wszystkie te lata pilnowano, by wśród bajań o „powszechnym wolnym rynku” nie zauważono nie tylko, że żyjemy w globalnej gospodarce oligopolistycznej, ale i że przez 30 lat zmieniły się elementarne podstawy polityki finansowej tak w mikro, jak i makro skali. A więc że wszystkie oczekiwania finansowe, socjalne, fiskalne, monetarne – właściwie adresowane powinny już dziś być nie tyle do państw, co do prawdziwych czynników sprawczych i zarządczych światowej ekonomii, czyli banków. To one bowiem zajmują się m.in. kreacją kredytową pieniądza, to one tworząc pieniądz i operując zobowiązaniami państwowymi – stanowią realną władzę także polityczną i geopolityczną, nie tylko nad jednostkami, ale i nad państwami. Tego wszystkiego jednak przeciętny Nowak, Smith, ani Schmidt wiedzieć nawet nie chce, samemu nie przyjmując do wiadomości, że przecież też wraz z innymi jest wierzycielem państwa, a jeśli nawet to rozumie, to niesłusznie sądzi, że stawia go to w pozycji podrzędnej. Ukazana sprzeczność oczekiwań wobec państwa z okazywaną wyraźnie nieufnością wobec jego zdolności do wykonywania zobowiązań – zostałaby więc łatwo rozwiązana, gdybyśmy swoje żądania skierowali pod adresem prawdziwych beneficjentów systemu, korzystających z niewiedzy i dezinformacji ogółu.

Przeciętny Polak bowiem słusznie nienawidzi ZUS-u, nie znosi NFZ i w ogóle nie ufa III RP, a wobec tego instynktownie prawidłowo chce ich likwidacji. Tyle tylko, że w swej niechęci niepotrzebnie i szkodliwie oszczędza rzeczywiste przyczyny trwającej tyle już lat zapaści, uniemożliwiającej realizacją jego uzasadnionych aspiracji. Przyczynami tymi są zaś globalny, oligarchiczny, oligopoliczny kapitalizm i jego narzędzia – funkcjonalne (sektor bankowo-finansowy) i ideologiczne (utopia liberalna). I dopiero odrzucenie obu może pozwolić na rozmowę czym i jak zastąpić szkodliwe formy strukturalne nasłane do eksploatacji Polski i Polaków.

Konrad Rękas

Bartosz Bekier: Naród i religia w Państwie Słowackim w latach 1939–1945

2 komentarze

Leave a Reply