Konrad Rękas: Odrzucana przyjaźń. Dlaczego Polacy wolą Ormian?

Cezary nie wiedział, kim właściwie jest i gdzie jest jego miejsce w tych zatargach. Nie mógł stać po stronie Ormian ani Tatarów, ani Turków, ani Anglików, ani Rosjan, którzy tu niegdyś władali, a później obalili swą władzę przynosząc hasła rewolucji. Rewolucja jednak upadła i nie było o niej mowy w ogniu dwu frontów rozjuszonych. Natura, Ogień, Religia, Ziemia, Interes. Jedyną rzeczywistością realną i niezmienną został znowu, jak przed nieprzeliczonymi wiekami, gaz, pałający węglowodór, którego pochwycenie odpokutował ongi Prometeusz przybiciem rąk do skał Kaukazu”.

Szlakiem Baryki

Ciekawe, że jeden z najmądrzejszych pisarzy polskich nie tylko ostrzegł nas przed (zbyt łatwym) zajmowaniem stanowiska w konfliktach zakaukaskich, ale i dostrzegł ogromny potencjał 100 lat temu dopiero drzemiący w tym jednym z najważniejszych regionów świata. A mimo przestróg Żeromskiego Polacy mają tendencję, by w bardzo trudnych i delikatnych realiach polityki Zakaukazia zachowywać się z właściwym nam brakiem gracji geopolitycznej, czyli czymś między świnią w błocie, a słoniem w porcelanie.

A mieliśmy takie dobre początki! Wszak gdy 100 lat temu w ogniu walk z sąsiadami i bolszewikami wykuwał się nowożytny niepodległy Azerbejdżan – w szeregach jego armii nie zabrakło Polaków, na czele z nieodżałowanym Maciejem Sulkiewiczem, Polakiem – bo Tatarem, łącznikiem tradycji Rzeczypospolitej z mongolskim stepem i panturkizmem. Nie było więc nigdy tak, ani nie jest, że Polacy są jakoś historycznie, genetycznie uwiązani narodowymi sympatiami i odwiecznymi sojuszami, które uniemożliwiłyby elementarną choćby elastyczność geopolityczną. A jednak, gdy na Zakaukaziu znowu się gotuje – polska percepcja nie jest w stanie wyjść poza Ormian lwowskich, Gruzina z „Czterech pancernych…” i prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi…

Uczmy się jak być niezależnym mocarstwem regionalnym

Paradoksalnie też, oficjalna namiastka geopolityki III RP – tej służalczo uzależnionej od Zachodu – początkowo niechcący potrafiła odnaleźć się w tym rejonie świata znacznie bardziej zgodnie z polskimi obiektywnymi interesami geopolitycznymi i geoekonomicznymi. A niezależnie od tego jak dzielnie Ormianie w XVII wieku pomagali bronić Kamieńca Podolskiego – to znacznie naturalniejszym naszym sojusznikiem i partnerem na Zakaukaziu pozostaje Azerbejdżan. Jako wielki producent surowców energetycznych, ale przede wszystkim jako państwo geopolitycznie niezależne, blisko współpracujące ze Stanami Zjednoczonymi czy Wielką Brytanią – ale z pewnością w pełni niepodległe. Czyli takie, jaką Polska nie jest, a być powinna.

Nasza wymiana handlowa z Azerbejdżanem w najlepszym okresie sięgnęła 150 mln dolarów, średnia dla ostatnich lat – wynosi najwyżej 100 mln dolarów. Niedużo, biorąc pod uwagę, że skoro już tyle lat mówimy o uniezależnieniu się od rosyjskiego gazu – to wciąż dziwnie mało czynimy dla partnerstwa z jedyną poważną i osiągalną dla tego kierunku alternatywą. Co więcej, długi okres bardziej nawet niż nieufnej postawy Azerbejdżanu wobec Rosji otwierał wszak drzwi dla szerszego otwarcia azerskich drzwi dla najbardziej antyrosyjskiego państwa makroregionu, którą to opinią Polska cieszy się jak najbardziej zasłużenie. A mimo to, mimo wielu propagandowych gestów, mimo wizyt na najwyższym szczeblu, mimo naturalnej życzliwości, jaką Polacy mogą napotkać nawet na ciemnej bakijskiej ulicy – w trudnym, niemającym łatwych rozwiązań konflikcie karabachskim polska sympatia jednoznacznie została ulokowana po stronie Armenii.

Zamknięte rachunki z Ormianami

Teoretycznie III RP stoi na gruncie integralności terytorialnej Azerbejdżanu, a zatem nie uznaje ani separatystycznego Arcach, ani zaboru innych azerskich terytoriów dokonanych w latach 90-tych przez Ormian. A jednak polski Sejm w 2005 r. podjął uchwałę uznającej tzw. ludobójstwo Ormian – zaś w świadomości polskiej nie istnieją ormiańskie rzezie dokonane na ludności tureckiej Baku, choć zostały one wspomniane w „Przedwiośniu” Stefana Żeromskiego, jednej z najważniejszych polskich powieści XX wieku. Nawet w ekranizacji tej znakomitej książki, zrealizowanej w 2001 r. tylko dzięki wydatnej pomocy władz Azerbejdżanu i Baku tak rozłożono akcenty, by wzmocnić fałszywą propagandę prezentowania Ormian wyłącznie jako ofiar, a nie równorzędnej, a często bardziej niż okrutnej i brutalnej strony konfliktu. Nie trzeba chyba dodawać, że niemal nikt w Polsce nie słyszał o masakrze w Xocalı i nawet składanie tam kwiatów przez polskich oficjeli odbywa się jakby potajemnie i po cichu, byle nikt się w kraju nie dowiedział.

Przyczyn takiego zjawiska jest wiele. Oczywiście, silnie wrośnięta w polskość jest diaspora ormiańska, przez wieki traktowana w szczególnym ustroju i systemie gospodarczym jako alternatywna dla żydowskiego handlu i usług. Polscy Ormianie i tureccy Żydzi – tak wyglądało zwłaszcza w XVII wieku. Jakiekolwiek ruchy graniczne między oboma państwami – zawsze skutkowały uprzywilejowaniem jednej z tych grup kosztem drugiej. Był to więc oczywisty i zrozumiały, wszechstronnie korzystny interes. Który jednak skończył się najpóźniej wraz upadkiem pierwszej Rzeczypospolitej, po którym także polscy Ormianie stali się lojalnymi poddanymi czy to Austro-Węgier, czy Imperium Rosyjskiego. To właśnie z Rosją interesy ormiańskie wiązały się przez cały wiek XIX, by ostatecznie w okresie Wielkiej Wojny powiązać się z geopolityczną aktywnością Republiki Francuskiej. Słowem, mimo zasług wielu wspaniałych polskich patriotów ormiańskiego pochodzenia – nasze interesy zostały zakończone i rozliczone, a Armenia i Polska niekoniecznie mają już zbieżne cele czy tych samych sprzymierzeńców. Inaczej niż Polska i Azerbejdżan…

III RP – partner niewiarygodny

Niestety jednak, polityka w Polsce jest z gruntu płytka, naiwna i infantylna. Ostatnie walki Azerów z Ormianami o odzyskanie kontroli nad tak zwaną zoną buforową w Nagornym Karabachu – wywołały wśród Polaków wybuch spontanicznego poparcia dla Ormian. Zaś rząd III RP nie uczynił nic, by tę pro-ormiańską propagandę zniwelować czy choćby zrównoważyć, przedstawiając prawdziwe informacje o przebiegu i genezie konfliktu karabachskiego. Przeciwnie, polska państwowa telewizja z miejsca zaczęła powtarzać okropny i zakłamany film „The Promise”, a portale i media społecznościowe wybuchły falą nienawiści do „strasznych Turków mordujących chrześcijan”. Bajeczka, że Azerowie idą palić kościoły, a nie odzyskać własną, ukradzioną ziemię – zyskała w Polsce nadspodziewanie dużo odbiorców.

Czemu? Wbrew pozorom zagadka nie jest tak trudna. Zarówno polska pro-amerykańska władz, jak i pro-europejska (pro-francuska) opozycja zostały ukierunkowane na umacnianie władzy Nikoli Paszyniana i pro-zachodniego kursu Armenii, nawet kosztem relacji z coraz silniejszym i bardziej niezależnym Azerbejdżanem. To dlatego właśnie Warszawa nie jest wiarygodnym partnerem w układach z prawdziwymi państwami. I nie stanie się nim, dopóki nie odnajdzie własnego rozumu, także we wcale nie tak odległych sprawach zakaukaskich. Tak, jak ostrzegał nas i uczył sam Stefan Żeromski.

Konrad Rękas

Tłumaczenie tekstu opublikowanego na portalu Axar.az.

6 komentarzy

Leave a Reply