Nick Land: Implozja

Od Redakcji: Ujmowane całościowo zjawisko organizmu miejskiego najlepiej porównać chyba do narośli rakowej na organizmie, zawłaszczającej zasoby i replikującej się poza wszelką kontrolą w każdą możliwą stronę.  Współczesne miasto jest wehikułem technokapitalistycznej osobliwości transformującej na swój obraz i podobieństwo wszystko, z czym się zetknie, na wzór lodu-9 z powieści „Kocia kołyska” Kurta Vonneguta. Scenariusze buntu maszyn znane z Terminatora i Matrixa, według których gorączkowa krzątanina zautomatyzowanych fabryk przekształcających planetę nie potrzebuje ani nie uwzględnia już żadnej ludzkości, są oczywiście peryfrazą rzeczywistości późnego kapitalizmu. Trafne opisy tych realiów znajdziemy nie tylko u ich przeciwników: tradycjonalistów, neoluddystów i anarchoprymitywistów, ale może przede wszystkim u zwolenników tego nieograniczonego i nieskrępowanego postępu technologicznego, wchłaniającego po drodze nieszczęsną ludzkość. Jednym z nich jest oczywiście przywoływany już na falach mojej audycji futurysta i akceleracjonista Nick Land z Cybernetic Culture Research Unit, który w swym eseju „Implozja” przewiduje przyszłość miast i tej części ludzkości, którą pociągną one za sobą. (KJ)

Science fiction ma tendencję do ekstrawersji. Szczególnie w Ameryce, gdzie znalazła naturalną przystań wśród niezwykle zorientowanych na przyszłość ludzi, kultowym obiektem SF był bezsprzecznie statek kosmiczny opuszczający granice Ziemi w nieznane przestrzenie. Miarą przyszłości było słabnące przyciąganie ziemskiej studni grawitacyjnej.

Cyberpunk, który pojawił się w połowie lat 80., był szokiem kulturowym. Neuromancer Williama Gibsona nadal obejmował pewną aktywność kosmiczną (na orbicie Ziemi) – a nawet komunikację z Alpha Centauri – ale jego podróże zakrzywiły się teraz w wewnętrzną przestrzeń systemów komputerowych, rzutowanych przez bezgwiezdne obszary Cyberprzestrzeni. Komunikacja międzygwiezdna omijała gatunki biologiczne i zachodziła między planetarnymi sztucznymi inteligencjami. Wydawało się, że Stany Zjednoczone Ameryki zniknęły.

Przestrzeń i czas rozpadły się, tworząc „matrycę cyberprzestrzeni” i najbliższą przyszłość. Nawet abstrakcyjne dystanse społecznej utopii zostały spalone w rdzeniach mikroelektronicznych procesorów. Oceniając według kryteriów głównego nurtu science fiction, wszystko, czego dotknął cyberpunk, było przerażająco bliskie i wciąż się zbliżało. Przyszłość stała się nieuchronna i obcisła.

Miasta Gibsona nie nadążały za jego szerszą – lub węższą – wizją. Przestrzenie miejskie jego wschodniego wybrzeża Ameryki Północnej nadal były opisywane jako Sprawl, rozlazłość, jakby utknęły w stanie szybko starzejącej się rozbudowy. Miażdżące siły kompresji technologicznej wykroczyły poza geografię społeczną, wysysając całą historyczną animację z rozkładających się łupin „przestrzeni mięsnej”. Budynki były reliktami, omijanymi przez wiodące zmiany.

(Azjatyckie inspiracje miast Gibsona są jednak znacznie bardziej intensywne, wraz z takimi innowacjami w miejskiej kompresji, jak Kowloon Walled City i japońskie „hotele trumienne”. Ponadto urbaniści rozczarowani cyberpunkiem pierwszej fali mają wszelkie powody, aby kontynuować lekturę Spook Country Gibsona, gdzie wpływ technologii GPS na reanimację przestrzeni miejskiej podsyca bardzo płodne spekulacje.)

Gwiezdne krążowniki i obce cywilizacje należą do tej samej konstelacji science fiction, połączonej przez założenie ekspansjonizmu. Tak jak w świecie fikcji przyszłość „kosmicznej opery” zapadła się w cyberpunk, tak w (mniej lub bardziej) głównym nurcie nauki – reprezentowanej przez programy SETI – zginęła na pustyni Paradoksu Fermiego.

Rozwiązanie Johna M. Smarta dotyczące paradoksu Fermiego jest integralną częścią jego szerszych „Spekulacji na temat kultury kosmicznej” i wyłania się naturalnie z kompresyjnego rozwoju. Zaawansowane inteligencje nie rozprzestrzeniają się w kosmos, kolonizując rozległe galaktyki ani nie rozpraszają samoreplikujących się sond-robotów w programie eksploracji. Zamiast tego implodują w procesie „transcendencji” – pozyskując zasoby głównie dzięki hiper-wykładniczemu wzrostowi wydajności wynikającemu z ekstremalnej miniaturyzacji (poprzez inżynierię w skali mikro- i nano- do femto, subatomowych elementów funkcjonalnych). Takie kultury lub cywilizacje, powstałe na bazie samowzmacniającej się inteligencji technologicznej, emigrują z rozległego wszechświata w kierunku bezdennej intensywności, miażdżąc się do gęstości prawie czarnej dziury na skraju fizycznej możliwości. Poprzez transcendencję wycofują się z rozległej komunikacji (być może pozostawiając za sobą „radiowe skamieliny”, zanim także te znikną w ciszy kosmicznej ucieczki).

Jeśli spekulacje Smarta wychwytują podstawowe zarysy systemu rozwoju przyciąganego przez gęstość, to należy oczekiwać, że miasta podążą podobną ścieżką, charakteryzującą się ucieczką do wnętrza, podróżą wewnętrzną, inwolucją lub implozją. Zbliżając się do osobliwości na przyspieszającej trajektorii, każde miasto staje się coraz bardziej skierowane do wewnątrz, ponieważ pada ofiarą nieodpartego przyciągania własnej hiperbolicznej intensyfikacji, podczas gdy świat zewnętrzny zanika w nieistotnym szumie tła. Rzeczy znikają w miastach, na drodze odejścia od świata. Ich przeznaczenia nie można opisać w wymiarach znanego i nudnie zwyczajnego wszechświata. Jedynie w głębokim, eksploracyjnym wnętrzu wciąż pojawiają się innowacje, ale tam odbywa się to w piekielnym, topiącym czas tempie.

Jeśli rozwój miast nie jest ani przypadkowo generowany przez procesy wewnętrzne, ani arbitralnie determinowany decyzjami zewnętrznymi, ale kierowany głównie przez atraktor rozwojowy (definiowany przede wszystkim przez intensyfikację), to wynika z tego, że przyszłość miast jest przynajmniej częściowo autonomiczna względem narodowego-politycznego, globalno-ekonomicznego i kulturowo-architektonicznego wpływu, które są często przywoływane jako fundamentalnie wyjaśniające. Urbanistykę można ułatwiać lub udaremniać, ale jej główne „cele” i praktyczne ścieżki rozwoju są w każdym indywidualnym przypadku generowane wewnętrznie i automatycznie. Kiedy miasto „działa” nie dzieje się tak dlatego, że odpowiada zewnętrznemu, dyskusyjnemu ideałowi, ale raczej dlatego, że znalazło drogę do kumulatywnej intensyfikacji, która silnie rzutuje na jego „własny”, niepowtarzalny i wewnętrzny charakter miejski. Miasto chce stać się sobą, ale bardziej – iść dalej i szybciej. Już samo to jest rozkwitem miast, a zrozumienie tego jest kluczem, który otwiera kształt przyszłości każdego miasta.

Nacjonalizm metodologiczny jest systematycznie przeceniany w naukach społecznych (i to nie tylko kosztem indywidualizmu metodologicznego). Wielu wpływowych myślicieli miejskich, od Jane Jacobs po Petera Halla, starało się skorygować to nastawienie, skupiając się na znaczeniu i częściowej autonomii gospodarki miejskiej, kultur miejskich i polityki miejskiej, aby połączyć dobrobyt, cywilizację i złote wieki. Mieli rację. Rozwój miasta jest podstawowym zjawiskiem społeczno-historycznym.

John Smart argumentuje, że inteligencja przechodząca zaawansowany rozwój relatywistyczny uważa, że krajobraz zewnętrzny jest coraz mniej informacyjny i nie absorbujący. Poszukiwanie stymulacji poznawczej wciąga ją do wewnątrz. W miarę ewolucji kultur miejskich, poprzez rosnącą złożoność społeczną, można oczekiwać, że przejawiają dokładnie ten wzorzec. Ich wewnętrzne procesy, polegające na niekontrolowanej implozji inteligencji, stają się coraz bardziej wciągające, angażujące, zaskakujące, produktywne i edukacyjne, podczas gdy szerszy krajobraz kulturowy zamienia się w przewidywalną nudę, mającą jedynie znaczenie etnograficzne i historyczne. Osobliwość kulturowa staje się coraz bardziej urbanistyczno-futurystyczna (a nie etnohistoryczna), ku przewidywalnemu niezadowoleniu tradycyjnych państw narodowych. Podobnie jak Terrestrial Cyberspace Gibsona, napotykając swego pobratymcę na orbicie wokół Alfa Centauri, kosmopolityczna łączność odbywa się poprzez wewnętrzną podróż, a nie ekspansję.

Na najbardziej abstrakcyjnym poziomie relacja między urbanistyką a mikroelektroniką jest skalarna, fraktalna. Nadchodzące komputery są bliższe miniaturowym miastom niż sztucznym mózgom, zdominowane przez problemy komunikacyjne (korki), migrację / komunikację, kwestie strefowania, potencjał inżynieryjny nowych materiałów, kwestie wymiarowości, entropię i rozpraszanie ciepła. Ponieważ miasta, podobnie jak komputery, wykazują przyspieszający
i filogenetyczny rozwój w obserwowalnym czasie historycznym, stanowią one realistyczny model ulepszania kompaktowych maszyn przetwarzania informacji, osadzonych jako seria praktycznych rozwiązań problemu nieustającej intensyfikacji. Emulację mózgu można uznać za ważny cel obliczeniowy, ale jest ona prawie bezużyteczna jako model rozwojowy. Inteligentne technologie mikroelektroniczne przyczyniają się do otwartego procesu rozwiązywania miejskich problemów, ale także rekapitulują go na nowym poziomie.

Czy rozwój miast wykazuje prawdziwą embriogenezę sztucznej inteligencji? Czy raczej niż globalny Internet, wojskowy Skynet czy oparty na laboratoriach program sztucznej inteligencji, to ścieżka miasta, oparta na przyspieszającej intensyfikacji, najlepiej zapewnia warunki dla wyłaniających się obliczeń nadludzkich? Być może głównym powodem takiego myślenia jest to, że problem miasta – zarządzanie gęstością  – już wiąże się z inżynierią obliczeniową, przed jakimikolwiek celowymi badaniami. Miasto ze swej natury kompresuje się lub intensyfikuje w kierunku komputronium. Kiedy pierwsza sztuczna inteligencja przemówi, być może zrobi to w imieniu miasta, które zidentyfikuje jako swoje ciało, chociaż nawet to będzie niczym więcej niż „radiową skamieliną ” – sygnałem obwieszczającym krawędź ciszy i zanikającym w obcym wnętrzu.

(Tłum. Konrad Jarosławski za: https://oldnicksite.wordpress.com/2011/04/29/implosion/ .
Tekst eseju został wykorzystany w odcinku 8. drugiego sezonu audycji Radio Końca Świata, dostępnej w archiwum Xradio.pl:  https://zeno.fm/podcast/xradio-audycje/ )

Koszulka – Free Palestine

 

Jeden komentarz

Leave a Reply