Kiedy patrzymy wstecz na czas przed rokiem 1914, okazuje się, że żyjemy w świecie wydarzeń, które przed wojną byłyby nie do pomyślenia. Zaczynaliśmy nawet uważać wojnę między cywilizowanymi narodami za bajkę, sądząc, że taki absurd będzie coraz mniej możliwy w naszym racjonalnym, zorganizowanym międzynarodowo świecie. A to, co nastąpiło po wojnie, było istnym sabatem czarownic. Wszędzie fantastyczne rewolucje, gwałtowne zmiany mapy, powrót w polityce do średniowiecznych, a nawet antycznych pierwowzorów, państwa totalitarne, które ogarniają swoich sąsiadów i prześcigają wszystkie poprzednie teokracje w swoich absolutystycznych roszczeniach, prześladowania chrześcijan i żydów, hurtowe mordy polityczne, wreszcie byliśmy świadkami radosnego pirackiego najazdu na spokojny, na wpół cywilizowany lud(1).
Przy takich wydarzeniach w szerokim świecie, nie jest w najmniejszym stopniu zaskakujące, że w innych sferach pojawiają się równie ciekawe manifestacje na mniejszą skalę. W sferze filozofii będziemy musieli jeszcze trochę poczekać, zanim ktokolwiek będzie w stanie ocenić rodzaj epoki, w której żyjemy. Ale w sferze religii możemy od razu zauważyć, że dzieją się pewne bardzo znaczące rzeczy. Nie musimy się dziwić, że w Rosji kolorowy przepych cerkwi został wyparty przez ruch bezbożników – rzeczywiście, samemu oddychało się z ulgą, kiedy wychodziło się z mgły cerkwi z mnóstwem lampek i wchodziło do prostego meczetu, gdzie wzniosła i niewidzialna wszechobecność Boga nie była zagłuszana przez nadmiar świętych akcesoriów. Jakkolwiek niesmaczne i żałośnie nieinteligentne, i jakkolwiek godny ubolewania jest niski poziom duchowy „naukowej” reakcji, było nieuniknione, że dziewiętnastowieczne „naukowe” oświecenie musiało pewnego dnia pojawić się w Rosji.
Ale co jest bardziej niż interesujące – rzeczywiście, do pewnego stopnia pikantne – to fakt, że starożytny bóg burzy i szału, długo uciszony Wotan, zdaje budzić się, jak wygasły wulkan, do nowej aktywności, w cywilizowanym kraju, o którym od dawna sądzono, że przerósł średniowiecze. Widzieliśmy, jak ożywał w niemieckim ruchu młodzieżowym, a zaraz na początku przelano krew kilku owiec na cześć jego zmartwychwstania. Uzbrojeni w plecak i lutnię, blond młodzieńcy, a czasem także dziewczęta, byli widziani jako niespokojni wędrowcy na każdej drodze od Przylądka Północnego do Sycylii, wierni wyznawcy wędrującego boga (2). Później, pod koniec Republiki Weimarskiej, rolę wędrowców przejęły tysiące bezrobotnych, których można było spotkać wszędzie w ich bezcelowych wędrówkach. W 1933 roku nie wędrowali już, lecz maszerowali setkami tysięcy. Ruch Hitlera dosłownie postawił na nogi całe Niemcy, od pięciolatków po weteranów, i stworzył spektakl migracji narodu z jednego miejsca na drugie. Wotan-wędrowiec był w ruchu. Można go było zobaczyć, wyglądającego raczej na zawstydzonego, w domu zebrań sekty prostego ludu w północnych Niemczech, przebranego za Chrystusa siedzącego na białym koniu. Nie wiem, czy ci ludzie zdawali sobie sprawę z pradawnego związku Wotana z postaciami Chrystusa i Dionizosa, ale nie jest to zbyt prawdopodobne.
Wotan jest niespokojnym wędrowcem, który wywołuje niepokój i wznieca spory, raz tu, raz tam, i uprawia magię. Chrześcijaństwo szybko zmieniło go w diabła, a w zanikających lokalnych tradycjach żył on jedynie jako upiorny łowca, którego widziano wraz z jego orszakiem, migoczącego jak błędny ognik w burzliwą noc. W średniowieczu rolę niespokojnego wędrowca przejął Ahasuerus, Żyd Wieczny Tułacz, który nie jest legendą żydowską, lecz chrześcijańską. Motyw wędrowca, który nie przyjął Chrystusa, był rzutowany na Żydów, tak jak my zawsze na nowo odkrywamy nasze nieuświadomione treści psychiczne w innych ludziach. W każdym razie zbieżność antysemityzmu z ponownym przebudzeniem Wotana jest psychologiczną subtelnością, o której być może warto wspomnieć.
Niemieccy młodzieńcy, którzy świętowali przesilenie ofiarami z owiec, nie byli pierwszymi, którzy usłyszeli szelest w pierwotnej puszczy nieświadomości. Wyprzedzali ich Nietzsche, Schuler, Stefan-George i Ludwig Klages. Tradycja literacka Nadrenii i kraju na południe od Menu ma klasyczne piętno, którego niełatwo się pozbyć; każda interpretacja upojenia i bujności jest skłonna do odwoływania się do klasycznych wzorców, do Dionizosa, do puer aeternus(3) i kosmogonicznego Erosa. Bez wątpienia dla akademickich uszu lepiej brzmi interpretacja tych rzeczy jako Dionizosa, ale bardziej poprawną interpretacją może być Wotan. Jest to bóg burzy
i szału, rozpętujący namiętności i żądzę walki, a ponadto znakomity mag i artysta iluzji, znający wszelkie tajemnice natury okultystycznej.
Przypadek Nietzschego jest z pewnością szczególny. Nie znał on literatury germańskiej, odkrył „kulturowego Filistyna”, a ogłoszenie, że „Bóg umarł”, doprowadziło do spotkania Zaratustry z nieznanym bogiem w nieoczekiwanej postaci, który podchodził do niego czasem jako wróg, a czasem w przebraniu samego Zaratustry. Zaratustra był także wróżbitą, magiem i wiatrem burzowym:
I jako wicher wionę ja kiedyś między nich, a własnym duchem odbiorę tchnienie ich duchowi: przyszłość ma tego chce.
Zaprawdę, wichrem jest Zaratustra dla wszelkich nizin; i tą radą radzę wrogom moim oraz wszystkiemu, co tam pluje i śliną miota: „strzeżcie się plucia pod wiatr!”
A kiedy Zaratustra śnił, że jest strażnikiem grobów w „samotnej górskiej fortecy śmierci”
i podejmował ogromny wysiłek, aby otworzyć bramy, nagle
Gdy wicher huczący rozerwał na oścież oba skrzydła wrót: gwiżdżąc, świszcząc i mroźnym tchnieniem biczując, odrzucił mnie na czarną trumnę:
Z łoskotem, poświstem i skowytem załamała się trumna i zionęła tysiąckrotnym chichotem.
Uczeń, który zinterpretował sen, rzekł do Zaratustry:
Nie jestżeś ty wichrem, co z ostrym poświstem wywala wrota w zamczysku śmierci? Nie jestżeś trumną pełną jaskrawych szyderstw i anielskich dziwotworów życia? (4)
W 1863 albo 1864, w swoim wierszu DO NIEZNANEGO BOGA, Nietzsche napisał:
Poznaję i poznam cię, o Nieznany
Co przeszukujesz głębiny mej duszy,
I dmiesz poprzez me życie jak burza,
Niepojęty, a jednak mi krewny!
Poznaję cię, poznam, i będą służył tobie.
Dwadzieścia lat później, w swej PIEŚNI MISTRALU, pisał:
Wietrze mistralu, poganiaczu chmur,
Zabójco mroku, zamiataczu nieba,
Wichrze burzowy, jakżem cię ukochał!
Czyż nie jesteśmy oboje pierworodnymi owocami
Z tego samego łona, na zawsze przeznaczeni
Do tego samego losu?
W dytyrambie znanym jako LAMENT ARIADNY, Nietzsche jest całkowicie ofiarą boga-myśliwego:
Rozciągnięty, drżący,
Jak na wpół martwa rzecz, której stopy są ogrzewane,
Wstrząsany nieznaną gorączką,
Drżąc od przeszywających strzał lodowatego mrozu,
Upolowany przez ciebie, o myśli,
Niewypowiedziana! Zasłonięta! straszliwa!
Tyś myśliwy za chmurą.
Uderzonym twą błyskawicą,
Ty szydercze oko, wpatrujące się we mnie z ciemności!
I tak leżę.
Wijąc się, skręcając, dręczony
Wszystkimi wiecznymi torturami,
Pobity
Przez ciebie, okrutny myśliwy,
Ty nieznany – Boże!(5)
Ten niezwykły obraz boga-myśliwego nie jest jedynie dytyrambiczną figurą słowną, lecz opiera się na doświadczeniu, które Nietzsche przeżył w wieku piętnastu lat w Pforta. Opisuje je w swojej książce siostra Nietzschego, Elizabeth Foerster-Nietzsche. Gdy wędrował nocą po ponurym lesie, przeraził go „mrożący krew w żyłach krzyk z sąsiedniego zakładu dla obłąkanych”, a wkrótce potem stanął twarzą w twarz z myśliwym o „dzikich i niesamowitych rysach”. Przystawiając gwizdek do ust „w dolinie otoczonej dzikimi zaroślami”, myśliwy „zadął tak przeraźliwie”, że Nietzsche stracił przytomność – ale obudził się ponownie w Pforta. To był koszmar. Znamienne, że we śnie Nietzsche, który w rzeczywistości zamierzał udać się do Eisleben, miasta Lutra, omawiał z myśliwym kwestię udania się do „Teutschenthal” (Doliny Niemców). Nikt, kto ma uszy, nie może nie zrozumieć przeraźliwego gwizdania boga burzy w nocnym lesie.
Czy tylko filolog klasyczny w Nietzschem doprowadził do tego, że bóg został nazwany Dionizosem zamiast Wotanem – czy też może stało się to za sprawą jego fatalnego spotkania z Wagnerem?
Bruno Goetz w swoim dziele „REICH OHNE RAUM”(6), które ukazało się po raz pierwszy
w 1919 roku, widział tajemnicę nadchodzących wydarzeń w Niemczech w postaci bardzo dziwnego widzenia. Nigdy nie zapomniałem tej małej książeczki, ponieważ uderzyła mnie ona w tamtym czasie jako prognoza niemieckiej pogody. Przewiduje ona konflikt między sferą idei i życia, między podwójną naturą Wotana jako boga burzy i boga tajemnych rozmyślań. Wotan zniknął, gdy runęły jego dęby, a pojawił się ponownie, gdy chrześcijański Bóg okazał się zbyt słaby, by uchronić chrześcijaństwo przed bratobójczą rzezią. Kiedy Ojciec Święty w Rzymie mógł tylko bezsilnie lamentować przed Bogiem nad losem grex segregatus(7), jednooki stary myśliwy, na skraju niemieckiego lasu, roześmiał się i osiodłał Sleipnira.
Zawsze jesteśmy przekonani, że współczesny świat jest światem rozsądnym, opierając naszą opinię na czynnikach ekonomicznych, politycznych i psychologicznych. Jeśli jednak zapomnimy na chwilę, że żyjemy w roku Pańskim 1936, i odłożymy na bok nasz zdroworozsądkowy, aż nazbyt ludzki rozsądek, zamiast człowieka obarczymy Boga lub bogów odpowiedzialnością za współczesne wydarzenia, odnajdziemy Wotana całkiem odpowiedniego jako przyczynową hipotezę. W rzeczywistości, zaryzykuję heretycką sugestię, że niezgłębiona głębia charakteru Wotana wyjaśnia lepiej narodowy socjalizm niż wszystkie trzy rozsądne czynniki razem wzięte. Nie ma wątpliwości, że każdy z tych czynników wyjaśnia ważny aspekt tego, co dzieje się w Niemczech, ale Wotan wyjaśnia jeszcze więcej. Jest on szczególnie pouczający w odniesieniu do ogólnego zjawiska, które jest tak dziwne dla każdego, kto nie jest Niemcem, że pozostaje niezrozumiałe nawet po najgłębszej refleksji.
Być może to ogólne zjawisko można podsumować jako Ergriffenheit – stan bycia zawładniętym lub opętanym. Termin ten postuluje nie tylko Ergriffener (tego, który jest zawładnięty), ale także Ergreifer (tego, który zawładnął). Wotan jest Ergreiferem ludzi i, o ile nie chce się deifikować Hitlera – co rzeczywiście miało miejsce – jest on naprawdę jedynym wyjaśnieniem. To prawda, że Wotan dzieli tę cechę ze swoim kuzynem Dionizosem, ale wydaje się, że Dionizos wywierał swój wpływ głównie na kobiety. Menady były gatunkiem kobiet-szturmowców i, według mitycznych przekazów, były wystarczająco niebezpieczne. Wotan ograniczył się do berserkerów, którzy znaleźli swoje powołanie jako Czarne Koszule mitycznych królów.
Umysł, który jest jeszcze dziecinny, uważa bogów za metafizyczne byty istniejące same w sobie, albo też uważa ich za zabawne lub zabobonne wymysły. Z obu tych punktów widzenia paralela między Wotanem ożywionym na nowo a burzą społeczną, polityczną i psychiczną, która wstrząsa Niemcami, może mieć przynajmniej wartość przypowieści. Ale ponieważ bogowie są bez wątpienia personifikacjami sił psychicznych, twierdzenie o ich metafizycznym istnieniu jest tak samo intelektualnym domniemaniem, jak opinia, że mogliby oni być kiedykolwiek wymyśleni. Nie żeby „siły psychiczne” miały cokolwiek wspólnego ze świadomym umysłem, tak jak my bawimy się ideą, że świadomość i psyche są tożsame. Jest to tylko kolejny kawałek intelektualnego domniemania. „Siły psychiczne” mają o wiele więcej wspólnego ze sferą nieświadomości. Nasza mania racjonalnych wyjaśnień ma oczywiście swoje korzenie w naszym strachu przed metafizyką, ponieważ te dwie dziedziny były zawsze wrogimi sobie braćmi. Dlatego też wszystko, co nieoczekiwane, co zbliża się do nas z ciemnej sfery, jest uważane albo za pochodzące z zewnątrz, a zatem prawdziwe, albo za halucynację, a zatem nieprawdziwe. Pomysł, że cokolwiek może być realne i prawdziwe, ale nie pochodzi z zewnątrz, ledwo zaczął świtać współczesnemu człowiekowi.
Dla lepszego zrozumienia i dla uniknięcia uprzedzeń moglibyśmy oczywiście zrezygnować z nazwy „Wotan” i mówić zamiast tego o furor teutonicus. Ale mówilibyśmy tylko to samo i nie tak dobrze, ponieważ furor w tym przypadku jest tylko psychologizacją Wotana i nie mówi nam nic więcej niż to, że Niemcy są w stanie „furii”. Tracimy w ten sposób z oczu najbardziej osobliwą cechę tego całego zjawiska, a mianowicie dramatyczny aspekt Ergreifera i Ergriffenera. Imponujące w niemieckim fenomenie jest to, że jeden człowiek, który w sposób oczywisty jest „opętany”, zaraził cały naród do tego stopnia, że wszystko zostało wprawione w ruch i zaczęło toczyć się ku zatraceniu.
Wydaje mi się, że Wotan jako hipoteza trafia w dziesiątkę. Najwyraźniej rzeczywiście spał tylko na górze Kyffhauser, dopóki nie wezwały go kruki i nie obwieściły nadejścia dnia. Jest on podstawowym atrybutem niemieckiej psychiki, irracjonalnym czynnikiem psychicznym, który działa na wysokie ciśnienie cywilizacji jak cyklon i rozwiewa je. Czciciele Wotana, mimo swego dziwactwa, zdawali się oceniać rzeczy trafniej niż czciciele rozumu. Najwyraźniej wszyscy zapomnieli, że Wotan jest germańskim datum pierwszej wagi, najprawdziwszym wyrazem i niedoścignionym uosobieniem podstawowej cechy, która jest szczególnie charakterystyczna dla Niemców. Houston Stewart Chamberlain jest symptomem, który wzbudza podejrzenie, że gdzie indziej mogą spać inni zawoalowani bogowie. Nacisk na rasę germańską – potocznie zwaną „aryjską” – germańskie dziedzictwo, krew i ziemia, pieśni Wagalaweia, jazda Walkirii, Jezus jako blondwłosy i niebieskooki bohater, grecka matka św. Pawła, diabeł jako międzynarodowy Alberyk(8) w żydowskim lub masońskim przebraniu, nordycka zorza polarna jako światło cywilizacji, podrzędne rasy śródziemnomorskie – wszystko to jest niezbędną scenerią dla rozgrywającego się dramatu i w gruncie rzeczy oznacza to samo: bóg objął w posiadanie Niemców, a ich dom wypełnia „potężny, pędzący wiatr”. ” Niedługo po przejęciu władzy przez Hitlera, o ile się nie mylę, w PUNCH-u ukazał się komiks przedstawiający oszalałego berserkera wyrywającego się z więzów. Huragan rozpętał się w Niemczech, podczas gdy my wciąż wierzymy, że jest piękna pogoda.
W Szwajcarii panuje względny spokój, choć od czasu do czasu z północy lub południa wieje wiatr. Czasem ma on nieco złowieszczy wydźwięk, czasem szepcze tak nieszkodliwie lub wręcz idealistycznie, że nikt się nie niepokoi. „Nie wywołuj wilka z laasu” – z tą przysłowiową mądrością udaje nam się całkiem nieźle dogadać. Mówi się czasem, że Szwajcarzy mają wyjątkową awersję do robienia sobie problemów. Muszę odeprzeć ten zarzut: Szwajcarzy mają swoje problemy, ale za nic w świecie nie przyznają się do tego, mimo że widzą, w którą stronę wieje wiatr. Oddajemy więc hołd czasowi burzy i naporu w Niemczech, ale nigdy o tym nie wspominamy, a to pozwala nam czuć się znacznie lepiej.
To przede wszystkim Niemcy mają okazję, być może jedyną w historii, spojrzeć we własne serca i dowiedzieć się, czym były te niebezpieczeństwa duszy, od których chrześcijaństwo próbowało ratować ludzkość. Niemcy są krajem duchowych katastrof, gdzie natura nigdy nie stwarza więcej niż pozory rozejmu z rządzącym światem rozumem. Zakłócającym pokój jest wiatr, który wieje na Europę z bezmiaru Azji, omiata ją szerokim frontem od Tracji po Bałtyk, rozrzucając przed sobą narody jak suche liście, lub inspiruje myśli, które wstrząsają światem do fundamentów. To żywiołowy Dionizos wdzierający się w porządek apolliński. Rozpętujący tę burzę nosi imię Wotan i możemy się o nim wiele dowiedzieć z politycznego zamętu i duchowych wstrząsów, jakie spowodował w całej historii. Aby jednak dokładniej zbadać jego charakter, musimy cofnąć się do epoki mitów, które nie wyjaśniały wszystkiego w kategoriach człowieka i jego ograniczonych możliwości, lecz szukały głębszej przyczyny w psychice i jej autonomicznych mocach. Najwcześniejsze intuicje człowieka uosabiały te moce jako bogów i opisywały je w mitach z wielką starannością i szczegółowością, zgodnie z ich różnymi charakterami. Było to tym łatwiejsze, że istniały utrwalone pierwotne typy lub wyobrażenia, które są wrodzone w nieświadomości wielu ras i wywierają na nie bezpośredni wpływ. Ponieważ zachowanie danej rasy nabiera specyficznego charakteru na podstawie jej podstawowych obrazów, możemy mówić o archetypie „Wotana”. Jako autonomiczny czynnik psychiczny, Wotan wywołuje skutki w życiu zbiorowym ludu i w ten sposób ujawnia swoją własną naturę. Wotan posiada bowiem własną, swoistą biologię, całkiem niezależnie od natury człowieka. Tylko od czasu do czasu jednostki ulegają nieodpartemu wpływowi tego nieświadomego czynnika. Gdy jest on uciszony, człowiek nie jest bardziej świadomy archetypu Wotana niż utajonej epilepsji. Czy dorośli Niemcy w 1914 roku mogli przewidzieć, kim będą dzisiaj? Takie niesamowite przemiany są efektem działania boga wiatru, który „wieje, gdzie chce, i słyszysz jego szum, ale nie możesz powiedzieć, skąd przychodzi i dokąd zmierza”. Porywa on wszystko na swej drodze i obala wszystko, co nie jest mocno zakorzenione. Kiedy wieje wiatr, wstrząsa wszystkim, co jest niepewne, czy to na zewnątrz, czy wewnątrz.
Martin Ninck opublikował ostatnio monografię(9), która jest bardzo pożądanym dodatkiem do naszej wiedzy o naturze Wotana. Czytelnik nie musi się obawiać, że książka ta jest jedynie naukowym studium, napisanym z akademickim dystansem do tematu. Z pewnością prawo do naukowego obiektywizmu jest w pełni zachowane, a materiał został zebrany z niezwykłą dokładnością i przedstawiony w niezwykle przejrzystej formie. Ale ponad tym wszystkim czuje się, że autor jest tym żywotnie zainteresowany, że akord Wotana wibruje także w nim. Nie jest to zarzut – wręcz przeciwnie, jest to jedna z głównych zalet książki, która bez tego entuzjazmu mogłaby łatwo przerodzić się w nużący katalog. Ninck szkicuje naprawdę wspaniały portret niemieckiego archetypu Wotana. Opisuje go w dziesięciu rozdziałach, korzystając ze wszystkich dostępnych źródeł, jako berserkera, boga burzy, wędrowca, wojownika, boga Wunscha i Minne, pana umarłych i Einherjarów, mistrza wiedzy tajemnej, maga i boga poetów. Ani Walkirie, ani Fylgja nie zostały zapomniane, ponieważ stanowią one część mitologicznego tła i fatalnego znaczenia Wotana. Szczególnie pouczające są dociekania Nincka na temat imienia i jego pochodzenia. Pokazuje on, że Wotan to nie tylko bóg gniewu i szału, który uosabia instynktowny i emocjonalny aspekt nieświadomości. Przejawia się w nim również jej intuicyjna i inspirująca strona, gdyż rozumie on runy i potrafi interpretować przeznaczenie.
Rzymianie utożsamiali Wotana z Merkurym, ale jego postać nie odpowiada właściwie żadnemu rzymskiemu czy greckiemu bogu, choć są pewne podobieństwa. Jest on wędrowcem jak Merkury, rządzi zmarłymi jak Pluton i Kronos, a z Dionizosem łączy go emocjonalny szał, szczególnie w jego mantycznym(10) aspekcie. Zaskakujące jest, że Ninck nie wspomina o Hermesie, bogu objawienia, który jako pneuma i nous związany jest z wiatrem. Byłby on łącznikiem z chrześcijańską pneumą i cudem Pięćdziesiątnicy. Jako Poimandres (pasterz ludzi), Hermes jest Ergreiferem, jak Wotan. Ninck słusznie zauważa, że Dionizos i inni bogowie greccy zawsze pozostawali pod najwyższym zwierzchnictwem Zeusa, co wskazuje na zasadniczą różnicę między temperamentem greckim i germańskim. Ninck zakłada wewnętrzne pokrewieństwo między Wotanem a Kronosem, a klęska tego ostatniego może być znakiem, że typ Wotana został kiedyś pokonany i rozbity w czasach prehistorycznych. W każdym razie, germański bóg reprezentuje totalność na bardzo prymitywnym poziomie, stan psychologiczny, w którym wola człowieka była prawie identyczna z wolą boga i całkowicie zdana na jego łaskę. Ale Grecy mieli bogów, którzy pomagali człowiekowi przeciwko innym bogom; w rzeczy samej, sam Wszechojciec Zeus nie jest daleki od ideału dobrotliwego, oświeconego despoty.
Wotan nie miał w swojej naturze długiego życia i oznak starości. Po prostu zniknął, gdy czasy obróciły się przeciwko niemu, i przez ponad tysiąc lat pozostawał niewidzialny, działając anonimowo i pośrednio. Archetypy są jak koryta rzek, które wysychają, gdy woda je opuszcza, ale które w każdej chwili może ponownie odnaleźć. Archetyp jest jak stary ciek wodny, wzdłuż którego woda życia płynie od wieków, drążąc dla siebie głębokie koryto. Im dłużej płynie w tym kanale, tym bardziej prawdopodobne jest, że prędzej czy później woda powróci do swojego starego koryta. Życie jednostki jako członka społeczeństwa, a szczególnie jako części państwa, może być regulowane jak kanał, lecz życie narodów jest wielką rwącą rzeką, która jest całkowicie poza kontrolą ludzką, w rękach Tego, który zawsze był silniejszy od ludzi. Liga Narodów, która miała posiadać ponadnarodową władzę, jest przez jednych uważana za dziecko wymagające opieki i ochrony, przez innych – abortowania. W ten sposób życie narodów toczy się bez kontroli, bez przewodnictwa, nieświadome tego, dokąd zmierza, jak skała rozbijająca się o zbocze wzgórza, dopóki nie zostanie zatrzymana przez przeszkodę silniejszą od siebie. Wydarzenia polityczne przechodzą z jednego impasu w drugi, jak potok uwięziony w wąwozach, potokach i bagnach. Wszelka ludzka kontrola kończy się, gdy jednostka zostaje wciągnięta w masowy ruch. Wtedy zaczynają funkcjonować archetypy, jak to się dzieje również w życiu jednostek, gdy stają w obliczu sytuacji, z którymi nie można sobie poradzić w żaden znany sposób. To, co tak zwany Fuhrer robi z ruchem masowym, można wyraźnie zobaczyć, jeśli zwrócimy wzrok na północ lub południe naszego kraju.
Archetyp władcy nie pozostaje wiecznie ten sam, co widać po ograniczeniach czasowych, jakie zostały nałożone na oczekiwane panowanie pokoju, „tysiącletnią Rzeszę”. Śródziemnomorski archetyp sprawiedliwego, miłującego porządek, dobrotliwego władcy został rozbity w całej północnej Europie, o czym świadczą obecne losy Kościołów chrześcijańskich. Faszyzm we Włoszech i wojna domowa w Hiszpanii pokazują, że również na południu kataklizm okazał się o wiele większy, niż można się było spodziewać. Nawet Kościół katolicki nie może już sobie pozwolić na próby sił.
Nacjonalistyczny Bóg zaatakował chrześcijaństwo na wszystkich frontach. W Rosji nazywa się go techniką i nauką, we Włoszech – Duce, a w Niemczech – „niemiecką wiarą”, „niemieckim chrześcijaństwem” lub państwem. „Niemieccy chrześcijanie” są sprzecznością samą w sobie i lepiej by zrobili, gdyby przyłączyli się do „Ruchu Wiary Niemieckiej” Hauera. Są to porządni i mający dobre intencje ludzie, którzy szczerze przyznają się do swojego Ergriffenheit i próbują pogodzić się z tym nowym i niezaprzeczalnym faktem. Zadają sobie wiele trudu, aby uczynić ten fakt mniej niepokojącym, ubierając go w pojednawcze historyczne szaty i dając nam pocieszające spojrzenia na wielkie postacie, takie jak Mistrz Eckhart, który również był Niemcem i również był Ergriffen. W ten sposób omija się kłopotliwe pytanie, kim jest Ergreifer. On zawsze był „Bogiem”. Ale im bardziej Hauer ogranicza światową sferę kultury indoeuropejskiej do „nordyckiej” w ogóle, a do Eddy w szczególności, i im bardziej „niemiecka” staje się ta wiara jako przejaw Ergriffenheit, tym boleśniej widać, że „niemiecki” Bóg jest Bogiem Niemców.
Nie można czytać książki Hauera(11) bez wzruszenia, jeśli się ją traktuje jako tragiczny i prawdziwie heroiczny wysiłek sumiennego uczonego, który, nie wiedząc, jak to się stało, został gwałtownie wezwany przez niesłyszalny głos Ergreifera i teraz stara się ze wszystkich sił, z całą swoją wiedzą i umiejętnością zbudować most między ciemnymi siłami życia a jaśniejącym światem idei historycznych. Ale cóż znaczą dla dzisiejszego człowieka wszystkie piękności przeszłości z zupełnie innych poziomów kultury, w konfrontacji z żywym i niezgłębionym bogiem plemiennym, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył? Zostały one wessane jak suche liście
w szumiący wir, a rytmiczne aliteracje Eddy zmieszały się nierozerwalnie z chrześcijańskimi tekstami mistycznymi, niemiecką poezją i mądrością Upaniszadów. Hauer sam jest poruszony głębią znaczenia pierwotnych słów leżących u podstaw języków germańskich, do tego stopnia, że z pewnością nie znał ich wcześniej. Nie można za to winić indologa Hauera, ani też Eddy; jest to raczej wina kairosa – chwili obecnej w czasie – którego imię przy bliższym poznaniu okazuje się być Wotanem. Radziłbym więc Niemieckiemu Ruchowi Wiary, aby odrzucił swoje skrupuły. Inteligentni ludzie nie pomylą ich z prymitywnymi czcicielami Wotana, których wiara jest tylko pozorem. Są ludzie w Niemieckim Ruchu Wiary, którzy są wystarczająco inteligentni, aby nie tylko wierzyć, ale i wiedzieć, że bogiem Niemców jest Wotan, a nie Bóg chrześcijański. Jest to tragiczne doświadczenie i nie jest to żaden wstyd. Zawsze było straszne wpaść w ręce żywego boga. Jahwe nie był wyjątkiem od tej reguły, a Filistyni, Edomici, Amoryci i reszta, którzy byli poza doświadczeniem Jahwe, musieli z pewnością uznać je za bardzo nieprzyjemne. Semickie doświadczenie Boga było przez długi czas niezwykle bolesną sprawą dla całego chrześcijaństwa. My, którzy stoimy na zewnątrz, osądzamy Niemców o wiele zbyt surowo, jak gdyby byli oni odpowiedzialnymi agentami, lecz być może bliższe prawdy byłoby uważanie ich również za ofiary.
Jeśli konsekwentnie zastosujemy ten, co prawda osobliwy, punkt widzenia, dojdziemy do wniosku, że Wotan musi z czasem ujawnić nie tylko niespokojną, gwałtowną i burzliwą stronę swego charakteru, ale także swoje ekstatyczne i maniakalne cechy – zupełnie inny aspekt swej natury. Jeśli ten wniosek jest słuszny, narodowy socjalizm nie będzie ostatnim słowem. W tle muszą być ukryte rzeczy, których obecnie nie możemy sobie wyobrazić, ale możemy się spodziewać, że pojawią się w ciągu następnych kilku lat lub dziesięcioleci. Ponowne przebudzenie Wotana jest cofnięciem się w przeszłość; strumień został spiętrzony i przedarł się do swojego starego koryta. Ale przeszkoda nie będzie trwała wiecznie, to raczej reculer pour mieux sauter(12), a woda pokona przeszkodę. Wtedy wreszcie będziemy wiedzieli, co mówi Wotan, gdy „mamrocze z głową Mimira”.
Syny Mimira powstają, a śmierć
Oznajmia stary Gjallarhorn;
Głośno dmie Heimdall, róg wznosi wysoko,
Wotan mamrocze z głową Mimira.
Drży jesion Yggdrasil, wyniosły,
Jęczy stare drzewo, a Olbrzym idzie na wolność;
Przerażeni czekają wszyscy w krainie Heli
Aż Surta brat świat pochłonie.
Jak jest z bogami? Jak jest z elfami?
Wrzawa w Jötunheimie, Asowie na tingu;
Stękają karły u kamiennych drzwi,
Skalnych ścian mędrcy: wiecież teraz, czy nie?
Szczeka Garm głośno przed Gnipa jamą,
Okowy pękają, Fenrir-wilk wolny pędzi;
Wiele wiem, przyszłość widzę,
Bogów przeznaczenie, zwycięzców upadek.
Hrym jedzie od wschodu, tarczę dzierży
Wije się wąż świata, straszny w swej wściekłości,
Bije morskie bałwany, a orzeł skrzeczy
Szarpiąc zwłoki; Naglfar nadpływa.
Statek sunie od wschodu, lud Muspellu płynie
morskim szlakiem, a Loki jest u steru;
Ciągną Olbrzymy, wszyscy razem z Wilkiem,
Byleipta brat im towarzyszy.(13)
Carl Gustav Jung, WOTAN, Neue Schweizer Rundschau, 1936
Ilustracja: Franz von Stuck, Die Wilde Jagd, 1899 [Wotan na czele Dzikiego Gonu]
Tłumaczenie: Konrad Jarosławski
Przypisy tłumacza:
(1) Autor ma na myśli zapewne włoską inwazję na Etiopię w 1935 roku
(2) Mowa oczywiście o volkistowskim ruchu Wandervogel (Wędrowny ptak)
(3) łac. „wiecznego chłopca”, w typologii psychoanalitycznej Junga typ nierozwiniętej osobowości męskiej
(4) Fragmenty za: Tako rzecze Zaratustra: książka dla wszystkich i dla nikogo, tłum. Wacław Berent
(5) Fragmenty wierszy F. Nietzschego Dem unbekannten Gott, An den Mistral i Klage der Ariadne w tłum. K. Jarosławskiego
(6) niem. „Królestwo bez przestrzeni”
(7) łac. „podzielonego stadka”
(8) Jeden z Nibelungów, złośliwy karzeł z tetralogii Wagnera
(9) Martin Ninck, Wodan Und Germanischer Schicksalsglaube ( 1935)
(10) Dywinacyjnym, wróżbiarskim
(11) Jakob Wilhelm Hauer, Deutsche Gottschau (1935)
(12) fr. „rozbieg przed skokiem”
(13) Ustępy 46-52 z Eddy Poetyckiej w tłumaczeniu Apolonii Załuskiej-Stromberg