Słoń&Mikser – Demonologia (2010)

Chociaż zasadniczo trzymam się daleko od wszelkiej maści hip hopu/rapu, to przypadkowym trafieniu na jeden kawałków z tej płyty postanowiłem bliżej się z nią zapoznać. Piszę o samej płycie, bo nie chcę zapoznawać się z żadnymi kontekstami ani stylistyką jej wykonawców.

Mówię o utworze „Czarne Słońce”, który poza tytułem zaintrygował mnie swoją treścią, epatującą tekstami o dżihadzie, różnych terroryzmach, swoistym militaryzmie, co składa się na pewien „antysystemowy” przekaz. Jak się okazuje, cały album wręcz ocieka podobnymi klimatami. Święta wojna, koniec świata, okropności wojny, ludzka marność i nędza, nekrofilia – od słuchania takich treści, w dodatku przesyconych mocnymi wulgaryzmami, prawowiernemu konserwatyście włos staje dęba, przewracają się flaki i zaczyna bać się o czystość swego serca i umysłu. Ale w gruncie rzeczy taka dawka psychodelii stanowi osobliwą odtrutkę na otaczającą nas przesłodzoną rzeczywistość. Warto pamiętać, że jeszcze gdzieś na tym świecie kryją się podobne okropności, na które prawa człowieka, polityka miłości, równość społeczna etc. nie mogą podać żadnej recepty. Jest w tym coś podgryzającego wszechobecną perfumerię. To wszystko przeminie, brudne instynkty przetrawią lakier dobrego myślenia, a świat nie będzie lepszy.

Oczywiście, prócz tych przewrotnych perełek na płycie są zawarte typowe rapowe tematy, dotyczące „prawdziwego życia”, rozkmin o życiowej niesprawiedliwości, jest wyśmianie tych wszystkich zakłamanych krępujących nas konwencji. Jest to zresztą tzw. psycho-rap, z założenia epatujący różnymi dziwactwami. Pod względem muzycznym album nie jest żadnym nadzwyczajnym dziełem, słyszymy rytm regulowany bitami, jakieś nastrojowe sample – krzyki, śmiechy, śpiewy, przetworzone mowy. Część podkładów jest oczywiście klimatyczna, instrumentalna i melodyczna, jakby ilustrująca recytowane teksty.

Bardzo podoba mi się całość tego obrazu, nasyconego motywami mistycznymi, świńskimi i wojowniczymi, ostatecznie pobudzającymi do refleksji. To cyniczne pomieszanie wszelkich brudów pomaga przy utrzymaniu w życiu mizantropicznej, pesymistycznej, radykalnie antyśfjatowej postawy. Uwagę zwracają akcenty pro-islamskie, wręcz dżihadystyczne – ciekawe, czy autorzy są muzułmanami? Mimo wątpliwych, m.in. antyklerykalnych fragmentów, pewne elementy przekazu płyty zasługują na podziw. Powstaje jednak pytanie, na ile jest on autentyczny, czy to nie tylko artystyczna prowokacja, buntownicza stylizacja wykonawców.

Jako człowiek kompletnie nie związany z tym stylem/sceną, proponuję słuchać tego nie z powodu jakichś – rzekomych – walorów („lirycznych”, muzycznych), ale jako ciekawostkę gdzieś z pogranicza kulturowego mainstreamu, „wystawę okropieństw” dla nihilistycznych obieżyświatów.

(T.W.)

Leave a Reply