Leszek Sykulski dla Xportalu: "Geopolityka to nie to samo co ideologia, czy doktryna"

W swojej książce Ku Nowej Europie: perspektywa związku Unii Europejskiej i Rosji. Spojrzenie geopolityczne z Polski (Częstochowa, 2011) umieszcza Pan Wielką Brytanię i Irlandię poza projektowanym przez Pana Blokiem Kontynentalnym, w późniejszych swoich wypowiedziach włącza je Pan jednak do tej konstrukcji. Co zmieniło się w Pańskiej ocenie znaczenia geopolitycznego Wielkiej Brytanii? Pod jakimi warunkami brytyjski ośrodek siły mógłby stać się konstruktywnym podmiotem Unii Europejskiej, Wielkiej Europy, Bloku Kontynentalnego?

– Nie zmieniło się nic. Koncepcja geopolityczna to nie to samo co ideologia, czy doktryna. W pracach wydawanych przez Instytut Geopolityki prezentujemy różne wersje klasycznych teorii, a także ich współczesne modyfikacje. Staramy się pokazać całe spectrum myślenia geopolitycznego. Londyn stoi w geopolitycznym rozkroku. Jest częścią UE, ale przy tym integralną częścią Anglosfery i jednym z dwóch głównych motorów napędowych Pax Atlantica.

Istotą koncepcji Bloku Kontynentalnego jest włączenie doń najważniejszych obszarów geopolitycznych – kluczowych sworzni. Przede wszystkim to połączenie rdzenia kontynentu eurazjatyckiego, określonego przez Halforda Mackindera w 1904 r. mianem Pivot Area (obszar osiowy, sworzeń kontynentalny), a w późniejszych pracach (z 1919 i 1943 r.) mianem Heartlandu, ze strefą brzegową – Rimlandem (pojęcie wprowadzone przez Nicholasa Spykmana w 1944 r.). Wielka Brytania może, ale nie musi być w BK, ponieważ nie stanowi kluczowego elementu Rimlandu. W sensie geostrategicznym może być skutecznie zrównoważona przez bazy na Grenlandii i w Islandii, przy zastrzeżeniu, że Gibraltar powróci pod kontrolę Hiszpanii oraz przez dominację BK w Arktyce.

Wątpliwości rodzą się też w odniesieniu do południowych granic proponowanych przez Pana konstelacji geopolitycznych: do Bloku Kontynentalnego niekiedy zalicza Pan Iran, zaś nie ujmuje w nim bliskowschodnich państw arabskich, innym jeszcze razem włącza Pan do niego tylko te państwa bliskowschodnie które mają dostęp do Morza Śródziemnego. Podobne pytanie można by postawić o granicę południową Związku Europy – czy w jego skład nie powinien Pańskim zdaniem wchodzić również Kazachstan, silnie związany z kulturą europejską i mający być członkiem-założycielem Unii Eurazjatyckiej? Co z państwami zakaukaskimi – Gruzją, Abchazją, Osetią Południową, Armenią, Azerbejdżanem, Górnym Karabachem? Co z Kirgistanem i Tadżykistanem? Czy Pańskim zdaniem powinno się dla nich znaleźć miejsce w Związku Europy lub Bloku Kontynentalnym?

– Koncepcje geopolityczne muszą odpowiadać koniunkturom geopolitycznym. Nie możliwe jest stworzenie sztywnej teorii, której wszystkie założenia zawsze będą aktualne. Geopolityka to nie matematyka. Stąd tak ważne jest pokazanie różnych wariacji danej koncepcji. Teoria Mackindera zmieniała się aż trzykrotnie za życia jej twórcy, co w niczym jej nie uchybia. Dlatego też w materiałach IG znajdzie Pan szkice geopolityczne z różnym przebiegiem granic obrzeży Bloku Kontynentalnego. Warto tu podkreślić, że BK to przecież nie idea stworzenia jednego państwa, tylko pankontynentalnego strategicznego sojuszu. Dziś to Kazachstan, a nie np. Rosja stanowi centrum myśli eurazjatyckiej. I choćby tylko z tego względu powinien się znaleźć w ramach BK. Są jednak o wiele ważniejsze przesłanki ku temu.

Zajmując się geopolityką, nie zaś geografią polityczną, czy politologią, wolę mówić o stałych odniesieniach geograficznych, nie zaś o państwach, których granice, jak wszyscy wiemy, są płynne, nie mówiąc już o zmieniających się elitach politycznych. Jeśli chodzi o Azję Środkową, to kluczowym elementem, zwornikiem obszaru bezodpływowego jest Nizina Turańska, która w całości musi zostać włączona do BK, jeśli ta koncepcja ma w ogóle przyjąć realne plany. Obszar bezodpływowy Eurazji to jeden z jej najważniejszych elementów  geopolitycznych.

Pomijając rozważania dotyczące systemów politycznych, tylko koncentrując się na czynnikach historyczno-przestrzennych, trzeba stwierdzić, że ośrodek siły kontrolujący np. Wyżynę Irańską nie może być samodzielnym graczem w tej części świata, tylko stanowić element regionalnego systemu sojuszy. W innym razie zagroziłoby to stabilności regionu.


Jeszcze jedno pytanie dotyczące Bloku Kontynentalnego: w swoim najnowszym artykule O potrzebie rządu światowego. Od Wielkiej Europy do Unii Globalnej jako na jeden z filarów Bloku Kontynentalnego wskazuje Pan na Izrael, postulując również utworzenie osi geopolitycznej Warszawa-Tel Awiw. Jak Pańskim zdaniem uda się pogodzić tak silne poparcie dla Izraela z koniecznym ułożeniem przyjaznych stosunków pomiędzy Europą a państwami arabskimi, wobec których Izrael jest agresorem? O ile też korzyści z powstania osi Warszawa-Tel Awiw dla strony izraelskiej wydają się oczywiste, to jakie Pańskim zdaniem wyciągnęłaby z nich korzyści strona polska?

W Polsce poziom fobii antyżydowskiej jest porównywalny tylko z rusofobią. Moim zdaniem, i jedną i drugą należy dekonstruować. Od wielu lat obserwujemy zacieśnianie się relacji gospodarczych Izraela z Unią Europejską. Olbrzymim krokiem naprzód jest ogłoszony w lutym tego roku wynik przetargu na zakup przez Izrael samolotów szkolnych, który wygrał włoski koncern Alenia Aermacchi, produkujący samoloty M-346 (notabene proponowane także polskim Siłom Powietrznym). Za 30 sztuk Izrael zapłaci ok. 1 mld USD, po raz pierwszy kupując sprzęt lotniczy nie wyprodukowany ani u siebie, ani w USA. Perspektywa dalszej, głębokiej współpracy gospodarczej rysuje się dobrze. Państwo żydowskie uzyskało dostęp do złóż gazu ziemnego na Morzu Śródziemnym, w eksploatacji których zapewne pomagać będą firmy europejskie (najpewniej włoskie). Izrael stanie się zatem jednym z dostawców gazu do Europy.

Odejdźmy na chwilę od geopolityki i spójrzmy chłodnym okiem na aksjologię, a konkretnie wartości żydowskie, ich znaczenie i „użyteczność” w budowie Nowej Europy. Zwróćmy uwagę na ortodoksję żydowską i żydowski mistycyzm. Zobaczy w nich silne podkreślanie znaczenia ludzkiej aktywności (humanizm aktywny), pragmatyzmu, imperatywu doskonalenia świata, wreszcie pochwałę polityki realnej, nastawionej na osiągnięcie konkretnego celu, nie zaś polityki intencjonalnej, czy afektywnej. Niezwykle ważnym elementem jest tam utylitaryzm i nastawienie na przyszłość, dalekosiężne spojrzenie naprzód, podparte etyką eschatologiczną. Proszę sięgnąć do starożytnych apokryfów, znajdzie Pan tam wiele koncepcji ponadprzeciętności, idei przezwyciężania człowieka, formowania nadczłowieka. Sięgając do mistyki hechalot z czasów średniowiecza może Pan zaobserwować szereg wątków mistyki kosmicznej. Notabene XIX-wieczny rosyjski kosmizm (np. Mikołaj Fiodorow) był przecież pośrednio inspirowany mistyką Merkawy. Wątki te silnie wpływają na logikę tworzenia, wartość kreacji. Z kolei w mistyce chasydzkiej może Pan znaleźć wiele wartościowych elementów solidaryzmu, aksjologii więzi. Poza tym Izrael to depozytariusz bardzo cennej tradycji ezoterycznej.

Z wyżej przedstawionych wyimków wartości żydowskich wynika silne ukierunkowanie na nowoczesność, na przezwyciężanie ludzkich słabości, nastawianie na rozwój świata, podkreślanie wartości siły (bardzo szeroko pojmowanej). Stąd, moim zdaniem, od narodu żydowskiego powinniśmy się wiele uczyć. A co do geopolityki, to Izrael jest częścią cywilizacji europejskiej i ważnym fundamentem Eurosfery w Eurazji w kontekście najbliższych dekad. Wartości będące fundamentem Unii Europejskiej są silnie związane z wartościami żydowskimi.

Europa powinna stać się mediatorem między światem arabskim a Państwem Izrael, które, podkreślam, jest częścią cywilizacji europejskiej. Ważnym elementem polityki Eurosfery, powinno być włącznie do UE Turcji, która jako z jednej strony świeckie państwo islamskie, a z drugiej lider wśród narodów tureckojęzycznych, stanowi pomost, bez którego Europa nie stanie się imperium pankontynentalnym.

Jedną z bardziej kontrowersyjnych Pańskich tez jest postulat włączenia Turcji do Unii Europejskiej. O ile znaczenie tureckiego ośrodka siły dla stabilizacji regionu śródziemnomorskiego a nawet Europy Centralnej nie ulega wątpliwości, i w związku z tym kluczowa rola jaką przypisuje mu Pan w układach takich jak Pentarchia, Nowe Międzymorze czy Blok Kontynentalny wydaje się geopolitycznie i geostrategicznie ugruntowana, o tyle trudniej już znaleźć argumenty na poparcie Pańskiej tezy o zasadności poparcia członkostwa Ankary w UE – różnice kulturowe, wyznaniowe, etniczne, historyczne dzielące Turcję od Europy nie są Pańskim zdaniem zbyt dużą przeszkodą? Jakie w takim wypadku widzi Pan rozwiązanie dla kwestii okupowanej przez Turcję części Cypru, czy dla kwestii rozlicznych incydentów turecko-greckich (np. wokół wyspy Imia w 1996 r.)?

Jeśli Unia Europejska ma się rozszerzać w znaczeniu geopolitycznym, tzn. być w stanie tworzyć pankontynentalne sojusze za lat 50-70, to dziś koniecznością jest dobre przygotowanie na otwarcie się na ludy tureckie. Po pierwsze to wstęp do koncepcji Związku Europy. Przy czym należy podkreślić, że widzę tę koncepcję szerzej, niż zaprezentował to prof. Siergiej Karaganow (UE + Rosja), określam ją jako strategiczny sojusz Unii Europejskiej i Unii Eurazjatyckiej (z Azją Środkową; UEA powinna przynajmniej kontrolować w sensie strategicznym Nizinę Turańską).

Wspomniał Pan o Tureckiej Republice Cypru Północnego, czy licznych konfliktach grecko-tureckich. Do dziś w Grecji żywe są obrazy Eugene’a Delacroix – „Rzeź na Chios” czy „Grecja ginąca na ruinach Missolungi”.  Tylko dokąd ta droga prowadzi? Próba budowania przyszłości Europy na wypominaniu narodowych krzywd to ślepy zaułek. To równie absurdalne, jak próby rozwijania stosunków handlowych między Polską a Rosją przez pryzmat ciągłego wypominania ofiar powstania listopadowego.

Istotą Unii Europejskiej, ewoluującej w kierunku Eurosfery powinien być właśnie szeroki proces integracyjny, obejmujący również odmienne tradycje i cywilizacje. Patrząc cały czas przez „okulary Huntingtona” i powtarzając za częścią amerykańskich teoretyków stosunków międzynarodowych o „zderzeniu cywilizacji” działamy na szkodę Europy jako niezależnego ośrodka siły, jednego z imperiów XXI wieku.

We wspomnianym już Pańskim artykule na temat rządu globalnego znaleźć można akapit poświęcony nastaniu Nowego Oświecenia. Co do samej istoty, trudno dopatrzeć się różnicy pomiędzy Pańską perspektywą odchodzenia od tożsamości etnicznych, religijnych, rasowych, kulturowych pod wpływem rozwoju technologii, komunikacji i działań rządu globalnego, a amerykańską demoliberalną globalizacją, w której popkultura, wzorce konsumpcyjne, kosmopolityczne i hedonistyczne, oraz oddziaływanie wielkiego kapitału i korporacji międzynarodowych, spływając do jednostek na całym świecie, przesączają się poprzez różnorodne wspólnoty naturalne do których jednostki te należą, korodując i rozpuszczając owe wspólnoty. Czy zatem powstanie rządu globalnego ma oznaczać ostateczne zwycięstwo Barberowskiego „McŚwiata”? Jak odnosi się Pan do koncepcji alterglobalistycznych, w którym globalny system polityczny jest hierarchicznym układem naturalnych i organicznych wspólnot (grup pierwotnych, wspólnot lokalnych, regionalnych, etnicznych, terytorialnych, wyznaniowych) dopełniających się na zasadzie pomocniczości – czy Pańskim zdaniem koncepcja tego rodzaju porządku jest koncepcją realistyczną?

– Należy rozróżnić trzy porządki formułowania koncepcji geopolitycznych. W znaczeniu przestrzennym, pierwszy to poziom państwowy (rzadziej narodowy), drugi to szczebel kontynentalny, a ostatnim jest spojrzenie planetarne. W aspekcie chronologicznym pierwszym stopniem będzie spojrzenie krótkookresowe, dobre do tworzenia prognoz w obrębie analiz systemów politycznych (do 5 lat). Kolejnym jest analiza średniookresowa (do 20 lat), wystarczająca do prognoz w ramach analizy środowiska bezpieczeństwa międzynarodowego, tworzenia strategii rozwoju itp. Ostatnim szczeblem są analizy wykraczające poza życie jednego pokolenia. Ich rozpiętość jest ściśle związana ze spojrzeniem przestrzennym (zasada współzależności czasu i przestrzeni).

Nie tylko grupy etniczne, ale także narody może Pan próbować nazwać „naturalnymi i organicznymi wspólnotami”, jednak z punktu widzenia historii świata są one efemerydą. Żyjemy w „międzyepoce”, okresie postnarodowym, czasie kształtowania się nowych relacji międzyludzkich. Fundamentem Nowego Oświecenia jest szeroko rozumiana filozofia transhumanizmu, filozofia przezwyciężenia ograniczeń człowieka za pomocną nowoczesnych technologii. To bezsprzecznie najsilniejszy dziś nurt myśli ludzkiej (co nie znaczy, że powszechnie najlepiej znany), który w drugiej połowie tego wieku zdominuje myślenie elit międzynarodowych.

Koncepcja, którą zaprezentowałem (Unia Globalna), opiera się oczywiście na procesach globalizacyjnych, ale przeciwstawia amerykańskiemu modelowi McŚwiata, porządkowi narzuconemu wg wzorów amerykańskich,  kilka alternatywnych modeli, przede wszystkim model przyszłej syntezy talassokracji i tellurokracji. Istotą tego modelu jest budowa kilku wiodących, równorzędnych imperiów (konfederacji). Porządek kontynentalny może być z powodzeniem realizowany w strukturze, którą nazywamy Związkiem Europy, Nową Europą, czy w szerszej koncepcji – Blokiem Kontynentalnym lub Eurosferą.

Jak odnosi się Pan do popularnych między innymi wśród powojennych europejskich neofaszystów koncepcji Eurafryki i czy Pańskim zdaniem „Południowy Heartland” powinien znaleźć się w polu geopolitycznym i geostrategicznym Wielkiej Europy? Jakie jest znaczenie geopolityczne „Południowego Heartlandu” i czym uzasadnia się ten termin?

– Politycy afirmujący faszyzm bardzo płytko rozumieją geopolitykę. A prawdę mówiąc, nie rozumieją jej w ogóle. Zawsze podkreślał to m.in. gen. prof. Karl Haushofer.

Obszar Maghrebu powinien zostać włączony do Eurosfery. Na niwie dyplomatycznej jest to obecnie rozwijane w ramach Unii dla Śródziemnomorza, powstałej z inicjatywy Francji. Niedawne geopolityczne „zblanszowanie” Północnej Afryki to wstęp do budowy nowych układów geopolitycznych w tej części świata. Nikt nie ma przecież wątpliwości, że to wstęp do poważnych, długofalowych i wielkoprzestrzennych procesów integracyjnych. Trudno wyobrazić sobie w pełni niezależne, autorytarne państwa, które dobrowolnie poddają się głębokiej integracji, przyjmując atrybuty suwerenności uczestniczącej.

Pojęcie Południowy Heartland wprowadził Halford Mackinder, jeden z ojców klasycznej geopolityki. Pełni on rolę zaplecza geopolitycznego dla Wyspy Świata. W geopolityce określamy to pojęciem hinterlandu.

Jednym z podmiotów projektowanej przez Pana Unii Globalnej miałaby być tzw. „unia północnoamerykańska”. Czy nie uważa Pan, że zbyt daleko idącym uproszczeniem jest objęcie jej granicami krajów takich jak Meksyk, Quebek, Kuba czy Floryda, które od dominującego w takim tworze elementu anglosaskiego dzieliłyby kluczowe i nieprzezwyciężalne sprzeczności historyczne, narodowe, religijne i językowe? Czy konstrukcja tego rodzaju jak „unia północnoamerykańska” nie legitymizowałaby jedynie zniewolenia i uciemiężenia romańskich narodów Ameryki przez imperializm jankeski i brytyjski? Co w takim przypadku z wyzyskiwanymi lub zepchniętymi przez ten imperializm na społeczny margines etnosami takimi jak Indianie i Murzyni, lub wspólnotami niepoddającymi się uniformizacji w społeczeństwie masowym jak Amisze lub Hutteryci?

– Geopolityka nie zajmuje się „zepchniętymi na społeczny margines etnosami”. Mniejszości etniczne  mogą być i wielokrotnie są oczywiście narzędziem w bieżącej grze politycznej, stanowią element „cynicznej gry interesów”, są jednym z oręży dyplomacji, ale nie stanowią czynnika decydującego o realnym układzie sił w układzie wielkoprzestrzennym i długookresowym, czyli tym, co jest istotą geopolityki. Naiwnością jest sądzić, że Amisze mogliby stać się równoprawnym, czy w ogóle jakimkolwiek partnerem dla dowolnego ośrodka siły.

Z odległej Ameryki wróćmy na ziemie polskie. Popiera Pan zintegrowanie Białorusi i większej części Ukrainy z Rosją. Tymczasem zarówno na Ukrainie, na Białorusi, jak i na Litwie mieszka znacząca liczebnie autochtoniczna ludność polska. W przypadku Białorusi jest ona wykorzystywana przez władze polskie w próbach destabilizacji sytuacji politycznej w tym kraju i wywołania tam demokratycznej rewolucji. Stanowisko to popiera wiele demoliberalnych organizacji politycznych, jak na przykład zrzeszający prostytutki „Femen”, Młodzież Wszechpolska, czy PiS. W kontekście popieranej między innymi przez wymienione podmioty polityki polskiej wobec tych trzech krajów i mieszkających tam Polaków, jak Pańskim zdaniem przedstawiają się perspektywy zachowania spoistości i dalszego trwania polskiej przestrzeni etnicznej i kulturowej na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej? Jaki kształt powinna przybrać polska etnopolityka wobec mieszkających tam Polaków?

– Białoruś jest już zintegrowana z Rosją (vide: Państwo Związkowe Rosji i Białorusi). Z punktu widzenia geopolityki nie możemy mówić tutaj o dwóch podmiotach geopolitycznych (ośrodkach siły), tylko jednym. W geopolityce istnieje koncepcja „marchii pogranicznych”, zaczerpnięta z historii wieków średnich i Białoruś jest modelowym przykładem tej konstrukcji. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że działania mające na celu destabilizację tego państwa nie są wymierzone we władzę w Mińsku, ale w Moskwie. Próba geopolitycznego upodmiotowienia Białorusi zawsze będzie wymierzona w Rosję. To elementarz geopolityki Europy Centralnej. Tak na marginesie, warto polecić czytelnikom prace prof. Gene Sharpa, protoplastę polit-technologii „kolorowych rewolucji”, a także dzieła  innych teoretyków z Instytutu Alberta Einsteina.

Co do Ukrainy, to popieram integrację nie części, ale całości tego państwa ze strukturami eurazjatyckimi. Jako przyjaciel Ukrainy i miłośnik kultury ukraińskiej (Prochaśkę, Izdryka czy Żadana chętnie czytam w oryginale, co nie zmienia mojego negatywnego stosunku do przejawów neonazizmu i gloryfikacji zbrodniarzy wojennych na Zachodniej Ukrainie), życzę naszemu sąsiadowi szybkiej integracji z powstającą Unią Eurazjatycką.

Polska etnopolityka, jak się Pan raczył wyrazić, to polityczny antykwariat, będący obecnie częścią tzw. polityki historycznej, gry na sentymentach i opieraniu polityki na geopolitycznych fatamorganach. Polityka ta w krótkim czasie ulegnie dekonstrukcji, podobnie jak polska świadomość historyczna (zmieni się stratyfikacja mitów historycznych w przekazie głównego nurtu). Próba politycznego powrotu na Kresy w obecnej koniunkturze oznaczałyby dla Polski kolejną, wielką katastrofę geopolityczną. Dziś największym wyzwaniem dla polskiej polityki zagranicznej jest  świadome włączenie się w kontynentalne procesy integracyjne, łącznie z utworzeniem nowego systemu bezpieczeństwa zbiorowego w Europie (w perspektywie nowego transatlantyckiego systemu bezpieczeństwa).

Dziękuję za rozmowę.

(rozmawiał Ronald Lasecki)

Leszek Sykulski – redaktor naczelny portalu geopolityka.net, prezes Instytutu Geopolityki w Częstochowie, sekretarz Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego (w latach 2008-2009 – prezes), red. naczelny rocznika „Przegląd Geopolityczny”.

14 komentarzy

Leave a Reply