Adam Danek: Demoliberalny bożek konstytucji

W ustroju demokratycznym konstytucja (pojmowana nowocześnie) wydaje się odgrywać rolę idola, bałwana, dokoła którego tańcują demoliberalni ideolodzy, publicyści i politycy. Sam dźwięk rzuconych publicznie słów „konstytucja”, „konstytucyjny”, „niekonstytucyjny”, „pozakonstytucyjny” wyciska z piersi demokratów nabożne westchnienia. Dzieje się tak, ponieważ ustrój liberalno-demokratyczny opiera się na założeniu, że jedynym powszechnie obwiązującym porządkiem norm, wiążącym dla wszystkich członków wspólnoty politycznej, pozostaje prawo stanowione (pozytywne) – a konstytucja to jego najwyższy akt. W sporach o najważniejsze dla społeczności sprawy demokrata nie ma możliwości uzasadnienia własnego stanowiska argumentami z prawa naturalnego, prawa objawionego czy z tradycji bez jednoczesnego przekreślenia swojego światopoglądu. Najwyższą instancją, do jakiej w zgodzie z nim może się on odwołać, jest konstytucja, ponad którą nie ma już nic (według założeń demoliberalizmu). Przepisy konstytucyjne są dlań ersatzem norm obiektywnych, jakich demokracja nie toleruje i z zasady odrzuca. Dlatego też zwolennicy demoliberalizmu niezależnie od rzeczywistej jakości konstytucji muszą wierzyć, iż jest ona dobra, mądra i służy dobru wspólnemu (czy raczej, w ich terminologii, interesowi społecznemu). Z tego też powodu istnienie państwa pozbawionego konstytucji w postaci pojedynczej pisanej ustawy wydaje się demokratom czymś nie do pomyślenia, a nawet gdyby było ono możliwe, stanowiłoby samo w sobie skandal. Analogicznie, naruszenie lub ominięcie przepisów konstytucyjnych odczuwają demokracji jako grozę – wstrząśnięcie fundamentami świata (politycznego i nie tylko).

Ideologiczną fikcję głębszych podstaw konstytucji w systemie demoliberalnym demaskował m.in. konserwatywny myśliciel polityczny prof. Maciej Starzewski (1891-1944) – weteran Legionów Polskich i wojny polsko-bolszewickiej, prawnik-konstytucjonalista, w latach 1938-1939 poseł na Sejm RP z ramienia Obozu Zjednoczenia Narodowego, najwybitniejszy polski reprezentant nurtu filozofii prawa zwanego normatywizmem prawniczym. Odsłaniał zarazem rzeczywiste, socjopolityczne podstawy każdej ustawy zasadniczej. W jego ocenie charakter i zawartość konstytucji, rodzaj przyjętych w niej rozwiązań ustrojowych, zależały całkowicie od socjologicznego typu elity politycznej, z jakiej wywodzili się jej autorzy. Starzewski pisał: „Z mniejszej lub większej sztywności konstytucji można wyczytać nastroje ich twórców.” Konstytucja okazywała się sui generis zwierciadłem, odbijając w sobie postawę polityczną grupy rządzącej, która ją wprowadziła.

Jako pierwszy typ ustawy zasadniczej wyróżniał prof. Starzewski tzw. konstytucję sztywną, czyli nie zawierającą żadnej procedury własnej zmiany. Żadne modyfikacje ustroju nie są tu przewidywane, nie dopuszcza się możliwości reformy. Raz ustanowiony porządek polityczny ma trwać niezmiennie; w tym sensie jest to najbardziej konserwatywny rodzaj konstytucji. Kim zaś są jej autorzy? Starzewski wyjaśniał: „Zupełna sztywność świadczy o wielkiej sile spójności środowiska, którego jest wytworem. Nie odczuwają potrzeby zapewnienia sobie możności zmiany nieodpowiadających im postanowień. Zdobyli maximum i podstawę dostatecznie szeroką dla utrzymania rządów w swym ręku. Są równocześnie przeświadczeni o tym, iż znaleźli formułę organizacji i kierunku rządów o absolutnej wartości, zbawczą dla wszystkich epok i pokoleń, najmądrzejszą i najlepszą, która powinna zapanować raz na zawsze i trwać nieśmiertelnie.” Pełna sztywność konstytucji ujawnia nie tylko autorytarne, dyktatorskie nastawienie elity rządzącej, ale i przenikającą ją głęboką ideowość – bezwarunkową wiarę w zasady, na jakich opierać się ma nowy ustrój, uznawane przez nią za obiektywne. W taką formę prawną ujmuje swe rządy jedynie grupa stojąca na pozycjach absolutyzmu filozoficznego.

Drugi typ opisany przez prof. Starzewskiego to konstytucja połowicznie sztywna, tzn. taka, która przewiduje własną nowelizację, lecz za pomocą różnych proceduralnych obostrzeń czyni ją praktycznie trudną do przeprowadzenia. Elita polityczna tworząca konstytucję nie wierzy w możliwość stworzenia ustroju skończonego raz na zawsze, odrzuca racjonalistyczny konstruktywizm. Wpisuje w porządek polityczny przyszłe zmiany, ale tak, by były one możliwe wyłącznie w wielkiej potrzebie, zrozumiałej dla całości wspólnoty i przez to obiektywnej. Innymi słowy, chce nadać koniecznym zmianom ustroju charakter organiczny: „Różne rodzaje półsztywności świadczą o większym sceptycyzmie i mniejszym nasyceniu. Dopuszcza się zmianę podstaw organizacji i zasad rządzenia, lecz stara się zmianę tę utrudnić, tempo jej zwolnić. Wychodzi się z założenia organicznego rozwoju, stara się uzależnić głębiej sięgające reformy od ziszczenia warunków mających gwarantować większą rozwagę, szerszy udział ludności, wyższy stopień zbliżenia do istotnych potrzeb i panujących opinii, ochronę przed majoryzacją ze strony nieznacznej czy sztucznej większości.” Roztropny pesymizm rządzących odnosi się nie tylko do trwałości porządku politycznego, lecz także do możności jego reformowania. Pozytywnie są przez nich oceniane wyłącznie zmiany naprawdę niezbędne. Elita polityczna przyjmuje, że do wszelkich innych należy podchodzić z maksymalną ostrożnością, ponieważ zbyt częste i szybkie przeróbki ustroju, forsowane z powodów innych, niż zasadnicze, zachwiałyby konstrukcją państwa, osłabiły jej spoistość. „Chce się uchronić strukturę polityczną, społeczną, ekonomiczną od raptownych przebudowań, legalnych przewrotów, nie dających się nieraz uniknąć przy zwyczajnym trybie ustawodawstwa materialnie-konstytucyjnego. Pragnie się, by konstytucja stała się wyspą, w mniejszym stopniu narażoną na niebezpieczeństwo zniesienia jej przez grę chwilowych sił, doraźną koniunkturę parlamentarną, zaskoczenia, demagogię, nowinkarstwo, odruchy niecierpliwości czy strachu, porywy zapału.” Taka konstytucja odbija w sobie wyraźnie konserwatywne nastawienie elity rządzącej. Dowodzi, iż kieruje nią wola jak najlepszego i najpełniejszego zachowania wspólnoty w zmiennej rzeczywistości. Jak się wydaje, sam Starzewski najwyżej oceniał właśnie ten typ konstytucji.

Trzeci i ostatni rodzaj ustawy zasadniczej wyróżniony przez prof. Starzewskiego to konstytucja giętka, zezwalająca na dokonywanie wszelkich zmian ustrojowych bez żadnych specjalnych obostrzeń, w zwykłym trybie legislacyjnym. Dając państwu taką konstytucję, elita polityczna sankcjonuje i uświęca walkę frakcji czy partii jako najwyższe prawidło życia państwowego. Nic nie wydaje się jej na tyle ważne, by zostało wyłączone z tej ostatniej, postawione ponad i poza rywalizacją konkurencyjnych ugrupowań. Grupa, która w danym momencie zyska przewagę w izbie parlamentarnej, może dokonywać – wedle swego interesu bądź widzimisię – dowolnych zmian w urządzeniach państwowych, nawet tych fundamentalnych: „Zupełna w końcu giętkość konstytucji świadczy o niechęci ku nie jej twórców i o ich niezadowoleniu, gotowości ich zerwania z konstytucją przy najbliższej sposobności. Świadczy o dążności przeszczepienia na grunt normotwórczej działalności państwowej zasad walki o byt, w której silniejszy, zręczniejszy, chwilowo silniejszy winien tym samym stać się absolutnym panem losów narodu, nie krępowanym w swoich zamierzeniach, nie potrzebującym oglądać się na jakąś wyższą instancję, ani starać się o pozyskanie obiektywnie miarodajniejszej liczby zwolenników, nie hamowanym w swych przedsięwzięciach przez żadną formę świadczącą, że reprezentuje interes przeważający w opinii społeczeństwa.” Takie rozwiązania konstytucyjne wskazują, iż elita polityczna uznaje za pożądane częste i szybkie zmiany form życia zbiorowego. Musi zatem wychodzić z założenia o pozytywnej roli zmiany w ogóle, wierzyć, że zmiany są zawsze lub zazwyczaj zmianami na lepsze. Innymi słowy, kieruje się ideologią postępu – lewicowym progresizmem: „Twórcy konstytucji pojęli ją jako tymczasowy jedynie aparat, którego zaletą jest najwyższa wrażliwość na drgnienia przebiegające ciało społeczne. Lekki dreszcz może taki aparat łatwo rozkręcić lub nawet obalić. Giętka konstytucja nie stawia żadnego oporu, nie ma ambicji kierowniczych, nie chce być czynnikiem kształtującym twórczo rozwój życia społecznego. Chce być tylko kruchym narzędziem w rękach galopującego ››postępu‹‹, ślepego i odurzonego zmianą dla zmiany samej.” W treść ustawy zasadniczej tym samym wpisane zostają: partyjnictwo, niechęć do stałości i trwałości (sprzeciw wobec konserwatyzmu) oraz przekonanie, że nic nie może opierać się „woli ludu”, wyrażanej (czy raczej fabrykowanej) przez aktualny skład parlamentu. Konstrukcja konstytucji odzwierciedla integralnie demokratyczną mentalność elity politycznej, jaką ją ustanowiła.

Konkluzja z rozważań prof. Macieja Starzewskiego niewątpliwie podkopuje podstawy światopoglądu zwolenników demokracji. Jeżeli bowiem zawartość konstytucji zależy od socjologicznego bądź psychologicznego typu elity politycznej, która ją tworzy, to ułudą okazują się modernistyczne postulaty budowy porządku politycznego niezależnego od personalnych cech osób sprawujących władzę. Zależność taką w epoce nowoczesnej przedstawiano tradycyjnie (czy raczej anty-tradycyjnie) jako wadę główną ustroju o najbardziej spersonalizowanej władzy, tj. monarchii. Chronić przed taką zależnością miała według wszelkiej maści politycznych nowinkarzy właśnie konstytucja – racjonalistycznie skonstruowany zespół abstrakcyjnych reguł działania państwa. Tymczasem teoria prof. Starzewskiego dowodzi, iż ta rzekomo karygodna zależność występuje w nowoczesnym państwie konstytucyjnym w stopniu nie mniejszym, niż w nienowoczesnej monarchii. Wielki ideologiczny projekt oświeceniowego liberalizmu rozwiewa się w pył. Przejawiający się najwyraźniej w ładzie monarchicznym personalny charakter władzy, odrzucany przez postępowców jako właściwy tylko społecznościom prymitywnym i nieoświeconym, jawi się nam zaś w nowym (dla pokoleń wychowanych pod staranną kuratelą demoliberalnej propagandy) świetle: jako nieodłączna i niezbywalna cecha każdej wspólnoty politycznej.

Adam Danek

P.S. Więcej na ten temat znajdzie Czytelnik na www.xportal.press

Leave a Reply