Konrad Rękas: Zejść z katarynki. Rzecz nie tylko o holocauście

Zapowiedź niewpuszczenia do naszego kraju Davida Irvinga – skłoniła Janusza Korwin-Mikkego do odpalenia tradycyjnego przedwyborczego „protokołu Adolf Hitler”, co równie zwyczajowo wywołało panikę u części jego zwolenników i rozbawienie u krytyków. Tymczasem niezależnie od tego, czy dywagowanie nawet sprawstwa Führera w holocauście zaszkodzi komitetowi JKM – to oczywiście ma on rację konsekwentnie protestując przeciw próbom administracyjnego regulowania jakie to historyczne badania i wycieczki można w Polsce organizować.

Zakazać myślenia

Żeby była zupełna jasność: David Irving, którego majestatem swoim minister Jacek Czaputowicz osobiście nie wpuścił na terytorium III RP – nie jest oczywiście żadnym „negacjonistą holocaustu”, choć nagminnie bywa tak nazywany przez agresywne środowiska mitologizujące przebieg II wojny światowej oraz uległe im sądy. Irving to popularyzator historii, nie bojący się zadawać pytań z góry wykluczonych we współczesnym dyskursie publicznym, ani też sięgać po równie zakazane źródła. Nie w tym zatem rzecz czy Irving myli się czy nie myli, albo czy wszystkie jego ustalenia nam odpowiadają – tylko, że całą swoją aktywnością po prostu zachęca do samodzielnego, krytycznego myślenia. A więc czegoś, co jest w dziejszym rozumieniu dziejopisarstwa absolutnie zakazane.

Dla porównania negacjonistą (jeśli już) był np. zmarły w październiku ubiegłego roku Robert Faurrison (znany przede wszystkim z dowiedzenia fałszywości apokryfu rozpowszechnianego jako tak zwany „Dziennik Anny Frank”) – z tym, że i w przypadku jego działalności kluczowe były nawet nie same twierdzenia czy analizy (skądinąd interesujące), ale wartość podstawowa: swoboda badań naukowych. Jest rzeczą skandaliczną, że tak oczywisty (jakby się wydawało) postulat nie tylko nie może się dziś przebić do powszechnej świadomości, ale i jest z pełną surowością zakazany, także w Polsce! W kraju, który przecież szczególnie cierpi w wyniku kłamstw, manipulacji i przemilczeń historycznych. Rzecz jasna, w realiach politycznych nikogo nie obchodzi co naprawdę się zdarzyło, na przykład w czasie II wojny – tym bardziej jednak akurat Polacy nie mają powodów, by umacniać światowe panowanie kłamstwa.

Nie budujmy komór gazowych

Mówiąc konkretnie – TAKŻE negacjonistom należy pozwalać na badania, również na terenie dawnych obozów koncentracyjnych i zagłady. Zwłaszcza, że przecież bez problemów pozwala się tam buszować znacznie niebezpieczniejszym fałszerzom historii. Mowa nie tylko o propagandystach i politykach, kapłanach wiadomej neo-religii, ale także funkcjonariuszach ich Ministerstwa Jedynej Słusznej Prawdy – jak np. „izraelscy archeolodzy”, którzy tak intensywnie prowadzili w byłym obozie w Sobiborze poszukiwania nigdy tam nie istniejącej komory gazowej – że aż ją w końcu… sami zbudowali!

Konsekwentnie więc nie należy udawać, że panujący obecnie pod rygorem policji myśli, mediów, rządów, gróźb globalnego mocarstwa oraz powszechnego zdebilnienia aprobacjonizm jest czymś innym niż jedynie ideologią i/lub niewiedzą, opartą na szokach w typie „…ale jak to z obozów wychodzili?! Jak to w obozach byli nie tylko Żydzi?! Jak to niektóre komory gazowe są rekonstrukcją?! Jak to nie sumuje się do 6 milionów?!” itp. gównoprawdach, co to je wszyscy prezenterzy telewizyjni znają.

I wreszcie, powtórzymy raz jeszcze i powtarzajmy aż do zniesienia niepotrzebnych, a szkodliwych ograniczeń narzuconych nauce i wiedzy – Polska ponosi dziś skutki błędnego założenia władz komunistycznych, że na wieki będą miały monopol na polityczne wykorzystanie martyrologii obozowej. Tymczasem pojawili się lepsi macherzy, którzy nie tylko wykorzystali wcześniejsze ustępstwa prawdy historycznej na rzecz propagandy, ale jeszcze je rozwinęli, dokładając własne cegiełki (nie tylko rekonstrukcyjne…).

Nie dla ukrycia zbrodni niemieckich, ale by uniknąć przemysłu holokaustu i całego systemu na nim zbudowanego – lepiej by się stało, gdyby teren dawnych obozów został po wojnie zaorany, a Polska nie uczestniczyła w bajkopisarstwie na temat „mydła z ludzi” itp. Dopóki nie pokona się całości mitu 6 milionów – tym łatwiej będzie do tego fałszywego rachunku dopisywać rzekomą winę polską. Mamy przecież do czynienia tylko z prostymi konsekwencjami zgody na dyktat kłamstwa shoah – jak coraz bezczelniejsze traktowanie już nie tylko Auschwitz, ale także pozostałych byłych obozów (ostatnio – Treblinki) jako eksterytorialnych, nietykalnych instytucji quasi-religijnych i bardzo finansowo-politycznych.

Odzyskać pamięć – zdobyć kontrolę

Oczywiście, utopią było też marzenie wyrażane przed ćwierćwiekiem przez środowisko ówczesnego „Stańczyka” (red. Tomasz Gabiś, Andrzej Maśnica) i Stronnictwa Polityki Realnej (Mariusz Dzierżawski, red. Łukasz Warzecha), że samo obalenie mitu holocaustu jako elementu konstytuującego współczesny kształt świata zachodniego – automatycznie świat ten odmieni, przewracając współcześnie rządzących i przywracając racjonalne, realne a nie ideologiczne zasady funkcjonowania (geo)polityki (a co za tym idzie – także kultury, nauki, edukacji itd.). Nie, nie bądźmy ani tak naiwni, ani tak ambitni.

Wystarczy jednak może zejść z katarynki, na której władze, media, przewodnicy opinii publicznej, a nawet znaczna część historyków tańczą nie do polskiej melodyjki. Nie tylko nie ma sensu licytować się na kolejne zakazy, odgórnie i ustawowe ustalające co musi, a co nie ma prawa być naukowo dowiedzioną prawdą. W dobrze pojmowanych interesie Polski jest właśnie CAŁKOWITE zniesienie ograniczeń zapisanych w absurdalnym art. 55 ustawy o IPN (zwłaszcza, że została ona już przecież przez władze III RP wykastrowana ze wszystkich zapisów choćby sugerujących, że można by tego przepisu używać przeciw wrogom Polski). Nie powinno być też przeszkód dla dochodzenia prawdy, w tym wszelkich badań prowadzonych w byłych niemieckich obozach koncentracyjnych, dla których rzeczywistych ofiar większą obrazą są dziś tłumy panoszącej się, rozwydrzonej żydowskiej młodzieży i hucpa polityków.

Są to bowiem sprawy do łącznego załatwienia, wyraźnie ze sobą powiązane, jak usunięcie zajmujących się zakłamaną propagandą kierowników instytucji kultury/pamięci męczeństwa, przywrócenie suwerennej władzy państwa polskiego nad jego własnymi muzeami (sic!) oraz pamięcią historyczną narodu, usunięcie w związku z tym prawnych ograniczeń dla badań naukowych i edukacji, także w zakresie wydarzeń II wojny światowej, w tym zbrodni niemieckich (i nie tylko), ale i rozlicznych prowokacji oraz fałszerstw. Wreszcie całkowite odrzucenie ideologicznych wtrętów do geopolityki światowej, na czele z pełnym désintéressement Polski dla czynienia z tak zwanego holocaustu kategorii absolutnej dla rozstrzygania współczesnych sporów politycznych i gospodarczych.

Mówiąc prosto – niech holocaustem zajmują się ci, którzy go wymyślili.

Konrad Rękas

2 komentarze

Leave a Reply