Bartosz Bekier dla Sputnika: Polska nazbyt wierzyła w zachodnich sojuszników

Pełny tekst znajdziecie Państwo TUTAJ.

80 lat temu rozpoczęła się II wojna światowa, która stała się największą tragedią dla całej ludzkości, pochłonęła życia milionów ludzi, odbiło się na losach kilku pokoleń. Dziś w wielu krajach podejmowane są próby przeglądu jej przyczyn i skutków, celem którego jest obarczenie odpowiedzialnością za tę globalną katastrofę w równym stopniu Niemiec hitlerowskich i Związku Radzieckiego, rzucając przy tym cień na współczesną Rosję.

Victoria Novikowa: Co, Pana zdaniem, należało przedsięwziąć Związkowi Radzieckiemu, żeby zabezpieczyć się przed nowym konfliktem zbrojnym w Europie? Czy były możliwe jakieś alternatywne scenariusze?

Bartosz Bekier: Z uwagi na globalną politykę Londynu i rosnące ambicje Niemiec oraz Związku Radzieckiego, II wojna światowa była prawdopodobnie nie do uniknięcia, co oznacza, że rozpoczęłaby się w ten, czy inny sposób, w tym, lub w innym miejscu. Moskwa teoretycznie dysponowała narzędziami, by ten konflikt oddalić w czasie. W 1938 roku ZSRR i Czechosłowacja, wobec której Niemcy wysuwali wówczas roszczenia, związane były sojuszem. Gdyby możliwe było przerzucenie Armii Czerwonej w okolice umocnień sudeckich, Bramy Morawskiej i Kotliny Wiedeńskiej, prawdopodobnie nie doszłoby na tym etapie do Konferencji w Monachium i ekspansja III Rzeszy zostałaby tymczasowo powstrzymana. Związek Radziecki musiałby jednak wkroczyć na terytorium Czechosłowacji przez terytorium Polski, a zarówno Praga, jak i Moskwa, prowadziły politykę skrajnie nieprzyjazną Rzeczypospolitej. W Warszawie słusznie się zresztą obawiano, że Armia Czerwona, która raz wejdzie w granice danego państwa, nieprędko zdecyduje się je opuścić.

Stalinowi udało się jednak oddalić nadejście wojny totalnej dla ZSRR w inny sposób: poprzez sojusz z Hitlerem i podział stref wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej. Skrytobójczy atak u boku III Rzeszy na Polskę 17 września 1939 roku, inwazja na Finlandię, zajęcie Litwy, Łotwy i Estonii, aneksja rumuńskiej Besarabii – to wszystko było dla Moskwy za mało, a wykraczanie poza ustalenia paktu Ribbentrop-Mołotow wywołało negatywną reakcję w Niemczech. Zajęcie przez Armię Czerwoną Bukowiny północnej i propozycje rewizji traktatu, zainteresowanie Bułgarią, czyli de facto wejście Moskwy na Bałkany, a może i do cieśnin czarnomorskich. To było już dla Hitlera zdecydowanie za wiele, ponieważ zagrażało najbardziej wrażliwym, strategicznym interesom Niemiec, jak m. in. dostęp do rumuńskiej ropy. Prawdopodobnie nigdy nie poznamy jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy gdyby nie zachłanna polityka ZSRR, to atak III Rzeszy nastąpiłby już 22 czerwca 1941 roku lub czy w ogóle by nastąpił. A to otwiera drogę do snucia wielu ekstremalnych historii alternatywnych.

– Niektórzy historycy, wspominając pakt Ribbentrop-Mołotow, odwołują się do rzekomego podobieństwa jego treści do deklaracji o niestosowaniu przemocy, podpisaną przez RP i Rzeszę Niemiecką w 1934 roku…

Jeśliby szukać podobnego dokumentu, to należałoby wskazać na pakt o nieagresji zawarty dwa lata wcześniej między Polską a ZSRR. Obydwa dokumenty okazały się dokładnie tyle samo warte. Deklaracja o niestosowaniu przemocy w relacjach między Polską i Niemcami, w odróżnieniu od paktu Ribbentrop-Mołotow, nie zawierała tajnej klauzuli wojskowej ani nie implikowała podziału stref wpływów w Europie. Takie propozycje były skądinąd wysuwane przez Berlin wobec Warszawy, Polakom oferowano m. in. Ukrainę i Litwę. Polska jednak konsekwentnie odrzucała te propozycje, kierując się „polityką równowagi” ministra Becka oraz wierząc w siłę swoich zachodnich sojuszników.

– Dlaczego Polsce nie udało się oddalić od siebie w czasie i przestrzeni groźby wojny? Zadbać o efektywny sojusz polityczny?

Myślę, że takim najgłębszym czynnikiem jest niezdrowa, zaślepiająca miłość polskich elit do Zachodu, oczywiście nieodwzajemniona. W obliczu najdrobniejszego, przychylnego gestu ze strony Wielkiej Brytanii i Francji, wszelkie alternatywy geopolityczne schodziły na plan dalszy. Przymierze z Londynem było dla Polski „sojuszem egzotycznym”, jak ujął to Stanisław Cat-Mackiewicz. Wielka Brytania w tamtym czasie nie posiadała zdolności do efektywnej projekcji siły w basenie Morza Bałtyckiego, a więc możliwości udzielenia bezpośredniej pomocy, zaś odległa Polska była jej potrzebna tylko w ramach polityki okrążania Niemiec. Tymczasem tak zwane „brytyjskie gwarancje”, będące w istocie pocałunkiem śmierci, swoistym wypchnięciem pod rozpędzony pociąg, zostały w Warszawie przyjęte z niezdrowym entuzjazmem. Wiara w sojuszników wzmagała także przekonanie o własnej potędze i mocarstwowości, Polacy naprawdę wierzyli, że w ciągu kilku tygodni wojsko polskie zdobędzie Berlin. Ten brak jakiejkolwiek racjonalnej, pragmatycznej refleksji cechuje również współczesne elity.

– Jak Pan może scharakteryzować sytuację, panującą w Polsce tuż po pierwszych dniach agresji niemieckiej? 

Polską ulicą w pierwszych dniach wojny zawładnął entuzjazm, wiara w szybkie zwycięstwo, a od 3 września także ekstatyczna wdzięczność wobec sojuszników za wypowiedzenie wojny Niemcom. Pomimo zagrożenia bombardowaniami, tłumy Warszawiaków zebrały się pod ambasadami Aliantów m. in. z transparentami „Niech żyje Anglia”. Tymczasem właśnie wtedy wojsko polskie po przegranej bitwie granicznej zaczęło wycofywać się na pozycje obronne w głębi kraju. Początkowy entuzjazm z biegiem kampanii zaczął ustępować miejsca niedowierzaniu, a od inwazji ZSRR 17 września, która nastąpiła na całej długości granicy liczącej 1400 km, pełniejszemu zrozumieniu tragicznej sytuacji Polski.

– Сzym kierował się Rząd Rzeczypospolitej Polskiej, podpisując deklarację z Niemcami?

Polski rząd kierował się wspomnianą już „polityką równowagi”, prowadzoną przez szefa MSZ Józefa Becka, czyli utrzymywaniem równego dystansu w relacjach z Niemcami i ZSRR. Miała być to recepta na utrzymanie pokoju w otoczeniu geopolitycznym II Rzeczpospolitej. W praktyce ten „równy dystans” poskutkował przede wszystkim skróceniem dystansu między Moskwą a Berlinem i rozbiorem Polski między sąsiadów.

O ile Niemcy ustami Hitlera wypowiedziały deklarację o niestosowaniu przemocy w kwietniu 1939 roku, uznając zawarcie przez Polskę skierowanego przeciw Niemcom paktu wojskowego z Wielką Brytanią za pogwałcenie umowy, atak ZSRR nastąpił pomimo obowiązującego paktu o nieagresji, którego postanowienia Moskwa pogwałciła już wcześniej, podpisując tajną klauzulę wojskową w ramach paktu Ribbentrop-Mołotow.

– Czy warto drążyć te bolesne kwestie historyczne dzisiaj, gdy polsko-rosyjskie stosunki przeżywają nie najlepszy okres?

Pojednanie polsko-rosyjskie było procesem, który jeszcze nie tak dawno wydawał się zmierzać do szczęśliwego zakończenia. Dobrze wspominam chociażby wystąpienie Vladimira Putina w Katyniu, gdzie w obecności Polaków stanowczo potępione zostały zbrodnie stalinowskie, a obecny prezydent Rosji wyraził także nadzieje na budowanie wspólnej, wielkiej przyszłości. Jako ciekawostkę można przytoczyć fakt, że jeśli wierzyć w słowa byłego szefa polskiego MSZ z tego okresu, Vladimir Putin proponował Polsce także korzystne anulowanie jednego z wciąż obowiązujących następstw paktu Ribbentrop-Mołotow, czyli kształtu wschodniej granicy Rzeczypospolitej. Niestety, polskie elity zarówno w kwestiach historycznych, jak i geopolitycznych wciąż zapatrzone są w Zachód. Zdaje się, że II wojna światowa niczego nas nie nauczyła.

5 komentarzy

Leave a Reply