Zmiana w Białym Domu nie zmniejszy naszego oporu

Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej (KSRI) określił walkę ze światową arogancją jako nieodłączną cechę narodu irańskiego i zasadę rewolucji islamskiej, stwierdzając, że strategia ta nie ulegnie zmianie z powodu ewentualnego wymiany władzy między Republikanami a Demokratami w Stanach Zjednoczonych.

„Po ponad 60 latach konfrontacji i wrogości dominującego reżimu amerykański wobec narodu irańskiego z demokratycznymi lub republikańskimi prezydentami u steru władzy, co wyróżnia się jako fakt niepodważalny, zwłaszcza w ciągu ostatnich czterech dekad, jest to, że arogancja i wrogość USA wobec Republiki Islamskiej nie zmieniły się” – twierdzi w oświadczeniu KSRI odnosząc się do zamachu stanu z 1953 r. przeciwko wybranemu w wyborach rządowi irańskiemu ówczesnego premiera Mohammada Mosaddeka i wrogości Waszyngtonu, która nastąpiła po rewolucji islamskiej w 1979 r.

Oświadczenie to zostało opublikowane w przededniu 41. rocznicy zajęcia byłej ambasady amerykańskiej w Teheranie.

4 listopada 1979 roku grupa studentów uniwersytetu przejęła misję dyplomatyczną, która ich zdaniem przekształciła się w centrum spisków szpiegowskich mających na celu obalenie rodzącej się Republiki Islamskiej i przetrzymywała 52 amerykańskich dyplomatów jako zakładników przez 444 dni.

Dokumenty znalezione w ambasadzie potwierdziły twierdzenia rewolucyjnych studentów, że Waszyngton wykorzystywał ten kompleks do działań przeciwko Iranowi.

13. dzień irańskiego miesiąca Aban, który wypada 3 listopada tego roku, jest również znany jako Dzień Studenta oraz Narodowy Dzień Walki ze Światową Opresją

(na podst. presstv.com/opr. Eugeniusz Onufryjuk)

Komentarz Redakcji: Z naszego punktu widzenia te kwestie, ewentualna wymiana gospodarze Białego Domu nie jest istotna. USA dalej będą ze wszelkich sił próbować utrzymać swoje panowanie nad światem, dalej będą stanowić zbrojne ramię światowego syjonizmu i globalizacji. Mówiła o tym ambasador Mosbacher, pouczając władze warszawskie w kwestii praw dewiantów.

Trump szczując przeciwko Iranowi i oporowi szyickiemu na Bliskim Wschodzie, popierający projankeskie zamachy stanu w Ameryce Południowej, idący na konfrontację z Chinami, płaszczący się przez reżimem w Tel-Awiwie, nie jest osobą, wartą naszego symbolicznego poparcia. Jego niewątpliwą zaletą było niszczenie jedności wewnątrz NATO, ale nie wynikało to z jego izolacjonizmu, tylko z podejścia do polityki jako handlu na targowisku. W istocie, Trump pozostaje zwolennikiem amerykańskiego panowania na świecie i amerykańskiej ingerencji w różnych częściach świata rękami swoich marionetek: na Bliskim Wschodzie ma to być sojusz pomiędzy tworem syjonistycznym a plutokracjami znad Zatoki Arabskiej, wymierzony w Iran i Turcję; W Azji Wschodniej sojusz Indii, Japonii, Australii i reżimu w Seulu; w Europie Wschodniej ma to być Międzymorze, czyli kordon sanitarny w nowym wydaniu, który ma stanowić klin wbity pomiędzy Rosję a Niemcy, a z innej strony torpedujący niewygodne dla Amerykanów inicjatywy wewnątrz Unii Europejskiej.

Nie jest wyjściem też Joe Biden – jest on uosobieniem starych, amerykańskich elit. Jest to otwarty kosmopolita i globalista. Reprezentuje sobą stare elity finansowe, amerykańskie deep state etc. W polityce międzynarodowej próbowałby ponownie skonsolidować NATO i zacząłby kontynuować amerykańską tradycję demokratycznych wojen, bombardując demokratycznymi bombami niedomokratycznych cywilów. Kwestia dla nas najbardziej istotna, czyli polityka zagraniczna, by się nie zmieniła: Biden kontynuowałby próby ocalenie jednobiegunowego ładu światowego.

Siły tożsamościowe, tradycjonalistyczne, stanowiące opór hegemonii liberalnej mają swojego kandydata na tych wyborach – jest nim powyborczy chaos. Źródłem tego chaosu są wewnętrzne problemy Stanów Zjednoczonych. Amerykański projekt stracił swoją atrakcyjność nie tylko dla świata, ale również dla Amerykanów. To samo stało się ze słynnym „Amerykańskim marzeniem”, w które już nikt nie wierzy.

Specyfiką tych wyborów jest oddawanie przez wielu wyborców głosów korespondencyjnie, do czego zachęcał niejednokrotnie Biden. Przed 3 listopada swój głos oddało już ponad 93 mln osób z szacowanych 150 mln wyborców, którzy zagłosują.

Głosowanie korespondencyjne stwarza wiele możliwości do nieprawidłowości. Można przypuszczać, że wyniki głosowania będą kwestionowane, co patrząc na poziom polaryzacji w amerykańskim społeczeństwie, może doprowadzić do zamieszek o wiele większe niż te organizowane przez BLM. Nie można wykluczać zamachów na polityków i działaczy partyjnych.

Niezależnie od tego kto wygra nadchodzące wybory, Stany Zjednoczone czeka czas protestów, obstrukcji politycznej, a pewnie też zamieszek ulicznych i potencjalnych strzelanin pomiędzy poszczególnymi milicjami (czy to prawicowymi, czy lewicowymi).

Miejmy nadzieję, że powyborcza sytuacja przełoży się na obstrukcję rządu, co spowoduje niemożność szybkiego decydowania, co rozwiąże ręce do działania siłom antyamerykańskim na świecie. Przykład tego mieliśmy w marcu tego roku, kiedy atak ze strony Sił Mobilizacji Ludowej na bazę at-Tadżi w Iraku pozostał bez reakcji Amerykanów.

Chaos po wyborczym cyrku w kraju, który pysznił się swoją demokracją spowoduje zmniejszenie zaufania świata do tego skompromitowanego systemu.

Innymi słowy – niech Ameryka płonie!

Eugeniusz Onufryjuk

Leave a Reply