Męczeństwo Generała Solejmaniego. Rocznica morderstwa kończącego historię Imperium Zła

Amerykanie lubią budować legendę swojego pozbawionego historii i tradycji kraju na wydarzeniach medialnych. Takimi momentami, które mają zastąpić tej zatomizowanej zbieraninie tożsamość, dać fałszywe poczucie wspólnoty i solidarności – są zwłaszcza niewyjaśnione zbrodnie, wydarzające się systematycznie wtedy zwłaszcza, gdy szczególnie odpowiada to międzynarodowej finansjerze, globalnemu syjonizmowi i kompleksowi wojenno-przemysłowemu. Takimi datami-kluczami do zrozumienia płytkości amerykańskiej duszy, są m.in. 9/11 – a wcześniej zamordowanie prezydenta Johna F. Kennedy’ego. Czy naród, którego świadomość kształtowana jest niemal wyłącznie przez akty zbrodnicze – może w jakikolwiek inny sposób niż przez zbrodnię oddziaływać na resztę świata?

 

Ameryka – gdzie mafia stała się elitą, a elita mafią

Państwo powstałe w skutek wymordowania i upodlenia rdzennych mieszkańców Ameryki, dzięki niewolnictwu i traktowaniu gorzej od zwierząt milionów niewolników sprowadzanych z Afryki. Państwo zbudowane na grabieży sąsiednich terytoriów, okradaniu Indian, eksploatacji Murzynów i wysysania wszystkich sił żywotnych z całej Ameryki Łacińskiej – jest państwem zbrodniczym z samej swej istoty i natury, stanowi zwyrodnienie w dziejach świata i jako takie nie powinno być tolerowane przez cywilizowane natury, które winny tylko wybierać między eliminacją patologii, a okazaniem łaski, izolacją i długotrwałym leczeniem i rehabilitacją tak zdegenerowanego organizmu, jak USA.

Amerykanie mordują – bo nie znają innej metody funkcjonowania w świecie niż zbrodnia, gwałt, przemoc, grabież. I choć samym członkom tego chorego społeczeństwa można i należy współczuć (bo takimi samymi metodami sami trzymani są w ryzach w kraju współrządzonym przez zorganizowaną przestępczość, która z mafii – stała się amerykańskimi elitami), to jednak pozwalają, by te same gangsterskie wzorce przenosiły się z ulica miast USA – na stosunki międzynarodowe tego kraju.

Lista zbrodni

Pozornie więc zamordowanie Generała Ghasema Solejmaniego było tylko kolejnym elementem w ciągu zbrodni Ameryki i jej sługusów – po zabiciu Augusta C. Sandino, Martina Luther Kinga, Patrice’a Lumumby, Ngo Dinh Diema, Malcolma X, Ernesto „Che” Guevary, Aldo Moro, Zuheira Mohsena, abp. Oscara Romero, Maurice’a Bishopa, Alexandra Odeh, Chrisa Haniego, Mekleda Hamida, Muhammada Baqir al-Hakima, Dawouda Rajiha, Muammara Kaddafiego, i wielu, wielu innych, w tym także współczesnych szyickich męczenników: Mohammada Ali Qazi Tabatabaeia, Mir Asadollah Madaniego, Morteza Motahhariego, Mohammada-Ali Rajai, Mohammada-Javad Bahonara, Mostafę Ahmadi Roshana. Faktycznie jednak widać zasadnicze różnice – nie tylko dlatego, że wśród wymienionych, choć postaci wybitnych, Generał Soleimani był postacią szczególną i wyjątkową, nadzieją świata i obrońcą wiernych.  Najważniejsza różnica sprowadza się do tego, że tamtych morderstw dokonywało globalne imperium pewne siebie i udowadniające swoją wszechmoc. Generała Solejmaniego zamordowało imperium przerażone, działające w słabości i rozpaczy, uciekające na własną półkulę i do własnych płynących przemocą miast i gett.

Długa lista zbrodni Ameryki – nie tylko tych na jednostkach, ale na całych narodach, na całej ludzkości. Męczeństwo Generała Solejmaniego ma jednak tę szczególną wartość, że stało się odkupieniem świata od zbrodni Ameryki i może ich ciąg ostatecznie zakończyć. Wielki Szatan zadał słabnącą ręką ostatni cios – ale jego zatruty sztylet pękł uderzając w świętego Męczennika.

 

Rycerze wiary

 

We współczesnym świecie przytłacza nas świadomość, że nie ma już bohaterów, że wszystko jest małe, podłe, nijakie, sprzedajne. Że heroiczna przeszłość jest tylko… przeszłością.  Życiorys Ghasema Solejmaniego dowodzi, że jednak nie wszystko stracone, źe bohaterowie są wśród nas. Gdy czytałem o tym małym sylwetką, a tak wielkim duchem człowieku z Kerman – przypominałem sobie o wielkich bitwach i małych zwycięstwach szyickich wojowników: Jawhara ibn Abdallaha, Abu Zayd al-Hilaliego, Rashida ad-Din Sinana. Ten cichy głos magnetyzował, ta osobowość dawała pewność obcowania z historią. Tą wielką siłą szyickiego Islamu – połączeniem Tradycji z Wiecznością.

A jednocześnie w tej wielkiej osobowości uderza coś jeszcze – Jego całkowite oddanie wierze. General Solejmani był tak znakomitym dowódcą, jest tak ważnym natchnieniem nie tylko wiernych, ale wszystkich pragnących sprawiedliwości na całym świecie – właśnie dlatego, że był żołnierzem wiary, które przez całe swoje życie modlił się poprzez walkę i zwycięstwo w imię Boga. My wszyscy bowiem kiedy wygrywamy – to tylko w Bożej służbie, dzięki Jego łasce i na Jego chwałę. I ten element życiorysu Wielkiego Męczennika wydaje się najważniejszy.

 

Szczególnym elementem Rewolucji Islamskiej – jest jej heroiczność, stanowiąca wzór dla całego, nawet nie-muzułmańskiego świata. Oczywiście, że nie można żyć każdego dnia tylko dla rewolucji i na sposób bohaterów i męczenników. Iran jest i musi być także normalnym państwem, tworzącym najlepsze warunki życia dla swoich obywateli, wzorem i przykładem dla innych społeczeństw, nie tylko perskich i nie tylko szyickich. Również dążenie do poprawy poziomu życia w kraju, poddanym od ponad 40 lat nieludzkim, zbrodniczym sankcjom i wojnie ekonomicznej ze strony Zachodu – musi być całkowicie zrozumiałe. Wrogowie Iranu zapominają jednak, że było to pierwsze i jedyne społeczeństwo, które tak skutecznie sprzeciwiło się zachodniemu bezbożnemu liberalizmowi i demoralizacji, jednocześnie równie zdecydowanie odrzucając wschodnie bezbożny komunizm. Stąd Irańczycy mogą być czasem przytłoczeni codziennymi trudnościami życia – ale nie zapominają, że są bohaterami wolnego świata, świata Boga i wartości. Zwłaszcza, gdy są prowadzeni, przez takich bohaterów, jak General Solejmani.

Zachód – świat bez bohaterów

Oglądając rok temu Jego przejmujący pogrzeb nie można było oprzeć się wspomnieniu innego wielko pożegnania, tego z 6. czerwca 1989 roku. Faktycznie też, pogrzeby Generała i Wielkiego Imama łączą historię Republiki Islamskiej swoistą klamrą. Odejście Imama Chomeiniego (niech Jego imię będzie błogosławione!) nastąpiło u zarania nowego świata, w którym amerykański Wielki Szatana naprawdę uwierzył w swoje zwycięstwo, że pozostał sam na ringu po zdradzie komunistycznych elit, które sprzedały swoje państwa i społeczeństwa kapitalistom. Ameryka czuła się bezkarna i wszechpotężna, a dokładniej tak właśnie zaczęli się zachowywać kierujący polityką amerykańską syjoniści i będące narzędziem w ich rękach międzynarodowe kręgi finansowe. Przez kolejne 30 lat właściwie tylko Iran, samotnie, niepokonany – stawiał opór syjonistyczno-amerykańskimi unipolaryzmowi, konsekwentnie też udzielając pomocy wszystkim państwom i narodom zagrożonym amerykańsko-syjonistyczną agresją. W ten właśnie sposób Wielki Generał w praktyce realizował naukę przekazywaną przez Wielkiego Imama. Od Afganistanu, przez Liban, Bośnię, Irak, Jemen, Palestynę – Rewolucja Islamska była i jest wszędzie, gdzie prześladowano wiernych, gdzie chciano bezbożnością zastąpić naukę Proroka. I wszędzie tam żywa była legenda i dzieło Sił Ghods i ich Wodza.

Wszyscy też chyba znamy piękne zdjęcie Generała z czcią i oddaniem siedzącego u boku Najwyższego Przywódcy, Ajatollaha Ali Khamenei. Ten jeden obraz oddaje całą istotę Islamskiej Rewolucji i Republiki: Wiarę i Mądrość wiodące Siłę i Męstwo. Tymczasem świat zachodni nie ma już bohaterów, tylko celebrytów. Nie ostało się na nim nic świętego – a wszystko jest na sprzedaż. Nikogo i niczego się naprawdę nie szanuje – a posłuszeństwo wymusza strachem, przymusem ekonomicznym, wreszcie terrorem. Przywódcy Zachodu nie rządzą dzięki swym zasługom, ale sprzedając swoje usługi międzynarodowej finansjerze. US Army i inne siły wojskowe nie bronią swych społeczeństw, ale służą do ich terroryzowania i pacyfikowania w interesie prawdziwych rządzących: bankierów, kompleksu wojenno-przemysłowego, syjonistów. Nie ma więzi między państwami, a ich obywatelami, jedyną metodą rządzenia jest mechanizm polaryzacyjno-alienacyjny, czyli dążenie, by społeczeństwo najpierw możliwie głęboko podzielić za pomocą z gruntu nieistotnych tematów, skłócić ludzi ze sobą nawzajem do poziomu nienawiści i agresji – a w efekcie coraz silniej atomizować i dezintegrować wspólnoty, wymuszając alienację i poczucie osamotnienia u każdego z mieszkańców Zachodu z osobna i wszystkich razem. Współczesny człowiek ma stać sam, w poczuciu bezsiły wobec omnipotencji kapitału i tyranii państw tzw. demokracji, a swą bezsilną złość ma wyładowywać na podobnych sobie sierotach po dawnych narodach, rodzinach, grupach zawodowych i przyjacielskich.

Wybitne jednostki byłyby nie tylko zagrożeniem, ale wręcz zaprzeczeniem tego systemu, dlatego zawczasu się je eliminuje, innych ludzi zdolnych przekupując lub niszcząc. Stąd właśnie nie można sobie wyobrazić ani pojawienie się kogokolwiek takiego, jak Generał Solejmani po stronie zachodniej – ani też takiej żałoby w tamtych realiach. Zamiast tego poddani praniu mózgów odbiorcy wstrząsani są histeriami a to gdy w napadzie narkotykowej depresji samobójstwo popełni kolejna „gwiazda” muzyki, a to gdy bezwzględność kapitalizmu spowoduje kolejną katastrofę z niewinnymi ofiarami Dopuszcza się bowiem spazmy, ale nie autentyczny żal, rozpacz – ale nie refleksję o przyczynach złą dręczącego świata bez Boga, bez wartości, bez bohaterów. Taki świat nie można się zatrzymać nad grobem Herosa, musi gnać naprzód w ślepym pędzie samozniszczenia. Chyba, że w odwiecznej walce Dobra ze Złem, dzięki przykładowi Męczenników takich jak Generał Solejmani – także tamten upadający świat znajdzie swoją drogę do Boga.

 

Lekcja dla świata

 

Generał Soleimani nie jest już tylko – i także za życia nie był bohaterem tylko jednego narodu i państwa, bo też jego życie i dzieło wykraczało dalece poza ochronę racji stanu samej tylko Islamskiej Republiki Iranu (choć przecież jest ona natchnieniem dla całego wolnego świata). Generał Solejmani to bohater i męczennik wszystkich wiernych – nie tylko tych z Iranu, ale także Iraku, Syrii, Libanu, Palestyny, Jemenu, Bahrajnu, Afganistanu, z Azerbejdżanu, Tadżykistanu. Z Bośni i Albanii. Głosy miłości, głosy oddania i szacunku i deklaracje podążenia drogą wyznaczoną przez Soleimaniego na wieść o Jego śmierci płynęły z każdego miejsca na świecie – tych, w których żyją wierni muzułmanie, żyją ludy perskie, a zwłaszcza z tych, w których prześladowani są ludzie Wiary, w których tylko niszczy się prawdziwe wartości, w zamian oferując tylko nicość, nihilizm, demoralizację. Czyli – tak zwaną zachodnią demokrację, liberalizm i kapitalizm. I do dziś to przesłanie, to ZOBOWIĄZANIE nie osłabło.

Wielką próbą siły i odporności narodowej – stała się także ostatnia pandemia koronawirusa. Ameryka nieomal się od niej rozpadła, po raz kolejny udowodniono tylko, że nie istnieje nic takiego, jak społeczeństwo amerykańskie, że nie ma ono nie tylko niezbędnej dla przetrwania politycznej jedności, ale nawet elementarnej solidarności i wspólnotowości. Cały świat zachodni rozpadł się momentalnie na zamknięte części, jednakowo przerażone, sterroryzowane, poddane presji międzynarodowej finansjery, a tak zwany „wielki amerykański sojusznik” nie udzielił NIKOMU żadnej pomocy. W tej samej sytuacji Islamska Republika (jak zwykle) przetrwała POMIMO nieludzkich sankcji, pokazując czym jest prawdziwa jedność i zjednoczenie. To wyjaśnia dobitnie jak z tego narodu mógł wyjść takie wojownik, jak Generał Soleimani. Bo tylko prawdziwych bożych bojowników nie zmoże ni wojna, ni sankcje, ni pandemia, ni amerykańsko-syjonistyczny terroryzm.

 

Można by to przedstawić w formie wzoru matematycznego: im większe w jakimkolwiek regionie świata zaangażowanie amerykańsko-syjonistyczne – tym większe zagrożenie terrorystyczne, większe niebezpieczeństwo dla światowego bezpieczeństwa. Im większa zaś irańska pomoc dla realnego zwalczania terroryzmu i imperializmu, dla pokonania syjonizmu, który zjawiska te stworzył i ukazania prawdziwego oblicza saudyjskiego wahabityzmu, będącego tylko narzędziem syjonistów – tym większa szansa na pokój światowy, pozwalający nam wyjść poza ograniczenia korporacyjnego kapitalizmu i pokonać prawdziwe zagrożenia, związane z lichwą, biedą, bezdomnością, pornografią, zboczeniami, demoralizacją, upadkiem moralnym, socjalnym, intelektualnym i cywilizacyjnym świata poddanego syjonistyczno-amerykańskiej dominacji.

Od strony praktycznej fakty są oczywiste. To pomoc okazana przez Iran irackim szyitom zakończyła okres chaosu i zniszczenia w Iraku (choć dzieło to nie zostało w pełni zakończone do czasu, aż Irak opuszczą ostatni obcy żołnierza i agenci oraz korporacyjni wyzyskiwacze). To Iran i osobiście generał Soleimani rozstrzygnął wojnę w Syrii, pokonując terrorystów wspieranych przez syjonizm. To dzięki szyickim sojusznikom Iranu pokój panuje w Libanie (nadal jednak zagrożonym terroryzmem, o czym świadczył choćby potworny zamach w bejruckim porcie w sierpniu 2020 r.). To Iran ma wreszcie największe zasługi w powstrzymywaniu dwóch największych rozsadników terroryzmu nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale w skali globalnej: syjonistycznej okupacji w Palestynie oraz wahabickiej oligarchii w Arabii Saudyjskiej.

Jest to przecież zupełnie oczywiste i elementarne: zarówno tak zwana „wojna z terroryzmem” (czyli jego odbieranie wolności społeczeństwom Zachodu przy jednoczesnym rozsiewaniu zagrożenia), jak i sam terroryzm, kłamliwie nazywany „islamskim” – znikną w momencie, gdy unicestwiona zostanie syjonistyczna okupacja w Palestynie, a kraj ten i naród zostaną wyzwolone oraz gdy upadnie fałszywa, oligarchiczna, bluźniercza monarchia Saudów. Obu tych dzieł może zaś dokonać wyłącznie Iran, wyłącznie szyicka społeczność wiernych idąca za przykładem takich bohaterów, jak Generał Solejmani.

 

Iran – mocarstwo pokoju

 

Jak pamiętami – Iran odpowiedział na amerykańską zbrodnię, w sposób uznany powszechnie za racjonalny i adekwatny. Nie da się wycenić straty tak ogromnej, jak śmierć wielkiego Generała. Nie można więc też określić czy dokonana odpowiedź była współmierna do poniesionej ofiary. Iran jednak postąpił odpowiedzialnie, dając Ameryce szansę zabrania swoich chłopców do domu. Nie w tym bowiem rzecz, by na wzór syjonistów utopić Bliski Wschód we krwi, by mordować wzajemnie swoją młodzież, zabijać przywódców, obalać rządy i odbierać ludziom godność i wolną wolę. Iran był i pozostaje Imperium Pokoju – tym, które chce globalnej zgody i które realnie do niej dąży. Zadaje więc ciosy tam i tylko tam, gdzie jest to niezbędne i to w sposób chirurgiczny. I to naprawdę, nie na wzór syjonistycznych morderców nazywających tak swoje zbrodnie dokonywane tchórzliwie za pomocą dronów czy rakiet. Iran uderza tam, gdzie musi i kiedy musi, nie walcząc przecież z narodem amerykańskim czy narodami Europy, a przeciwnie – oferując im pokój i przesłanie miłości, jakże inne niż kłamstwa, chciwość i demoralizacja, które nieuchronnie towarzyszą syjonizmowi, imperializmowi i liberalizmowi.

Tymczasem Amerykanie są jak dzieci prowadzone przez chuliganów i oszustów. Trzeba ich przekonywać i popychać by zrobili to, co jest dobre i korzystne także i dla nich. Irańska odpowiedź była taką właśnie szansą daną Ameryce, by złapała oddech, obudziła się z amoku i otrząsnęła z syjonistycznej dominacji. USA to przecież także państwo okupowane!

To właśnie był wniosek wyprowadzony wprost z życia i dzieła samego Generała Soleimaniego, zgodny z jego drogą i doświadczeniem tego wielkiego życiorysu. Zbłąkaną owce odnajdź i przywróć do stada, ogłupiałe stworzenie uspokój i wychowaj do miłości. Jadowitą żmiję – zabij bez żadnej litości!

 

Figura Arcywroga

 

Łajdacy potrzebują wrogów, by tworzyć ich karykatury, a tych używać dla usprawiedliwienia swoich łajdactw. System propagandy amerykańskiej (zwłaszcza w jej syjonistycznej odmianie) chętnie operuje formułą „Wroga Publicznego nr 1” – czyli kogoś, kogo można obciążyć winą za wszelkie zbrodnie (głównie własne bądź wprost wymyślone), za każde niepowodzenie, koszt i problem, także wewnętrzne i w efekcie na kim można zogniskować ludzki strach i nienawiść, jednocześnie znajdując pretekst do kolejnych agresji, morderstw, rabunków i okupacji, stanowiących istotę międzynarodowej aktywności amerykańsko-syjonistycznej.

I nie ma przy tym znaczenia czy wczorajszy Arcywróg – nie okaże się jutrzejszym sojusznikiem i zbawcą i… odwrotnie. Ameryka przećwiczyła to zresztą choćby po II wojnie światowej, gdy dosłownie z dnia na dzień Stalin z ukochanego Wujka Joe, najlepszego przyjaciela Ameryki, pogromcy Hitlera – stał się złowieszczym diabłem chcącym zniszczyć amerykański styl życia. Dzięki tej szybkiej transformacji Amerykanie pokornie przełknęli i amerykańską inwazję na Koreę, i tropienie rzekomych agentów, skutkujące wzrostem wszechwładzy FBI, i potężne wydatki na zbrojenia, nabijające kabzę sektorowi wojenno-przemysłowemu, powiązanemu z syjonistycznymi kapitałami. I nikt nie jest bezpieczny przed amerykańską przewrotnością. Hołubionym partnerem Waszyngtonu był przecież i Saddam Husajn gdy dokonywał zbrodni wojennych na ludności Iranu – a potem bez skrupułów został wszak przez tych samych Amerykanów zdradzony, napadnięty i zamordowany. Bliskim przyjacielem rodziny Buszów był Osama ibn Laden – którego karykaturalny wizerunek stał się następnie alibi dla amerykańsko-syjonistycznego podpalenia świata w ramach „walki z terroryzmem”, choć przecież światowymi stolicami terroryzmu są i Waszyngton, i Tel Awiw (z podporządkowanymi ośrodkami m.in. w Albanii i Arabii Saudyjskiej.

Amerykanie zresztą zawsze zdradzali i porzucali wszystkich – co wiemy doskonale choćby na przykładzie afgańskich mudżahedinów czy nieszczęsnych irackich i syryjskich Kurdów, używanych bez skrupułów do wykonywania rozkazów przychodzących bezpośrednio od syjonistów. Nikt więc, a już na pewno nie człowiek tak światły, znający historię i widzący przyszłość jak Ghasem Solejmani nigdy nie uwierzyłby Wielkiemu Szatanowi i jego sługom. Generał nie bronił ludu Syrii, nie bronił w istocie całego świata, w tym i Europy przed plugawymi daesz dla poklasku czegoś tak niestałego i manipulowanego, jak tak zwana amerykańska opinia publiczna. Generał walczył na chwałę Bożą, ratując naród syryjski. Obłudne gratulacje amerykańskie – w kontekście późniejszej zbrodni i prób zbrukania pamięci Generała (oczywiście nieskutecznych) tylko jeszcze bardziej obnażają światu amerykańskie zakłamanie i zbrodniczość syjonizmu.

 

Iran a przywrócenie porządku międzynarodowego

 

Iran już w tej chwili odgrywa kluczową rolę w kształtowaniu się nowego, multipolarnego ładu światowego, w którym Stany Zjednoczone bezpowrotnie tracą pozycję hegemona-tyrana uzyskaną zakończeniu Zimnej Wojny amerykańsko-sowieckiej. Czas Ameryki bezpowrotnie dobiega końca, co oczywiście musi wiązać się z wstrząsami, zwłaszcza w newralgicznych regionach, jak Bliski Wschód. Jest oczywisty, że bez amerykańskiej siły najemniczej – straci podstawy swojego istnienia zwłaszcza syjonistyczna okupacja w Palestynie, której elity już są gotowe do pełnej ewakuacji, w szczególności do wciąż okupowanego przez syjonistów… USA. Zanim to jednak nastąpi – zbrodniarze będą chcieli zostawić po sobie zgliszcza i choć nie mogą trwale zaszkodzić Iranowi, Syrii czy nawet Libanowi, będą starali się uczynić wszystko, by utrudnić odbudowę zniszczonych przez siebie krain. Rola Iranu jest więc tu strategiczna, ale i delikatna. Jak do tej pory bowiem – ponosi on szczególny ciężar, związany z sankcjami i odpieraniem syjonistycznych agresji na niewinne państwa i narody bliskowschodnie. Równocześnie zaś wspiera ich odbudowę, a przecież sam stoi przed ogromnym zadaniem utrzymywania i podnoszenia poziomu życia własnego społeczeństwa. To wielka, nie mająca sobie równych misja i odpowiedzialność.

Geopolityczna pozycja Islamskiej Republiki jest co najmniej równie istotna. Jej wizualizacją pozostaje wielki szyicki półksiężyc od Libanu przez Syrię, Irak, Bahrajn, Jemen – uzupełniony o drugą linię ludów perskich, sięgającą po Tadżykistan i Afganistan. Jeśli dodać do tego rosnącą pozycję Iranu na Zakaukaziu i w Azji Środkowej (stanowiącej podbrzusze całej Eurazji) – widzimy wielką przestrzeń zagospodarowywaną i objętą wielką myślą i praktyką strategiczną Iranu. Ma on na tam obszarze nie tylko zadania konfrontacyjne, defensywne wobec prowokacji amerykańsko-syjonistyczno-saudyjskich, ale przede wszystkim ideową, koordynacyjną i organizacyjną w stosunku do partnerów. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że na całym mega-kontynencie eurazjatyckim – Iran znajduje się wśród graczy pierwszoplanowych, obok m.in. Chin, Rosji i potencjalnie Europy (jeśli ta zrzuci uzależnienie od USA). W takim czworokącie (z udziałem mocarstw regionalnych i innych niezależnych podmiotów, także z emancypującej się Ameryki Południowej, Afryki i reszty Azji) – rozstrzygać się będą sprawy przyszłego świata wolnego od syjonizmu i amerykańskiej dyktatury.

Skorpion syjonizmu

Oczywistym jest przecież także, że zarówno pomysł, plan, zlecenie, jak i wykonanie tej zbrodni nie mogło być niczyje inne niż syjonistyczne. Poziom syjonistycznej infiltracji nie tylko kierownictwa politycznego, ale i wojskowego Stanów Zjednoczonych jest niewyobrażalny. W istocie tak jak USA to tylko globalny ochroniarz dla syjonistycznej okupacji, tak US Army są najemnikami w służbie w Tel Awiwu. Zresztą, dotyczy to nie tylko wojska. Izraelskie służby specjalne są nadrzędne w stosunku do CIA, FBI, NSA i wszelkie agencji federalnych terroryzujących amerykańskie społeczeństwo oraz inne państwa i narody w imieniu USA. Izraelski szkolenie widzieliśmy na przykład podczas tłumienia zamieszek zorganizowanych przeciw brutalności policji i obojętności rządu pod hasłem Black Lives Matter. Syjoniści kierują Stanami Zjednoczonymi już zupełnie bezpośrednio, naciskając spusty karabinów, odpalając rakiety i wysyłając drony, pałując i dusząc manifestantów. Postaci takie Donald Trump, Mike Pompeo, generał Mark A. Milley czy generał K. F. McKenzie Jr – to tylko marionetki do naciskania przycisków, podczas gdy prawdziwe rozkazy płyną z Tel Awiwu.

Nigdy zresztą nie możemy być pewni nawet tego, czy Amerykanie są choćby i wykonawcami, specami od brudnej roboty, czy też Izrael sam robi to, co umie najlepiej – czyli morduje, a Ameryka przyznaje się posłusznie do zamachów. Oczywiście, jest to ze strony władz w Waszyngtonie skrajna nieodpowiedzialność i narażanie własnych obywateli. Dla D. Trumpa jednak ważniejszy był, jest i zawsze by był los syjonistów niż zwykłych Amerykanów! Ten człowiek obiecał, że będzie „najbardziej pro-izraelskim prezydentem w historii” i słowa konsekwentnie dotrzymał, do ostatnich dni swej fatalnej prezydentury. Na szczęście – dzięki takim błędom, jak kolejna próba sprowokowania Iranu – Trump tylko przybliżył nieuchronny koniec syjonizmu i amerykańskiego imperializmu.

A ostatecznym zwycięzcą będzie Islamska Republika Iranu, prowadzona światłem męczenników takich, jak Generał Soleiamani!

 

Ostateczne zwycięstwo Generała

 

Tak zwany “Izrael” (nazwa ta jest bluźnierstwem w uszach każdego chrześcijanina – to syjonistyczna okupacja, nie żaden Izrael!) jest nieobliczalnym państwem faszystowskim, gotowym podpalić świat dla własnego zysku. W dodatku zaś ma w swej mocy blisko 5. milionów palestyńskich zakładników, których życiem syjonistyczni zbrodniarze szantażują resztę świata. To każe postępować rozważanie i odpowiedzialnie. To żmije i skorpiony, ale zarazem wiadomo, że nade wszystko – ludzie interesów, zysków i pieniędzy. Nie raz w historii sprzedawali własnych krewnych, zostawili tysiące normalnych, uczciwych Żydów na śmierć podczas II wojny światowej w Europie, są gotowi wszystko i wszystkich przeliczyć na złoto i dolary. Trzeba więc ich zmusić, by dalsze utrzymywanie okupacji Palestyny – przestało się elitom syjonistycznym opłacać. Wtedy skończy się gadanie o „ziemi obiecanej”, o „trzeciej świątyni” i tym podobna propaganda, którym globalna finansjera tylko mąci w głowę pobożnym Żydom i amerykańskim protestanckim chrześcijanom. Dla nich to tylko biznes, fanatyzmu używają jako narzędzia. Oczywiście, są wśród nich fanatycy, są zbrodniarze i imperialiści gotowi jak zwykle wrócić na drogę najazdów, okupacji i ludobójstwa. Ale ludzie pieniądza, a Wielki Syjon stoi właśnie na pieniądzu – rozumieją, że każdy interes się kończy, a dobry interes to taki, z którego wyciągnęto wszystkie możliwe zyski i wycofano przed plajtą.

Oczywiście więc, aktem sprawiedliwości dziejowej byłoby zepchnięcie syjonistów do morza – tam, skąd przyszli, zanim sterroryzowali żyjących w zgodzie w Palestynie miejscowych wiernych muzułmanów, żydów i chrześcijan. Chodzi też o to, by nie zostawili po sobie jeszcze więcej trupów i spalonej ziemi. Stąd musi to wyglądać na deal. Nie, nie dwustronny. Nie trzeba sobie brudzić rąk rozmowami z syjonizmem. Wystarczy, że Tel Awiw, a zwłaszcza Wall Street i City same dostrzegą okrążenie szyickim pierścieniem, przy jednoczesnym nieposkromionym oporze wolnych Palestyńczyków. To się musi wydarzyć! To już się dzieje, a ucieczka Amerykanów z Bliskiego Wschodu w wyniku sukcesów Generała Solejmaniego i wobec reakcji Iranu na jego zamordowanie – jest właśnie elementem tego procesu. Zabijając wielkiego szyickiego przywódcę – Amerykanie i syjoniści ostatecznie przypieczętowali los syjonizmu, nie tylko na Bliskim Wschodzie. I to będzie kolejne, gigantyczne zwycięstwo Generała Solejmaniego – pogromcę wrogów Boga i ludzkości nawet zza grobu!

 

Konrad Rękas

Artykuł ukazał się w języku perskim i angielskim w Księdze Pamiątkowej poświęconej Generałowi Ghasemowi Sojemaniemu opublikowanej w Teherania i Karbali w związku z pierwszą rocznicą Jego śmierci.

 

Koszulka – Generał Solejmani

Koszulka – Hezbollah

2 komentarze

Leave a Reply