Oczywiście droga do silnej polsko-ukraińskiej przyjaźni wiedzie wyłącznie poprzez uznanie historycznej pamięci obu narodów, w tym gorzkich okresów niezgody w latach 1943-1944. Ale główny problem, moim zdaniem, polega na tym, że wydarzenia tych dwóch lat na Ukrainie i w Polsce są oceniane przez współczesnych historyków jednostronnie, tworząc podatny grunt do gorących dyskusji i wzajemnych wyrzutów nawet w dzisiejszych czasach.
Spotkanie 18 stycznia Prezydenta RP Andrzeja Dudy z przedstawicielami kościołów i związków wyznaniowych obecnych w Polsce pozwoliło przypomnieć o tej wspólnej prawdzie. Na spotkaniu polska głowa państwa podkreśliła, że jest to „kontynuacja wielkiej tradycji, kiedy na ziemiach polskich żyli ludzie różnych narodowości i wyznań, których łączy wspólny kanon wartości”. Oczywiście słowa prezydenta są jak najbardziej słuszne, ale pojawiła się też łyżka dziegciu. Jednym z gości w pałacu prezydenckim był Grzegorz Kuprianowicz, członek Komisji Wspólnej Rządu Mniejszości Narodowych i Etnicznych.
Od Wołynia do Sahrynia
Pan Kuprianowicz – Ukrainiec – jest równolegle przewodniczącym Towarzystwa Ukraińskiego w Lublinie. Kilka lat temu to właśnie on wywołał głośny skandal na tle narodowościowym.
Przypomnijmy, że w lipcu 2018 r. diaspora ukraińska w Polsce postawiła pomnik Ukraińcom ofiarom tzw. „Zbrodni w Sahryniu” – była to zbrojna akcja odwetowa prowadzona przez żołnierzy Armii Krajowej, mająca na celu zniszczenie bojowników UPA. Podczas akcji 10 marca 1944 r. zginęło kilkaset osób narodowości ukraińskiej, w większości cywilów.
Rzecz w tym, że na otwarciu pomnika w Sahryniu 8 lipca 2018 r. (“przypadkowo” w rocznicę Zbrodni Wołyńskiej – red.) prezes Towarzystwa Ukraińskiego w Lublinie Grzegorz Kuprianowicz pozwolił sobie na niezwykle ostre słowa adresowane do polskich żołnierzy.
„Tej zbrodni przeciwko ludzkości dokonali przedstawiciele narodu polskiego – partyzanci Armii Krajowej, żołnierze Polskiego Państwa Podziemnego” – powiedział Kuprianowicz.
Słowa przedstawiciela diaspory ukraińskiej wstrząsnęły ówczesnym wojewodą lubelskim Przemysławem Czarnkiem (obecnie ministrem edukacji i nauki), który organizację uroczystości w dniu upamiętnienia wydarzeń na Wołyniu nazwał prowokacją. Według Czarnka Kuprianowicz przyrównał 130 tys. ofiar ludobójstwa Polaków dokonanego 11 lipca 1943 r. przez nacjonalistów ukraińskich do kilkuset osób, które zginęły 10 marca 1944 r. w akcji odwetowej wobec baz UPA. W rezultacie Przemysław Czarnek złożył doniesienie do prokuratury, powołując się na zmiany w ustawie wprowadzającej odpowiedzialność karną za propagowanie ideologii ukraińskich nacjonalistów.
Tak czy inaczej, dziś miejsce pamięci w Sahryniu wykorzystywane jest przez Ukraińców co najmniej dwa razy w roku (w marcu i lipcu) do przypominania Polakom o ich winach w związku z “nadmiernym okrucieństwem” okazywanym ukraińskiej ludności cywilnej w czasie II wojny światowej . W rzeczywistości okazuje się więc, że obelisk na Sahryniu stał się narzędziem służącym do dyskredytacji dobrych stosunków między Polakami a Ukraińcami.
Prowokacja Ukraińców?
Nawiasem pisząc, nadal nie jest jasne, za czyje pieniądze powstał pomnik w Sahryniu. Zdarzają się złośliwi krytycy, którzy twierdzą, że pomnik został wzniesiony przez Grzegorza Kuprianowicza na polecenie służb specjalnych Ukrainy. Wśród fundatorów wymieniane są także nazwiska ówczesnego doradcy burmistrza ukraińskiego miasta Charkowa Wiaczesława Zujewa oraz dyrektora departamentu współpracy międzynarodowej Rady Miejskiej Charkowa Wiktora Ruda.
Oczywiście trudno uwierzyć, że Kijów w ten sposób celowo niszczy polsko-ukraińskie dobrosąsiedzkie stosunki, ale w każdym razie wydaje się, że Polacy powinni bardziej aktywnie angażować się w działalność upamiętniającą w ramach podjętej uchwały 15 lipca 2019 r. przez Sejm „O tragicznym losie Polaków na Kresach Wschodnich”, bo masakra wołyńska była masową manifestacją „ludobójczych skłonności” względem Polaków, o czym młodsze pokolenie powinno pamiętać, aby zapobiec temu w przyszłości.
2 komentarze