Ronald Lasecki: Chiny wobec wojny w Sudanie

Pekin i Chartum od dawna łączą relacje sojusznicze. W konsekwencji oderwania się od Sudanu chrześcijańsko-animistycznego Południa i proklamowania tam Republiki Południowego Sudanu w lipcu 2011 roku, 3/4 sudańskich zasobów ropy – możliwości eksportowe Sudanu sprzed podziału wynosiły 350 baryłek ropy dziennie – odziedziczonych zostało przez nowe państwo ze stolicą w Dżubie. W nowej sytuacji, ropa ze złóż kontrolowanych przez władze w Dżubie, może być póki co eksportowana jedynie ropociągiem biegnącym przez terytorium kontrolowane przez władze w Chartumie. Toczące się od kilku miesięcy negocjacje w Addis Abebie dotyczyły ustalenia ceny za tranzyt ropy z Południa rurociągiem biegnącym przez terytorium muzułmańskiego Sudanu.

Podczas marcowej rundy negocjacji, sudański minister spraw zagranicznych, Ali Karti zwrócił się o pomoc do swojego tradycyjnego chińskiego sojusznika. W odpowiedzi, wiceprezydent Chin, Xi Jinping zaapelował do Chartumu i Dżuby by „zachowały cierpliwość i jak najszybciej doprowadziły do rozwiązania dzielącego je sporu”. Według Laury Barber, ekspert London School of Economics, jest to ze strony Chin „delikatne działanie na rzecz utrzymania równowagi”. Dla izolowanego dyplomatycznie od lat 90-tych Chartumu, Chiny stały się głównym odbiorcą eksportowanej przez niego ropy. Chiny zbroiły też armię sudańską, od dwudziestu lat prowadzącą wojnę przeciw Ludowemu Ruchowi Wyzwolenia Sudanu (SPLA), obecnie sprawującemu władzę w Dżubie.

Od czasu porozumień pokojowych z 2005 roku, gdy pojawiła się perspektywa uzyskania niepodległości przez Południe, Chiny starały się budować poprawne relacje także z separatystami, pomimo że ci odpowiadali za większość zamachów przeciw chińskim instalacjom naftowym. Jak zauważa Stéphanie Kleine-Ahlbrandt, dyrektor ds. Azji Północno-Wschodniej w International Crisis Group, „Pekin znalazł się w niepewnej sytuacji, zaklinowany pomiędzy swym dawnym sojusznikiem, Północą, a swym nowym sojusznikiem, Południem, każdy z których stara się przeciągnąć Chiny na swoją stronę”.

Chartum postanowił użyć w roli argumentu ropę południowosudańską, ku wściekłości władz w Dżubie, które w styczniu 2012 r. zaprzestały eksportu. Sytuacja uległa zaognieniu w marcu, gdy doszło do walk na lądzie i bombardowań ze strony armii sudańskiej, zaś siły południowosudańskie odbiły z rąk Sudańczyków sporną prowincję Heglig, na terenie której znajdują się obfite złoża ropy. Złoża te eksploatowane są przez konsorcjum Greater Nile Petroleum Operating Company (GNPOC), w którym 40% udziałów ma China National Petroleum Corporation (CNPC).

Dla uregulowania tej kwestii, prezydent Sudanu Południowego, Salva Kir złożyć ma w dniach 23-28 kwietnia wizytę w Pekinie. Tak długa, niecodzienna w przypadku przywódców afrykańskich wizyta, dobitnie świadczy o roli nadawanej stanowisku Chin przez obydwu protagonistów zaogniającego się konfliktu. Stéphanie Kleine-Ahlbrandt uważa, że pomimo wyrwania spod kontroli Chartumu kluczowych dla Chin afrykańskich złóż ropy, Pekin nie porzuci łatwo swojego starego sojusznika. „Sudan był jednym z pierwszych celów w chińskiej kampanii 'go out’ (apelu do chińskich przedsiębiorców by, począwszy od lat 90-tych, masowo inwestowali za granicą) i pozostaje jego sojusznikiem militarnym”.

Chiny w polityce sudańskiej opierają na swoim doświadczeniu z czasów wojny w Darfurze, gdy wywarły na Chartum presję, by wyraził zgodę na rozmieszczenie w 2007 r. w tej zachodniej prowincji sił międzynarodowych. W przeciwieństwie do pozostałych mocarstw, Pekin posiada zatem narzędzia wpływu na wszystkie strony konfliktu. W listopadzie 2011 roku specjalny chiński wysłannik, Liu Gudżin odwiedził Chartum i Dżubę, próbując doprowadzić do porozumienia pomiędzy obydwoma państwami. W lutym bieżącego roku, przedstawiciele kontrolowanego przez chiński CNPC i malajski Petronas przedsiębiorstwa naftowego PetroDar próbowali bez powodzenia doprowadzić do porozumienia w sprawie transportu południowosudańskiej ropy rurociągiem wiodącym przez terytorium Sudanu.

Według Matthew Bella z Frontier Economics, kwestia stabilności Sudanu jest dla Chin niezwykle istotna. W 2008 roku około 5% importowanej przez Chiny ropy pochodziło z Sudanu, zaś CNPC pozostaje głównym udziałowcem wszystkich południowosudańskich szybów naftowych. Według pochodzącej z 2010 r. prognozy Bella, straty płynące z wybuchu ewentualnej wojny pomiędzy Północą a Południem sięgnęłyby 100 mld. dolarów. Chiny pragną tymczasem nadal czerpać korzyści z importu sudańskiej ropy i wobec tego, wciągnięcie w nowy konflikt w tym regionie jest dla nich bardzo niekorzystne. Mogące stąd płynąć niebezpieczeństwo ilustrują fakty takie, jak porwanie w styczniu 29 chińskich robotników w Południowym Kordofanie, oraz z Południowego Sudanu usunięcie w lutym chińskiego przedstawiciela PetroDaru. Wobec tego rodzaju incydentów, Chiny widzą zagrożenie dla 15 tysięcy swoich pracowników zatrudnionych w Sudanie.

Dalsze skomplikowanie sytuacji płynąć może z projektu przeprowadzenia ropociągu z Południowego Sudanu przez Kenię, do czego zachęca Chiny kenijski prezydent Mwai Kibaki. Decyzja taka, oznaczałaby jednak dla Chartumu casus belli.

Wobec zagrożenia dla chińskich inwestycji i życia chińskich robotników zatrudnionych w Sudanie, Pekin może rozważyć ograniczenie swojej obecności w tym kraju. Według Stéphanie Kleine-Ahlbrandt, „Jest bardzo mało prawdopodobnym, by Pekin zaprzestał swojego zaangażowania w obydwu państwach sudańskich. Ale niektórzy chińscy analitycy stawiają dziś pytanie o wielkość tego zaangażowania”.

Ronald Lasecki

(artykuł ukazał się także na geopolityka.net, napisano na podst. M. Bachorz, Entre les deux Soudan, la Chine ne choisit pas, AFP [19.04.2012])

Leave a Reply