Adam Danek: W obronie tyranii

Artykuł p. prof. Jacka Bartyzela „Gdzie stoją legitymiści?”* powstał, jak zaznacza na wstępie sam Autor, jako odpowiedź na pytanie zadane przez jednego z członków środowiska, z jakim związany jest również piszący te słowa. Pytanie dotyczyło zaś tego, po której stronie powinni opowiedzieć się legitymiści w konflikcie między liberalnym blokiem zachodnim, dążącym do ukształtowania międzynarodowego systemu politycznego według własnych zasad doktrynalnych, a podmiotami i siłami politycznymi podważającymi taki system ze zróżnicowanych, choć zawsze antyliberalnych pozycji ideowych.

Z konieczności ograniczymy się tu do przytoczenia najistotniejszych elementów odpowiedzi p. prof. Bartyzela: To, że demoliberalizm jest śmiertelnym wrogiem katolicyzmu i wszelkiej Tradycji, to rzecz niewymagająca wyjaśnień. Ale czy inaczej rzeczy się mają z owymi »alterglobalistami«? Kimże oni są? (…). To albo bezpośredni kontynuatorzy najbardziej odrażających tyranii komunistycznych o specyficznym odcieniu lokalnym (jak północnokoreańska »kimokracja«), albo islamiści – często także wyznający taką lub inną wersję »arabskiego socjalizmu«, albo niezliczone potomstwo różnych marksistowskich, trockistowskich czy po prostu demagogicznych i populistycznych sekt, specjalnie dziś wpływowych w Ameryce Łacińskiej. Z legitymistycznego punktu widzenia różnica pomiędzy obu tymi śmiertelnymi wrogami jest tylko jedna: demoliberalizm niszczy Tradycję powoli, »pokojowo«, podstępnie i rozkładowo, wpuszczając w krwiobieg społeczny kropla po kropli rozkładowe toksyny; »alterglobalizm« natomiast – w razie jego zwycięstwa – grozi śmiercią natychmiastową przez powszechną rzeź i zniszczenie. »Alterglobaliści« nie będą przy tym wybierać i rozróżniać pomiędzy »atlantyckimi« demoliberałami a »europejskimi« tradycjonalistami; pod nóż pójdą wszyscy. 60 lat temu, w innej oczywiście konfiguracji, kiedy »alterglobalizm« był po prostu sowieckim komunizmem u szczytu jego potęgi, wielki odnowiciel tradycji klasycznej (w jej platońskiej wersji) – Eric Voegelin, zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że anglosaska demokracja jest takim samym gnostycyzmem – a więc chorobą duszy – jak komunizm, jednakowoż jako wykwit wczesnej fazy gnostycyzmu (»gnostycka prawica«), postacią łagodniejszą, która z tego powodu, że zaszczepiona na podłożu instytucji tradycyjnych, egzystencjalnie stanowi jakąś linię oporu przed furią spustoszenia, niesionego przez »gnostycką lewicę«. Jeśli zatem siły cywilizacyjne mogą zostać kiedyś odbudowane, to jednak tam, gdzie »alterglobalizm« nie zwycięży, bo wtedy już »nic nie będzie« – jak powiedział »klasyk«. Najpierw trzeba żyć – czyli także przeżyć – a potem filozofować, mówi znane przysłowie. Zasadnicza myśl Autora, o ile dobrze rozumiem, daje się więc streścić następująco: legitymista nie sympatyzuje z żadną ze stron konfliktu, ale z dwojga złego woli już żyć w bloku liberalno-demokratycznym, bo ten przynajmniej pozwala mu przetrwać i pozostawia jakąś swobodę działania.

Po przeczytaniu powyższych słów mimowolnie przychodzi na myśl postać filozofa politycznego prof. Leo Straussa (1899-1973), zaliczanego często do konserwatystów. Strauss przeprowadził fundamentalną, wnikliwą krytykę filozoficzną nowożytnej polityki, oskarżając ją o zdradę klasycznej greckiej nauki o polityce – tylko po to, by na końcu ogłosić, że liberalna czy konstytucyjna demokracja zbliżyła się do tego, czego wymagali klasycy, bardziej niż jakiekolwiek alternatywne rozwiązanie liczące się w naszych czasach. Kiedy indziej Strauss miał stwierdzić, iż niekoniecznie chciałby żyć w ustroju najlepszym z filozoficznego punktu widzenia. Jego uczniowie, zwani „straussistami”, przekuli pogląd swego mistrza w przekonanie, że nawet jeśli demokracja zasługuje na krytykę, to jeszcze nie powód, żeby ją odrzucać, nawet jeżeli wymaga skorygowania, to w każdym razie nie ma dla niej alternatywy. Jeden ze „straussistów”, Thomas Pangle (ur. 1944), napisał na przykład książkę o wymownym tytule Uszlachetnianie demokracji (1992).

Pomimo polityki „eksportu demokracji”, uprawianej agresywnie przez blok zachodni, na świecie jednak wciąż funkcjonuje wiele różnorodnych ustrojów. Z artykułu p. prof. Bartyzela wynikałoby, iż w sytuacji wyboru dla legitymisty demokracja jest spośród nich ustrojem najmniej złym. Z taką oceną nie sposób się zgodzić. Z konserwatywnego punktu widzenia hierarchizacja współczesnych ustrojów powinna być odwrotna. W sytuacji braku tradycyjnej monarchii zawsze lepsza jest proteza monarchii, niż demokracja, która niszczy samą zasadę władzy i podstawy ładu politycznego. Przykładu dostarcza tu antyczna tyrania Pizystratydów. Po obaleniu w Atenach królestwa Ateńczycy eksperymentowali z coraz bardziej kolegialnymi formami rządu, co nie przysparzało państwu stabilności. Dopiero narzucone siłą, tyrańskie rządy Pizystrata oraz jego synów Hipiasza i Hiparcha (561-514 przed Chrystusem) przywróciły w nim elementarny porządek, wzmocniły je politycznie, a dzięki mecenatowi władców przyniosły mu też rozkwit kultury i nauki. Później, za czasów Peryklesa (444-429 przed Chrystusem), demokracja w Atenach oznaczała rządy pierwszego obywatela, a nie zgromadzenia. W jakiejś postaci respektowała zatem zasadę władczą i bliższa niż dzisiejszemu demoliberalizmowi była plebiscytarnej dyktaturze (od Bonapartego przez Mussoliniego do Pinocheta) – temu, co konserwatywny polski prawnik prof. Antoni Peretiatkowicz (1884-1956) nazwał cezaryzmem demokratycznym.

W tym miejscu warto zatrzymać się przy pojęciu tyranii. W klasycznej myśli greckiej pojęcie to nie oznaczało rządów okrutnych czy niesprawiedliwych, lecz rządy jednego człowieka, który doszedł do władzy w sposób niezgodny z zasadami prawa danej wspólnoty politycznej. Tyranami w sensie klasycznym są więc we współczesnym świecie rządy autorytarne i dyktatury, ustanowione drogą zamachu stanu. Rzeczywistość nie potwierdza, by demokracja gwarantowała przynajmniej przetrwanie, a one nie – często bywa odwrotnie. Tyrania (tzn. dyktatura) Saddama Husajna w Iraku chroniła tamtejsze wspólnoty chrześcijańskie; w jej okresie wyznawcy chrześcijaństwa dochodzili nawet do wysokich stanowisk państwowych. Po jej obaleniu przez agresję wojskową Zachodu i mordzie sądowym na samym dyktatorze demokratyczny Irak zamienił się w arenę masowych i krwawych prześladowań chrześcijan, których setki tysięcy uszło już stamtąd za granicę, by ratować własne życie. Długoletnia dyktatura gen. Muhammada Hosni Mubaraka w Egipcie trzymała w ryzach radykalne środowiska muzułmańskie. Dopiero w jej schyłkowym okresie, wobec wyraźnego słabnięcia rządów, w kraju tym eksplodował antychrześcijański terror, by trwać nadal po obaleniu Mubaraka. Podobny los czeka przypuszczalnie chrześcijan w Libii po obaleniu przez kolejną agresję wojskową Zachodu dyktatury Muammara Kaddafiego – triumfująca tam obecnie „demokratyczna opozycja” dała już tego przedsmak, profanując i niszcząc chrześcijańskie cmentarze, w czasach Kaddafiego otaczane opieką przez państwo. W Syrii, rządzonej autorytarnie przez rodzinę Assadów, państwo od kilkudziesięciu lat chroni chrześcijan, druzów i alawitów; ministrem obrony jest tam wyznawca prawosławia, a trzej inni ministrowie to katolicy. Jeżeli Zachód zdoła obalić istniejący rząd Syrii i „zdemokratyzować” to państwo, możemy przewidywać, iż tamtejsze wspólnoty chrześcijańskie prędzej czy później pójdą – jak wyraża się p. prof. Bartyzel – pod nóż. Między innymi dlatego należy bronić syryjskiego autorytaryzmu.

Tak więc to właśnie klasycznie pojmowane tyranie są mniej złe, czyli lepsze, od reżimów demokratycznych, a nie na odwrót. W przeciwieństwie do demokracji przynamniej wzmacniają one państwo, z reguły także starają się konsolidować wspólnotę narodową oraz chronić tożsamość kulturową kraju. Rozumnej tyranii potrzebuje także dzisiejsza Polska. Wenezuelski teoretyk dyktatury Laureano Vallenilla Lanz (1870-1936) napisał, iż „silny rząd, władza osobista i despotyczna to pierwsza konieczność dla ludów marzących o ukonstytuowaniu się”. To konieczność nie tylko dla ludów marzących o ukonstytuowaniu się, ale i dla ludów chcących się wydobyć z poważnego kryzysu i stanu politycznego osłabienia.

Stanowisko przywołanego wcześniej Leo Straussa można sparafrazować słowami: „W takim świecie, jaki jest, to już wolę demokrację od tych wszystkich tyranów.” My w takim świecie, jaki jest, zdecydowanie wolimy tych wszystkich tyranów od demokracji. Są mniej nowocześni, a zarazem pożyteczniejsi.

Adam Danek

* http://www.pch24.pl/gdzie-stoja-legitymisci-,3053,i.html

10 komentarzy

Leave a Reply